{"vars":{{"pageTitle":"Firmy będą bankrutować, jeśli w tym roku przez Baltic Pipe nie popłynie gaz. Rozmawiamy z trzema ekonomistami","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["analizy","tylko-w-300gospodarce"],"pageAttributes":["doswiadczenia-z-pandemii","kpo","kryzys","main","najwazniejsze","pandemia","pkb","recesja","recesja-techniczna","spowolnienie-gospodarcze","walka-z-pandemia"],"pagePostAuthor":"Katarzyna Mokrzycka","pagePostDate":"21 lipca 2022","pagePostDateYear":"2022","pagePostDateMonth":"07","pagePostDateDay":"21","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":329790}} }
300Gospodarka.pl

Firmy będą bankrutować, jeśli w tym roku przez Baltic Pipe nie popłynie gaz. Rozmawiamy z trzema ekonomistami

Doświadczenia dwóch lat ciężkich bojów gospodarki z pandemią mało się przydadzą w czasie spowolnienia gospodarczego – mówią ekonomiści. Nie zgadza się z nimi szef Polskiego Funduszu Rozwoju, który do firm w ramach tarcz antycovidowych przelał ponad 200 mld zł.

Zapytaliśmy trzech znanych ekspertów, czy doświadczenia z pandemii przydadzą się firmom do zapanowania nad szybko zbliżającym się spowolnieniem w polskiej gospodarce. W końcu był to przecież jedyny w swoim rodzaju sprawdzian dla wolnego rynku, w którym w przyspieszonym tempie przedsiębiorcy musieli się nauczyć działać w ekstremalnie trudnych warunkach rynkowych.

Dr Maciej Bukowski, prezes WISE, Paweł Borys, szef PFR i Rafał Mundry, ekonomista i popularny w mediach społecznościowych publicysta, nie są zgodni. Każdy z nich widzi jednak jakąś lekcję, której odrabianie przez dwa lata w covidzie dziś się przyda do przetrwania okresu słabego wzrostu gospodarczego.

Pieniądze

To inne kryzysy, a w związku z tym inne potrzeby firm i ich zupełnie inne ryzyka, uważają ekonomiści Maciej Bukowski i Rafał Mundry. Wówczas traciły bardziej inne branże niż teraz, wtedy pieniądz płynął do gospodarki, a dziś odwrotnie. Polacy wówczas wydawali, dziś nie ma na to szans.

Maciej Bukowski nie ma wątpliwości, że w 2023 r. czeka nas spowolnienie, i chociaż daleki jest od nazywania go recesją, to ostrzega, że pogorszenie warunków działania firm będzie skutkowało upadłościami.

– Mamy klasyczne spowolnienie przy bardzo wysokiej, nieznanej od 30 lat inflacji. Moim zdaniem nie ma przestrzeni fiskalnej na żadne tarcze pomocowe dla firm, jakie były stosowane w czasie pandemii, przynajmniej dopóki nie zacznie rosnąć bezrobocie. Na razie tego nie widać. Nie mam pewności czy zasadne są tarcze cenowe czy podatkowe, które się pojawiły. Mają one bardzo ograniczony zakres oddziaływania. W tym sensie nauki z okresu pandemii nie są do końca adekwatne – mówi szef WISE Europa.

– Przemysł w pandemii nie został mocno dotknięty, a można powiedzieć że w Polsce nawet wręcz przeciwnie – po krótkim spadku, kiedy rozpoczął się pierwszy lockdown, natychmiast nastąpiło odbicie, ludzie pracowali, popyt był wysoki, konsumpcja wzrosła. Można nawet powiedzieć, że był boom w przemyśle. Tarcze antykryzysowe przyłożyły się do tego bardzo krótkofalowo. Natomiast teraz, po boomie, przychodzi recesja w przemyśle. Odwrotnie jest dla usług, które wówczas zaliczyły bardzo silny spadek, a dziś powinny ucierpieć mniej niż przemysł. Nawet przy założeniu, że przy wysokiej inflacji Polacy ograniczą wiele wydatków. Popyt na usługi utrzymuje się – dodaje Bukowski.

Zgadza się z nim w części Rafał Mundry.

– To zupełnie dwa różne kryzysy. Ale nie chcę mówić, że obecny kryzys to tylko efekt wojny. Uważam, że to wciąż także pokłosie pandemii. Przedtem strumień pieniędzy płynął do gospodarki, teraz raczej z niej wypływa. Wówczas na rynek w postaci tarcz antycovidowych trafiło 200 mld zł, zerwane zostały łańcuchy dostaw. Inflacja wybiła się z celu już w kwietniu 2021 r., 10 miesięcy przed wojną – mówi Mundry.

Dlatego, jego zdaniem, ciężko porównywać nadchodzący kryzys z ostatnimi 2 latami w covidzie.

