Mamy największy od 20 lat wzrost cen. Ale nie jest on spowodowany tylko tym, co się dzieje w krajowej gospodarce, a pandemia ciągle trwa i znów może osłabiać wzrost PKB. Co z tym zrobić? To dylemat, przed jakim stoi dziś Rada Polityki Pieniężnej.
Inflacja we wrześniu wyniosła 5,8 proc. To nie tyko najwięcej od dwóch dekad – odczyt był też wyższy, niż spodziewali się ekonomiści. Wskaźnik wzrostu cen jest pchany w górę przede wszystkim przez drożejące paliwa i nośniki energii. Ale również coraz droższą żywność.
Nowe dane GUS na nowo podgrzały dyskusję, która w Polsce trwa już od wielu miesięcy, a jej główny temat brzmi: czy Rada Polityki Pieniężnej powinna w końcu jakoś zareagować, a jeśli tak, to jak? Bo, przypomnijmy, przy niemal 6-procentowej inflacji stopy procentowe są bliskie zera (referencyjna NBP to dziś 0,1 proc.), a do tego bank centralny nadal prowadzi program skupu obligacji rządowych i gwarantowanych przez rząd. Mówiąc krótko, polityka pieniężna jest tak łagodna, jak jeszcze nie była po 1989 r.
NBP skończy ze skupem obligacji? „Program sam z siebie gaśnie”
Postanowiliśmy zatem zebrać wszystkie argumenty „za” i „przeciw” podwyższaniu stóp procentowych przez RPP.
„Za”, bo inflacja jest za wysoka
Już nasze krótkie zestawienie pokazuje, że RPP ma teraz twardy orzech do zgryzienia. Bo zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy podwyżek mają mocne argumenty.
Ci pierwsi najczęściej uzasadniają to tak:
- Inflacja jest daleko od celu inflacyjnego. Bank centralny powinien tak prowadzić politykę pieniężną, żeby wskaźnik wzrostu cen wynosił 2,5 proc., z opcją odchylenia o punkt procentowy w górę lub w dół. To jest jego najważniejsze zadanie. Niemal wszystkie banki centralne na świecie mają swoje cele inflacyjne, to taka busola dla polityki monetarnej, stosowana od lat 90-tych poprzedniego wieku. To, co się jednak zmieniło pod wpływem ostatnich kryzysów – w tym pandemicznego – to interpretacja tego celu. Np. dla amerykańskiej Rezerwy Federalnej wystarczy, by inflacja wynosiła tyle, ile sobie Fed założył, w tzw. średnim okresie. Co oznacza, że ceny mogą rosnąć znacznie szybciej, niż zakłada cel, albo znacznie wolniej. Ważne jedynie, by średnia się zgadzała. Do podobnego stanowiska zdaje się skłaniać nasza RPP, czemu dała wyraz w ostatnich założeniach polityki pieniężnej.
- Kluczem do skuteczności polityki pieniężnej jest wiarygodność banku centralnego. Jeśli NBP będzie obstawał przy swoim, a inflacja ciągle będzie rosnąć (np. według ekonomistów Credit Agricole Bank Polska na przełomie tego i przyszłego roku może sięgnąć już 7 proc.), to uzasadnienie dla takiego braku działań musi być naprawdę mocne, żeby tę wiarygodność podtrzymać. Jeśli zostanie ona nadszarpnięta, to w przyszłości skuteczność miękkiego oddziaływania banku na rynek – np. przez komunikaty – będzie ograniczona. Bo nikt mu nie będzie wierzył.
- Wiarygodność jest kluczowa dla utrzymania w ryzach tzw. oczekiwań inflacyjnych. Lekceważenie podwyższonej inflacji może je natomiast „odkotwiczyć”. Wtedy konsumenci i firmy mogą uznać, że wysoka inflacja nie jest zjawiskiem przejściowym. I będą się zachowywać tak, jakby wzrost cen miał jeszcze przyspieszyć. Czyli żądać podwyżek płac (to konsumenci), albo podnosić marże w oczekiwaniu na wzrost kosztów (przedsiębiorcy). I tak oto może dojść do spirali płacowo-cenowej, której zatrzymanie później będzie kosztowne.
