{"vars":{{"pageTitle":"Podwyżka stóp procentowych w lutym może nie wystarczyć. „Mamy inflacyjny pożar” [WYWIAD]","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["tylko-w-300gospodarce","wywiady"],"pageAttributes":["budzet","budzet-2022","deficyt-budzetowy","inflacja","ludwik-kotecki","main","makroekonomia","nbp","polityka-fiskalna","polityka-pieniezna","rada-polityki-pienieznej","rpp","stopy-procentowe"],"pagePostAuthor":"Marek Chądzyński","pagePostDate":"10 stycznia 2022","pagePostDateYear":"2022","pagePostDateMonth":"01","pagePostDateDay":"10","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":244245}} }
300Gospodarka.pl

Podwyżka stóp procentowych w lutym może nie wystarczyć. „Mamy inflacyjny pożar” [WYWIAD]

Inflacja w 2022 roku wyniesie średnio około 8 proc., jej szczyt przypadnie na czerwiec, a jedna podwyżka stóp w lutym, może nie wystarczyć, by osłabić wzrost cen. Ludwik Kotecki, kandydat do Rady Polityki Pieniężnej na krótko przed głosowaniem Senatu rozmawia z 300Gospodarką.

Marek Chądzyński, 300Gospodarka: Czy Rada Polityki Pieniężnej podniesie stopy procentowe w lutym?

Ludwik Kotecki: Po ostatnim wystąpieniu prezesa NBP Adama Glapińskiego, w którym zapowiedział, że będzie namawiał Radę do podwyżki stóp procentowych o 50 pkt bazowych, można chyba założyć, że taka podwyżka będzie przedmiotem dyskusji na lutowym posiedzeniu RPP. I skoro prezes NBP wygłasza takie stanowisko, to zapewne na dziś w radzie jest już większość, żeby taką podwyżkę przeprowadzić.

W związku z tym można powiedzieć, że prawdopodobnie stopy procentowe wzrosną w lutym o 50 pkt bazowych.

Prezes Glapiński w tym samym wystąpieniu powiedział, że według niego bezpieczny poziom stopy referencyjnej NBP to 3 proc. Biorąc pod uwagę, że teraz wynosi ona 2,25 proc., to miejsca na dalsze podwyżki nie zostało zbyt dużo.

Według prognoz prezesa NBP inflacja powinna teraz się wypłaszczyć, a potem wzrosnąć do ponad 8 proc. w czerwcu. Biorąc pod uwagę dane o inflacji za grudzień, i mając wiedzę o czynnikach, które w pierwszej połowie tego roku będą na wzrost cen wpływać, nie czuję się uspokojony. Według mnie w czerwcu możemy zobaczyć nawet dwucyfrową inflację, chyba że wprowadzone zostaną kolejne działania, o których nie wiemy i będą one dłużej obowiązywać. Jeśli mam rację, jedna podwyżka stóp procentowych o 50 pkt bazowych może niestety nie wystarczyć.

Dwucyfrowa inflacja w czerwcu? Przecież premier zapowiedział właśnie Tarczę Antyinflacyjną 2.0.

Zakładam, że Tarcza Antyinflacyjna 2.0, którą zapowiada premier Mateusz Morawiecki, wejdzie w życie. Działania osłonowe są potrzebne. Trzeba chronić Polaków przed skutkami wzrostu cen gazu, prądu i paliw, ale też błędów w polityce gospodarczej z zeszłego roku. Ale pamiętajmy, że są to działania doraźne, walka ze skutkami, a nie przyczynami i nie zmienią trendu wzrostu cen, a mogą je nawet utrwalić. To raczej iluzja skutecznej walki z inflacją.

Jak pan z tego punktu widzenia ocenia całość polityki fiskalnej? Czy ona sprzyja wzrostowi inflacji, czy też raczej ją dusi?