Tam mieliśmy problem z popytem – lockdown, zamknięta gospodarka. Firmy dostawały środki, tarcze antycovidowe, ludzie też mieli pieniądze na wydawanie, ale często nie mieli gdzie i jak ich wydać, stąd ogromny rozwój e-commerece. A wiele branż było po prostu zamkniętych, strumienie szły do innych segmentów gospodarki. Teraz szykuje się nam zupełnie inny kryzys. Inflacja spowoduje, że realnie biedniejemy. Będziemy oszczędzać, mniej wydawać, firmy będą musiały zacząć ostrzej konkurować. Nie będzie już tak łatwo pozyskać klienta, który łatwo wyda pieniądze i to już zaczyna być widać, np. hotele mówią, że mocno skraca się liczba rezerwowanych noclegów wakacyjnych w porównaniu do lat poprzednich. Przedtem było to tydzień a dziś 3-4 dni – punktuje Mundry.

W ostatnich dniach pojawiło się wiele głosów, że w przyszłym roku w Polsce firmom grożą bankructwa na skalę znacznie większą niż w pandemii.

– Mówimy dziś o wejściu w recesję techniczną, bo jeśli chodzi o wzrost PKB to czekają nas słabsze zimowe kwartały po bardzo dobrym początku roku. W przyszłym roku pewnie też tak będzie. Na przełomie lat będziemy mieć spowolnienie, a cały 2023 r. przyniesie mniejszy wzrost PKB – na poziomie 1-2 proc. w skali roku. Recesja grozi nam jednak jeśli pogorszą się warunki działania firm – podkreśla, mówiąc, że jednym z najważniejszych czynników, które na to oddziałują będą źródła energii, przede wszystkim uruchomienie jeszcze w tym roku dostaw przez Baltic Pipe.

– Zimowe kwartały będą słabe w polskiej i w światowej gospodarce. Bardzo dużo zależy od dostaw energii, np. od uruchomienia Baltic Pipe. Jeżeli nie będzie gazu to w przemyśle będą wyłączenia, co pogłębi straty w niektórych jego gałęziach, a niektóre firmy doprowadzi do upadłości – dodaje szef WISE.

To będzie dotyczyło zwłaszcza mniejszych podmiotów, które zostaną dotknięte ograniczeniami w innych branżach.

– Będą musiały albo uciec się do dużych zwolnień, albo dotknie ich bankructwo. Weźmy przykład – jeżeli będzie silne spowolnienie w budownictwie i będzie się to przedłużało to wiele mniejszych firm będzie miało kłopoty. Słabnięcie w budowlance oznacza, że meble, AGD, elektronika itp. też będą się gorzej sprzedawać. Inflacja uderzyła nas po portfelu. Nie zrezygnujemy z artykułów spożywczych ale z TV, pralki albo kanapy już tak. Poczekamy jeszcze rok na ten remont – mówi Bukowski.

A że w gospodarce światowej cykle są skorelowane dość silnie i spowolnienie dotknie także innych rynków UE czy USA to polskiego przemysłu nie uratuje eksport.

Zupełnie innego zdania jest Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju.

– Jestem przeciwnikiem takich zdecydowanych stwierdzeń, bo one mogą wywoływać na rynku zachowania paniczne. Podobnie było przecież w pandemii, gdy wiosną 2020 roku ekonomiści mówili, że dwa miliony ludzi zaraz straci pracę, że tarcze będą nieskuteczne itp. To negatywnie wpływało na gospodarkę, bo konsumenci ograniczają wówczas wydatki, firmy tną inwestycje, spirala się nakręca. Teraz mamy – jak rozumiem z wypowiedzi przedstawicieli rządu – 5 mld metrów sześciennych zapasów gazu w magazynach, mamy terminal LNG, mamy połączenie gazowe z Kłajpedą. Źródeł dostaw jest sporo a jesienią tego roku dojdzie Baltic Pipe. Możemy się czuć bezpiecznie. Z zastrzeżeniem oczywiście, że Rosja będzie robiła wszystko, aby zimą destabilizować Europę. Ale myślę że bardziej się powinni czuć zagrożenie Niemcy Austriacy Czesi czyli te kraje które nie mają dostępu do gazu z terminali LNG albo z alternatywnych źródeł – przekonuje Paweł Borys.

Jego zdaniem w okres spowolnienia w gospodarce polskie firmy wchodzą przygotowane, pandemia pozwoliła wielu polskim przedsiębiorstwom zbudować zaplecze finansowe.

– Wiele polskich film w pandemii przeszło restrukturyzację, dziś są lepiej przygotowane do absorpcji szoków. W 2021 r. miały najlepszy wynik finansowy w historii – zyski przedsiębiorstw przekroczyły 200 mld zł. Dzięki wsparciu z tarcz udało im się też zbudować znaczny bufor finansowy – dzisiaj dysponują rezerwą płynnościową średnio na 3 miesiące, na początku pandemii to było zaledwie 6 tygodni – mówi Paweł Borys i dodaje, że polskie firmy mają nadwyżkę depozytów nad kredytami i najwyższe wskaźniki płynności od kiedy GUS je w ogóle mierzy.