- Banki centralne regionu już rozpoczęły cykl podwyżek stóp. Stawia to nas w niekomfortowej sytuacji kraju, który nie tylko ma ujemne realne stopy procentowe, ale ta ich „ujemność” jest jedną z największych w Europie. To wypłukuje kapitał zagraniczny z naszego rynku i prowadzi do osłabienia złotego.
- Nierównowaga na rynkach aktywów może się pogłębiać. Kapitał krajowy też ucieka od instrumentów, z których zysk zależy od wielkości stóp. Nie ma dziś sensu trzymać pieniędzy na bankowych lokatach, opłacalność obligacji też stanęła pod dużym znakiem zapytania. Co innego mieszkania – ich ceny tylko w ciągu II kwartału wzrosły o 5,4 proc., co jest wynikiem nienotowanym od 2007 r. Duży popyt na mieszkania napędza kredyt – w ciągu jednego miesiąca banki sprzedają ich tyle, co wcześniej przez cały kwartał.
„Przeciw”, bo podwyżka nic nie da
Przeciwnicy podnoszenia stóp wiedzą jednak swoje. Radzą wstrzymywać zaostrzanie kursu, bo:
- Inflacja rośnie przez ceny paliw i nośników energii. A tu raczej zaostrzenie polityki pieniężnej niewiele da. Stopy procentowe nie będą miały wpływu na to, ile gazu jest w europejskich magazynach, albo czy w światowym handlu nie zabraknie kontenerów. Mówiąc inaczej, niektóre ceny rosną nie dlatego, że jest wysoki popyt (co można by było studzić zwiększając koszt kredytu), ale dlatego, że brakuje towarów.
- Na razie płace rosną szybciej od inflacji – to koronny argument tych, którzy radzą nie przejmować się ostatnimi danymi o cenach. Faktycznie, inflacja dziś to 5,8 proc., a średnia płaca w firmach jest wyższa o 9,5 proc. Co sprowadza się do tego, że ludzie nie muszą zmniejszać zakupów, bo jest drogo – nadal ich na nie stać. A więc interwencja w postaci podwyżki nie jest potrzebna.
- Inflacja jest zjawiskiem przejściowym. I powinna wygasać w przyszłym roku, choćby ze względu na efekty wysokiej bazy statystycznej. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że o ile jeszcze kilka miesięcy temu ten argument wybrzmiewał dość mocno, to teraz jakby nieco osłabł. Bo trudno nie dostrzec tego, co się dzieje na rynkach energii. Już teraz wiadomo, że ceny prądu pójdą jeszcze w górę, w przyszłym roku czeka nas kolejna fala podwyżek.
- Odbicie w gospodarce nadal jest kruche i przedwczesna podwyżka stóp procentowych mogłaby mu zaszkodzić. Nie wiemy, jak wysoka będzie czwarta fala pandemii i jak duży wpływ będzie miała na aktywność gospodarczą. Co więcej, są pierwsze sygnały spowolnienia w gospodarce. Na przykład ostatnie wyniki badania PMI, które wskazują na zmniejszanie się aktywności w przemyśle.
Wysoka inflacja i gospodarcze spowolnienie. Tłumaczymy, czym jest stagflacja i czy trzeba się jej bać
Co zrobi RPP?
Co wybierze większość Rady? Prawdopodobieństwo, że przeważą argumenty „za” jest coraz większe, ale trudno stwierdzić, kiedy zwolennicy podwyżek będą w stanie zgromadzić większość. Zapewne stanie się to dopiero po opublikowaniu listopadowej projekcji inflacji i PKB.
Jednak nie można całkowicie wykluczyć, że jakiś ruch nastąpi już w październiku, czyli na jutrzejszym posiedzeniu. Desperacja jastrzębi w Radzie (czyli tych, którzy opowiadają się za podwyżkami) jest coraz większa, o czym świadczy zgłoszony na wrześniowym posiedzeniu wniosek o radykalne podniesienie stop z 0,1 proc. do 2 proc.
Decyzję RPP i jej uzasadnienie poznamy w środę 6 października.
Więcej pieniędzy na informatyzację rządu. Nowe wydatki na system CATEL