Polityka fiskalna jest dziś ekspansywna, zatem proinflacyjna. Już wiele razy zwracałem uwagę, że dziś mamy sprzeczność między nią, a polityką pieniężną. Polityka pieniężna się zacieśnia, bo rosną stopy procentowe, a polityka fiskalna pozostaje luźna. To m.in. powoduje, że presja popytowa w gospodarce może nadal rosnąć – a przynajmniej nie zmaleje, mimo coraz wyższych stóp procentowych.

Sam pan powiedział, że Polakom należy się tarcza antyinflacyjna, a to przecież element luźnej polityki fiskalnej.

Tarcza się należy, ale trzeba ją postrzegać tylko i wyłącznie w kategoriach gaszenia pożaru. I ceny, jaką musimy teraz płacić za błędy w polityce gospodarczej. Tak to już niestety jest, że jak się zbyt późno zaczyna walkę z inflacją i pozwoli na jej rozpędzenie – a tak było w przypadku Polski – to koszt tej walki jest wysoki.

No ale przecież zarówno deficyt budżetowy, jak i ten sektora finansów mają być mniejsze w ujęciu do PKB, niż w poprzednim roku, a dług ma spaść. To z kolei cechy, które wskazywałyby na zaostrzenie polityki fiskalnej.

W tym tygodniu Senat skończy prace nad tegorocznym budżetem. I wie pan co? Z makroekonomicznego punktu widzenia, a o takim właśnie rozmawiamy, właściwie można by ten budżet od razu wyrzucić do kosza. Ten dokument nie ma żadnej wartości.

Dlaczego?

Po pierwsze, tarcze antyinflacyjne wprowadzają tak duże zmiany po stronie dochodów z podatków, że trzeba je uwzględnić w budżetowej prognozie dochodów. A budżet w obecnej wersji w ogóle ich nie uwzględnia. Tymczasem samo obniżenie VAT na paliwa to jest spadek dochodów o 3 mld zł, do tego obniżka do zera VAT-u na żywność to kolejne kilka miliardów. W sumie około 10 mld zł ubytku z zapowiadanego rozszerzenia tarcz. A przecież działa już pierwsza, która ma kosztować tyle samo.

Po drugie, na to nakładają się nieaktualne założenia makroekonomiczne, przede wszystkim prognoza inflacji. W budżecie jest ciągle zapisany 3,3-procentowy średni wzrost cen w tym roku. To przecież zupełnie odstaje od rzeczywistości. Do tego dochodzi wyprowadzanie wydatków państwa poza budżet państwa, co jest wprost niezgodne z jego rolą określoną w konstytucji.

Tak naprawdę trzeba by znowelizować budżet, ponownie przeliczyć dochody państwa w oparciu o realistyczne założenia budżetowe oraz uwzględnić działanie tarczy antyinflacyjnej. To nie jest kosmetyka, tylko kompletna, fundamentalna zmiana obrazu budżetu.

No ale przecież przez zaniżoną prognozę inflacji w budżecie tak naprawdę dochody będą większe od zaplanowanych, a przez tarczę mniejsze. W sumie oba te czynniki się znoszą, to może nowelizacja nie jest wcale potrzebna?

Skąd pan to wie? Rozumiem, że się panu tak wydaje. A w jakiej części się znoszą? Parlament i opinia publiczna powinny chyba wiedzieć, czy i jak się znoszą. Nikt przecież nie przedstawił żadnych wyliczeń. Senat, a po jego poprawkach Sejm, będą się zajmować dokumentem, który jest bezwartościowy.

Czy to jednak aby nie przesada? W końcu tak naprawdę liczy się obraz całego sektora finansów publicznych.

I w związku z tym można przygotowywać fikcyjne budżety państwa? W budżecie jest coraz mniej wydatków, bo są wyprowadzane do różnego rodzaju funduszy i agencji. Tymczasem w konstytucji jest zapisane, że to budżet państwa jest podstawowym instrumentem polityki gospodarczej państwa. A ten, nad którym parlament kończy prace, na pewno nim nie jest.

