{"vars":{{"pageTitle":"Luksusowe nieruchomości nie tracą na pandemii. "Maili i telefonów jest więcej niż normalnie"","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["wywiady"],"pageAttributes":["bbi-development","budownictwo","handel","koronawirus","luksus","nieruchomosci","pandemia"],"pagePostAuthor":"Martyna Trykozko","pagePostDate":"10 kwietnia 2020","pagePostDateYear":"2020","pagePostDateMonth":"04","pagePostDateDay":"10","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":49391}} }
300Gospodarka.pl

Luksusowe nieruchomości nie tracą na pandemii. „Maili i telefonów jest więcej niż normalnie”

Zainteresowanie luksusowymi nieruchomościami w czasie pandemii nie tylko nie spadło, ale wręcz wzrosło. Ludzie mają więcej czasu, ale też uważają, że to dobra lokata kapitału – mówi w wywiadzie Michał Skotnicki, prezes zarządu BBI Development SA, firmy odpowiedzialnej m.in. za praskiego Konesera czy apartamentowiec Złota 44.

Martyna Trykozko, 300Gospodarka: Jak wygląda sytuacja firmy w tych nietypowych okolicznościach?

Michał Skotnicki, prezes zarządu BBI Development SA: Każda firma na rynku stara się dostosować do tej zupełnie zmienionej sytuacji. Takie firmy jak nasza przechodzą na pracę zdalną i to się udaje. Jako deweloper przygotowujemy pewne procesy prawno-administracyjne projektu i dzięki łączności na odległość można wiele zrobić, chociaż oczywiście nie wszystko. Architektura, kwestie postępowań administracyjnych, prawnych – w dużym zakresie można to robić zdalnie.

Jeśli chodzi o akty notarialne, przenoszenie własności, to dokumenty są przygotowywane zdalnie i sam akt jest robiony już bardzo zwięźle, z zachowaniem zasad higieny, w kancelarii notarialnej. Biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znajdujemy, uważam, że instytucje państwowe powinny wyjść naprzeciw oczekiwaniom konsumentów i deweloperów wprowadzając powszechną digitalizację usług, w tym notarialnych.

Czyli tylko krótkie spotkanie na przeprowadzenie koniecznych procedur?

Tak, trzeba odczytać akt i go podpisać, wszystko wcześniej jest ustalone. Więc to się da zrobić. Z kolei komercjalizacja oczywiście wymaga fizycznej obecności klienta. Tym niemniej, nasz dział sprzedaży – tutaj myślę o Złotej 44 – prężnie działa. Paradoksalnie klienci mają teraz więcej czasu, więc zapytań formalnych, maili czy telefonów jest więcej niż normalnie.

Pracujemy w taki sposób, że wysyłamy plany, warunki, zdjęcia, materiały wideo w formie wirtualnych spacerów po apartamentach, drogą mailową, ustalając z klientem, że spotkamy się już po zniesieniu obecnych restrykcji.

Czy ta zwiększona liczba zapytań to konsekwencja tylko tego, że ludzie mają więcej czasu, czy może jeszcze jakieś czynniki wchodzą w grę? Może niektórzy spodziewają się skoków cen?

Na pewno należy wziąć po uwagę takie kwestie, że dodruk pieniądza jest teraz w modzie, a nieruchomości są wartością trwałą. Nieruchomości luksusowe wydają się być bardziej odporne na kryzysy, a w nieruchomościach popularnych, trzeba to podkreślić, specjaliści i tak spodziewali się pewnej korekty cen, niezależnie od pandemii. Więc ona teraz pewnie nastąpi, chociaż pewnie nie będzie tak głęboka, jak wszyscy sądzą.

Natomiast w nieruchomościach wyjątkowych – mówię tutaj o apartamentach, ale również o biurowcach zlokalizowanych w wyjątkowych miejscach lub też czymś się wyróżniających – jest to odpowiedź na inflację. Stąd też wydaje się, że niektóre zapytania wynikają nie tylko z wolnego czasu, ale również z chęci ulokowania gdzieś środków. Nieruchomości to w końcu dobra i pewna lokata kapitału.

A jakiej korekty na rynku pan się spodziewa?

Trudno powiedzieć w momencie, kiedy nie wiemy, jak długo potrwa lockdown. W segmencie popularnym ceny lekko przebiły poziom z 2008 roku, ale nie są znacząco wyższe.

