Recesja w Niemczech, spirala cenowo-płacowa i wolniejszy wzrost gospodarczy przez opóźnienia w transferach funduszy z UE – to czarny scenariusz na 2022 rok według Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Eksperci wskazują jednak, że prognozy te są bardzo niepewne.
PIE, publiczny think tank zajmujący się gospodarką, we wtorek 21 grudnia opublikował swoje podsumowanie upływającego roku. O komentarze do niego – a także wskazanie przewidywanych trendów na kolejne lata – PIE poprosił także ekonomistów z sektora prywatnego.
Bardzo wiele niepewności
Za nami dwadzieścia miesięcy pandemii, drastyczne podwyżki cen energii w ostatnich miesiącach, a także co najmniej kilka ważnych wydarzeń ekonomicznych z ostatnich kilku dni. To wszystko sprawia, że prognozowanie jest wyjątkowo ciężkie i widać to w bieżący szacunkach makroekonomicznych, wskazywał Piotr Arak, dyrektor Instytutu. Dlatego też nawet w grudniu widać sporo rozbieżności pośród ekonomistów, jeśli chodzi o szacunki dot. PKB w 2021 roku.
Analitycy zgadzają się jednak, że główne trendy w gospodarce wyznaczą w przyszłym roku utrzymująca się wysoka inflacja, która wpływa na sytuację na rynku pracy oraz przyczyniające się do wzrostu cen zmiany w energetyce. Chodzi rzecz jasna o rosnące ceny paliw i konieczność inwestycji w zieloną transformację.
Chociażby ostatnio opublikowane nowe taryfy energetyczne każą się spodziewać m. in przynajmniej częściowego wpływu wzrostu cen energii na wzrost cen żywności. To może oznaczać zahamowanie konsumpcji.
Tłumnie ruszymy pod podwyżki
Dużo zależy jednak od wysokości realnego dochodu rozporządzalnego w polskim społeczeństwie. Obecnie inflacją ją w dużym stopniu obniża. Jak wskazywał Jakub Rybacki z PIE, w Polsce ceny 55-60 proc. towarów rosną w tempie większym niż dopuszczalne przez Narodowy Bank Polski pasmo wahań. W państwach strefy euro – które co prawda odnotowują słabsze odbicie gospodarcze i większą inflację, jeśli chodzi o ceny producentów – wzrost cen usług i towarów na półkach jest bardziej punktowy. Oznacza to, że z miesiąca na miesiąc drożeje tam mniej produktów, niż w naszym kraju.
To spowoduje, że Polacy z początkiem przyszłego roku masowo ruszą do swoich pracodawców po podwyżki. Można się spodziewać wzrostu wynagrodzeń na poziomie nawet ok. 8 proc., jak wskazują analitycy PIE, i to pomimo podniesienia od stycznia kwoty wynagrodzeń netto dzięki efektom Polskiego Ładu.
Czytaj też: 48% firm planuje wzrost wynagrodzeń w I połowie 2022 – badanie
Sprzyjają temu dwa czynniki – dobra sytuacja w polskiej gospodarce, o której świadczą dużo lepsze od oczekiwań dane o produkcji przemysłowej pod koniec 2021 oraz niedobory siły roboczej, które dają się we znaki w naszej części Europy.
Czeka nas spirala płacowo-cenowa?
Chociaż wyższa pensja dla pojedynczego pracownika brzmi świetnie, to globalne efekty dla gospodarki mogą być już mniej korzystne. Zwłaszcza w połączeniu z efektami Polskiego Ładu i tarczy antyinflacyjnej, na co wskazywał Mateusz Urban z firmy analitycznej Oxford Economics.
Polski Ład to wyższe zarobki netto przy tych samych wynagrodzeniach brutto (na skutek podwyższenia kwoty wolnej od podatku w ramach reform) dla wielu pracowników w Polsce. Z kolei tarcza antyinflacyjna to m. in. dodatkowy transfer środków dla gospodarstw domowych w najtrudniejszej sytuacji. To oznacza więcej gotówki w portfelu, ale – w warunkach rosnącej inflacji – niekoniecznie większe możliwości pokrycia niezbędnych wydatków.
W rezultacie obydwa rozwiązania mogą, zdaniem analityka Oxford Economics, „dolać oliwy do ognia”, zamiast ustabilizować sytuację.
Schładzanie gospodarki
A zahamowanie pewnych wzrostowych trendów w „przegrzanej”(jak ją określił analityku banku Santander, Piotr Bielski) gospodarce byłoby przydatne. W obecnej sytuacji chociażby praktycznie niemożliwy jest powrót inflacji do celu określonego przez bank centralny nawet w 2023 roku.
Podwyżki cen na poziomie, który aktualnie obserwujemy, stanowią już zagrożenie dla tempa wzrostu gospodarczego – wskazywał Jakub Rybacki z zespołu PIE. Dlatego też eksperci dość jednomyślnie spodziewają się zacieśniania polityki NBP i dalszego obniżania stóp procentowych w 2022 roku.
Czytaj też: MFW: Przez pandemię bogaci stali się jeszcze bogatsi. Dzięki hossie na giełdzie i w nieruchomościach
Z drugiej strony, zbyt duże obniżenie stóp mogłoby źle wpłynąć na możliwości inwestycyjne w polskiej gospodarce i obniżanie popytu na kredyty hipoteczne wśród konsumentów. A to właśnie branża budowlana odpowiada za duże wzrosty w sektorze produkcji przemysłowej.
Jak więc to ujął Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku, jako gospodarka „balansujemy na linie”. A najważniejszym, chociaż wcale niełatwym zadaniem, dla kreatorów polityki gospodarczej państwa, będzie utrzymanie na niej równowagi w warunkach dużych nierównowag makroekonomicznych.