Rząd tworzy równoległe parabudżety, równie duże, co centralny, tylko, że one są poza parlamentarną kontrolą. Obywatele nie wiedzą, co się dzieje z ich podatkami, na co są wydawane. W niektórych przypadkach nie ma nawet planów finansowych, a jeśli są, to nie są publicznie dostępne. A tym, którzy chcą się jednak czegoś dowiedzieć, mówi się, że są objęte tajemnicą statystyczną albo tajemnicą bankową. Przecież to są publiczne pieniądze i ich wydawanie musi być jawne.

A jak się w tym wszystkim powinna odnaleźć polityka pieniężna? Czy przez działanie tarcz antyinflacyjnych trzeba będzie bardziej i dłużej podnosić stopy?

Zakładam, że przyczyny wzrostu inflacji będą ustępowały wraz z dotychczas prowadzonym zacieśnianiem polityki pieniężnej. I zakładam także, że w końcu nastąpi zmiana polityki fiskalnej. Potrzebna jest koordynacja tych polityk. Przejrzenie strony wydatkowej i dochodowej budżetu.

No i jest jeszcze Polski Ład, który oprócz wygenerowania bałaganu z wynagrodzeniami, będzie powodował wzrost kosztów u przedsiębiorców. Oni te koszty będą przerzucać na konsumentów – czyli podniosą ceny. Należałoby się zastanowić, czy nie „odkręcić” Polskiego Ładu, opóźnić jego działanie w sytuacji, gdy inflacja sięga 8-9 proc.

Gdy pan mówi o wydatkach, które należałoby przejrzeć, to ma pan na myśli jakieś konkretne wydatki?

Dobrą okazją do tego byłaby nowelizacja budżetu na 2022 r. Nowelizacja, bo za późno już na rządowe autopoprawki. Byłby to optymalny moment by sprawdzić, czy wszystkie wydatki muszą być realizowane w takim stopniu, w jakim zostało to wcześniej zaplanowane. Skupić się na działaniach osłonowych, a tam, gdzie można, wydatki zmniejszyć. Przejrzeć podwyżki podatków i ten nasz nieszczęsny Polski Ład pod kątem ich działania proinflacyjnego. Wtedy można by było powiedzieć, że instytucje państwa prowadzą spójną politykę gospodarcza.

Mówi pan o ryzyku dwucyfrowej inflacji w połowie roku. A jaki może być jej maksymalny poziom?

Bardzo trudno się prognozuje inflację, gdy wkracza ona na poziomy, jak teraz, powyżej 8 proc. I gdy nie wiemy, w jakim stopniu już nakręciła się spirala płacowo-cenowa.

Jednak nie widzę powodów, dla których inflacja w połowie roku miałaby nie przekroczyć 10 proc. Potem oczywiście zadziałają efekty bazowe, wysoki poziom cen z końca 2021 r. będzie odniesieniem i inflacja zacznie się statystycznie obniżać. Ale nie do stanu, jakiego byśmy chcieli. Tempo wzrostu cen pozostanie wysokie co najmniej do końca 2023 r.

Ile wyniesie średnioroczna inflacja w tym roku?

Na razie szacuję ją na około 8 proc.

Które czynniki będą odpowiedzialne za wzrost inflacji – zewnętrzne, w postaci cen energii, czy wewnętrzne, popytowe?

Polska inflacja należy do najwyższych w Europie. Trzeba sobie zadać pytanie, dlaczego tak jest. Można chyba założyć, że nadwyżka polskiej inflacji ponad średnią unijną wynika w dużej mierze z czynników krajowych.

Do średniej unijnej wlicza się takie gospodarki jak Malta czy Litwa…

Nie twierdzę, że mamy się z nimi porównywać. Ale średnia unijna to dobry punkt odniesienia. Poza tym oczywiście struktura gospodarki też jest ważna, istotnym czynnikiem może być np. nasza polityka energetyczna. Wzrost cen uprawnień do emisji CO2, w Polsce mocniej przekłada się na inflację niż na przykład we Francji. Ale tu też mamy zaniechania działań poprawiających tę sytuację.

