Do 2030 r. Francuzi zapowiedzieli zainstalowanie dryfujących morskich farm wiatrowych o mocy 2 GW. To liczba, która – po Japonii, która obiecała 4 GW do 2030 r. – da Francji ex aequo z Wielką Brytanią pierwsze miejsce na świecie, pisze OffshoreWind.
Dzięki mocowaniu za pomocą kotwiczenia elektrownie nie potrzebują sięgających do dna fundamentów. Oznacza to, że farmy mogą być instalowane w miejscach, w których do tej pory była za głęboko, aby ekonomicznie wybudować fundament lub było to zupełnie niemożliwe.
Technologia była dla Japonii – wokół której morze bardzo szybko staje się głębokie – zbawienna.
W Europie oznacza to, że elektrownie mogą “zbierać” wiatr z dalszych części morza, gdzie ma on korzystniejszą dla produkcji energii charakterystykę.
Problemem jest jednak to, że zamocowana na pojedynczej wieży elektrownia łatwo wpada w wibracje oraz powoduje moment skręcający w podstawie konstrukcji.
To chciał wyeliminować startup z wietrznej, francuskiej Bretanii, Eolink. Inżynierowie zaprojektowali więc zestaw profilowanych ramion, na których unosi się turbina. W założeniu ma być ona nie tylko stabilniejsza, ale też lżejsza.
Dzięki temu deweloper farmy wiatrowej będzie mógł zaoszczędzić na materiale potrzebnym do skonstruowania farmy, a przez to i energia w niej produkowana będzie tańsza.
Rok temu firma postawiła taką testową instalację w skali 1:10. W tym czasie przeszła szereg testów; została sprawdzona maksymalna moc, zachowanie podczas ekstremalnych warunków i dostosowanie do wiatru. Taki test był konieczny do uzyskania certyfikacji.
Teraz firma przechodzi do szczegółowego projektowania i budowy pełnoskalowej instalacji. Konstrukcja ramienna przeznaczona będzie dla turbin o mocy 10MW i więcej.
>>> Czy ceny mieszkań w Polsce galopują? Porównanie do pensji daje nam prawdziwy obraz
>>> Chiny deklarują, że będą bardziej eko. Ale w czerwcu pobiły rekord wydobycia węgla