W międzyczasie gospodarka się rozwinęła, była też inflacja, koszty robót budowlanych wzrosły. Nie mamy do czynienia z bańką, jaka czasami występuje na Zachodzie, więc ta korekta pewnie będzie w miarę umiarkowana.

Jeśli chodzi o sam rynek budowlany, to wydaje się, że nie ma szczególnego przystopowania samych budów, prawda?

Nie, chociaż oczywiście częściowe jest, z uwagi na wprowadzone obostrzenia, ale póki co większość budów jest prowadzona. Może na mniejszych obrotach, z uwagi na dostępność zarówno pracowników, jak i materiałów, bo w niektórych wypadkach łańcuchy dostaw są zachwiane. Ale w żadnym wypadku nie jest tak, że budownictwo stanęło.

A w którym miejscu te łańcuchy dostaw zostały dotknięte?

Mówię ogólnie, nie ma tu konkretnych przykładów, że zabrakło betonu czy stali. Natomiast pojawiają się opóźnienia. Ale nic nie jest zerwanego trwale, tak żeby przez to stawał jakiś element budowy i nie można było iść dalej.

Czy w firmach jest jakaś większa obawa o to, że pracownicy zaczną chorować i zacznie ich brakować?

Nie wydaje się, żeby ta pandemia miała dotknąć wszystkich w tym samym czasie. Trzeba też pamiętać, że ta choroba przechodzi. Więc chyba wielkiego strachu co do własnych pracowników w firmach nie ma, przynajmniej na tyle, żeby to miało naruszyć procesy inwestycyjne.

Czy spodziewa się pan jakichś dotkliwych zwolnień w branży?

Uważam, że branże deweloperska i budowlana są mniej narażona na takie sytuacje, ponieważ nadal popyt na mieszkania jest spory. Zespoły ludzi i kulturę pracy buduje się jakiś czas, więc gwałtowne ruchy i cięcia mogą nie być sensownym rozwiązaniem, szczególnie kiedy nadal jest popyt na produkt.

Oczywiście należy wziąć pod uwagę trudniejszą sytuację, w której znajdzie się większość firm z powodu uderzenia w PKB. Warto jednak dołożyć wszelkich starań w celu zatrzymania pracowników, którzy po pandemii będą przecież siłą napędową dla rozwoju firmy. Trzeba się liczyć z czasowymi redukcjami wynagrodzeń, ale wszystko będzie służyło temu, aby „przeczekać” kryzys i po wszystkim móc przystąpić do pracy ze sprawdzonymi kadrami.

W jakich segmentach te zwolnienia mogą się pojawić najszybciej albo w największym stopniu?

Nie wyrokowałbym. Wszystko będzie zależało od tego, ile ta sytuacja potrwa.

Zastanawiam się po prostu, kto w tej branży może być na pierwszej linii ognia, jeśli sytuacja znacznie się przedłużać.

Na pewno wiadomo, że wszystkie spółki robią oszczędności, płynność jest w tym czasie najważniejsza. Trudno powiedzieć, kogo to może dotknąć najbardziej. Myślę, że redukcje, o ile będą, będą proporcjonalne.

Teraz raczej należy zakładać, że w branży nieruchomości może brakować np. fachowców budowalnych, co jest związane z ich powrotem do domów, poza granicami Polski, w związku z ogłoszoną pandemią.

Rynek luksusowy jest znany z tego, że często kryzysy różnej maści go raczej nie dotykają. Ile ten obecny kryzys musiałby potrwać, żeby segment luksusowy zaczął faktycznie odczuwać negatywne konsekwencje?

Rzeczywiście, rynek luksusowy jest bardziej stabilny, mniej czuły na wahania. Czasami, paradoksalnie, w czasach kryzysu to właśnie nieruchomości luksusowe, tak jak i pewne inne dobra luksusowe, potrafią być bezpieczną przystanią dla bardzo zamożnych osób.

Trzeba też pamiętać, że nieruchomość luksusową produkuje się bardzo długo, pewnie średnio trwa to dekadę, więc po drodze zawsze jest jakiś kryzys, z którego się wcześniej czy później wychodzi. W tej długiej perspektywie to jest bezpieczne. Oczywiście mogą być chwilowe wahania, ale mniejsze niż w segmencie popularnym. Ostatnio Złota 44 zamknęła kolejne transakcje.

>>> Czytaj też: Nie chcemy, żeby po zakończeniu epidemii koronawirusa nastąpiła fala upadłości konsumenckich – wywiad z prezesem UOKiK