Jeśli jednak porównanie do średniej UE kogoś nie przekonuje, to niech zobaczy, co się dzieje z naszą krajową inflacją bazową. To jest miernik, który stworzono po to, żeby pokazywał wpływ popytu na wzrost cen. Nie uwzględnia się w nim m.in. cen energii, żywności, czy cen najbardziej zmiennych.

No i inflacja bazowa już dawno jest powyżej celu NBP, od drugiej połowy 2021 roku jest nawet ponad dopuszczalnym odchyleniem od tego celu, czyli przekracza 3,5 proc. Jedna z jej miar pozostaje ponad 3,5 proc. już od początku 2020 r. To pokazuje, że mieliśmy narastającą presję popytową w gospodarce, z krótką przerwą na początkowy okres COVID-19. Dlatego tak ważne jest współdziałanie polityki pieniężnej i fiskalnej, bo dużo do zrobienia ma tu też rząd.

Czy brak pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy (KPO) to jest jakiś czynnik ryzyka, który powinno się brać pod uwagę w kształtowaniu polityki gospodarczej?

Wygląda na to, że w najbliższym czasie nie zobaczymy pieniędzy z KPO. Jeśli je w ogóle zobaczymy, to nie prędzej niż w drugiej połowie roku. W zamian rząd uruchomił Program Inwestycji Strategicznych, finansowany z emitowanego długu. Gdyby były pieniądze z KPO, to nie musielibyśmy się zadłużać, coraz zresztą drożej płacąc za ten dług, a polska polityka budżetowa nie musiałaby być tak ekspansywna.

Poza tym im później dostaniemy środki z KPO, tym mniej czasu będziemy mieć na ich wydanie, a efekty nastąpią z dużym poślizgiem. Przypominam, że finansowanie z KPO miało służyć modernizacji kraju, w tym zielonej i cyfrowej transformacji. Zielone inwestycje są nam bardzo potrzebne – im bardziej zielona jest np. energetyka, tym mniejszy wpływ unijnego systemu ETS na ceny energii w Polsce.

Czy wypłata 10 mld zł zysku NBP do budżetu może być impulsem inflacyjnym? W końcu zwiększy to wydatki budżetowe.

Rzeczywiście, zysk będzie duży, bo mieliśmy słabego złotego i zasili budżet państwa – ale to nie jest tak, że jak minister finansów dostaje pieniądze z zysku banku centralnego, to od razu musi je wydawać. Tym bardziej że w budżecie rząd planował ten dochód na poziomie zaledwie ok. 850 mln zł.

W przyszłości cały zysk banku centralnego ma iść na Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych. To chyba oznacza automatyczne wydatki, a nie np. oddłużanie. Jak to się ma, pańskim zdaniem, to mandatu, jaki powinien wypełniać NBP?

Chciałbym zobaczyć, gdzie w ustawie o NBP jest napisane, że zadaniem banku centralnego jest wspieranie uzbrojenia armii. Tam jest mowa o tym, że trzeba dbać o stabilność cen. I dopiero w drugiej części zdania jest o wspieraniu polityki rządu, ale pod warunkiem, że nie koliduje to z celem podstawowym.

Poza tym mam duże wątpliwości czy polityka gospodarcza rządu powinna się skupiać na finansowaniu kolejnego pozabudżetowego funduszu w momencie, gdy mamy w gospodarce inflacyjny pożar. To nim powinny się zająć NBP i solidarnie z nim rząd. Wymyślanie teraz kolejnych pomysłów na wydawanie ogromnych pieniędzy jest bardzo nieodpowiedzialne. Gdyby miało się to realizować, zapłacimy za to wszyscy w podatku inflacyjnym.