Być może doświadczeń z pandemii nie da się więc ponownie wykorzystać, ale z pewnością w okresie wolniejszego wzrostu nieocenione będą efekty ówczesnych działań wymuszonych pandemią, czyli ograniczenie kosztów i poprawa efektywności, uważa Paweł Borys.

Otoczenie

W porównaniu do stanu gospodarki z najtrudniejszego okresu pandemii radykalnie zmieniło się środowisko makroekonomiczne.

– Wtedy zerowe stopy procentowe, łatwo dostępny pieniądz. Dziś jest o niego wiele trudniej. Trudniej też będzie rozwijać nowe biznesy i pozyskać finansowanie na nie w banku. Stąd też tak duże zapasy w firmach – często kupowały na zapas, bo się bały, że będzie jeszcze drożej albo w ogóle zabraknie materiałów/surowców – wylicza Rafał Mundry.

Maciej Bukowski widzi dwie strony medalu:

– Firmy dostały pieniądze w pandemii i zbudowały duże zapasy więc teraz nie będzie popytu na duże zakupy, co też będzie działo recesyjne w przemyśle – i co widać już wskaźnikach. Gospodarstwa domowe się obkupiły, inwestycje hamują więc nie będzie popytu inwestycyjnego. To wszystko będzie dla przemysłu działało recesyjnie – zastrzega Bukowski.

Ale, jego zdaniem, są też czynniki, które działają w drugą stronę.

– Paradoksalnie, w Polsce bezpośredni efekt wojny działa pozytywnie – mamy duży napływ dodatkowych konsumentów, którzy pracują i robią zakupy. A dostawy na Ukrainę, finansowane często przez Amerykanów, wykreowały dodatkowy eksport – mówi.

Ludzie

Jednym z najważniejszych doświadczeń pandemii były zmiany w modelu pracy i generalnie na rynku pracy. I z nich warto dziś korzystać.

– Doświadczenie zdobyte w pandemii przełoży się z pewnością na jeden aspekt, mianowicie na dbanie o pracownika. Wiele firm bardzo negatywnie do dziś odczuwa negatywne skutki zwolnień pracowników w czasie pandemii. Okazuje się, że dziś bardzo trudno ponownie znaleźć chętnego pracownika na ich miejsce. Oni się przebranżowili i nie chcą wracać. O tym mówi coraz więcej branż. W wielu mało atrakcyjnych sektorach kadry to dziś ogromny problem – mówi Rafał Mundry.

Wiele firm, które pozbyły się w czasie pandemii świetnych pracowników nadal na tym traci. Pewnym wentylem bezpieczeństwa na rynku pracy wydawać się mogą Ukraińcy, ale to złudne odczucie, bo przyjechały głównie kobiety. A mężczyźni wyjechali na Ukrainę, powodując jeszcze większą lukę.

Na pewno będzie trudniej znaleźć nową pracę, bo pracodawcy mniej chętniej będą zatrudniać. Ale na pewno też mniej chętniej będą zwalniać.

KPO – ratunek w kryzysie

Wydaje się, że przyszłość to automatyzacja i oszczędności – uważa Rafał Mundry.

– Recesja jest czasem na restrukturyzację. Firmy mają dostęp do tańszych pracowników, mogą sobie lepiej ułożyć procesy, mają czas, by na zastanowienie w co inwestować. To może być oczyszczające. Ale to dotyczy tych przedsiębiorstw, które są na tyle sprawne, duże czy mają szczęście w niszy, w której funkcjonują, że recesja bezpośrednio ich nie dotyka – mówi Maciej Bukowski.

Rafał Mundry uważa, że zwalnianie ludzi to łatwa odpowiedź na kryzys, ale jest to bardzo krótkowzroczna polityka.

Co do jednego nasi eksperci są wyjątkowo zgodni. Elementem, który dla wielu firm okaże się kluczowy do przetrwania kryzysu gospodarczego będą inwestycje publiczne w ramach Krajowego Planu Odbudowy.

– Środki z KPO – jeśli je dostaniemy – zadziałają dla budowlanki, a więc i sektorów towarzyszących jak amortyzator. Ale przemysł przetwórczy na tym nie zyska – po dużym boomie w czasie pandemii mamy odwrócenie tego trendu.

Paweł Borys zapowiada, że pierwsze inwestycje w ramach KPO wystartują jeszcze w lipcu, o czym pisaliśmy więcej w tym artykule.

– Sprawne rozpoczęcie inwestycji z PKO może podnieść PKB nawet o 1 punkt procentowy w 2023 roku, co istotne, aby spowolnienie, w które wejdziemy miało łagodny charakter, żeby to było miękkie, a nie twarde lądowanie. KPO ma pobudzić inwestycje w roku spowolnienia, by zapobiec recesji – mówi prezes Borys.

Jego zdaniem, KPO jest też jednym z ważnych instrumentów również do ustabilizowania kursu złotego, co także ma wpływ na inflację.