{"vars":{{"pageTitle":"Polski Ład to prowizorka. Jego przyjęcie utrudni reformowanie podatków - mówi Paweł Wojciechowski","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["tylko-w-300gospodarce","wywiady"],"pageAttributes":["cit","dzialalnosc-gospodarcza","jdg","kwota-wolna-od-podatku","main","pit","podatki","podatki-dochodowe","polityka","polski-lad","przedsiebiorcy","reforma-gospodarcza","skladka-zdrowotna"],"pagePostAuthor":"Marek Chądzyński","pagePostDate":"16 sierpnia 2021","pagePostDateYear":"2021","pagePostDateMonth":"08","pagePostDateDay":"16","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":175165}} }
300Gospodarka.pl

Polski Ład to prowizorka. Jego przyjęcie utrudni reformowanie podatków – mówi Paweł Wojciechowski

Zmiany proponowane przez rząd spowodują, że w systemie podatkowym powstaną kolejne dziury, które trzeba będzie łatać. To nie ma nic wspólnego z upraszczaniem tego systemu – mówi Paweł Wojciechowski, wiceprezydent Pracodawców RP, były minister finansów za pierwszych rządów PiS w 2006 roku i autor koncepcji jednolitej daniny.

Marek Chądzyński, 300Gospodarka: Proszę dokończyć zdanie: Polski Ład to…

Paweł Wojciechowski, wiceprezydent Pracodawców RP: … duża strukturalna zmiana w systemie podatkowym, przeprowadzana za szybko i prowadząca do niepotrzebnej komplikacji systemu podatkowego.

… zwiększająca progresję w systemie podatkowym, podobnie jak jednolita danina, nad którą pan pracował.

Tak, to był dobry kierunek zmiany, ale na obniżeniu klina w jednolitej daninie zyskiwali nie tylko najmniej zarabiający, ale również przedsiębiorstwa. Dochodziło bowiem do obniżenia minimalnego poziomu klina podatkowego o 4 pkt. proc. Nie zyskiwali natomiast emeryci.

Polski Ład przewiduje, że w ogóle nie korzystają pracodawcy, a w relacji do dochodów osobistych najwięcej uzyskają emeryci i renciści. Poza tym największą zaletą jednolitej daniny było kompleksowe uporządkowanie i uproszczenie systemu, który przecież dziś jest nadmiernie skomplikowany. W tym sensie, że można te same cele osiągnąć, ale dużo prościej.

Może w warunkach pandemii nie ma czasu na tak głęboką reformę, jak jednolita danina? W Polskim Ładzie mamy tak naprawdę nową zasadę naliczania składki zdrowotnej, zwiększenie kwoty wolnej w PIT i podniesienie progu. Tam zmieniało się wszystko, łącznie ze systemem poboru.

To tylko złudzenie, że Polski Ład jest prostszy, bo można łatwo powiedzieć, że następuje zamiana jednych podatków na inne. Takie jak choćby inaczej naliczana składka zdrowotna. Poza tym przy próbie wdrożenia dochodzi do dalszej komplikacji wynikającej z braku uporządkowania systemu. W rezultacie aparat podatkowo-składkowy, który już dziś jest nadmiernie złożony, będzie znacznie bardziej pokręcony!

Tym bardziej, że obecnie po latach uszczelniania i łatania – mimo iż mamy jedno źródło do opodatkowania – występuje kilkanaście różnych baz podatkowych i podstaw wymiaru naliczania składek. Kilka z pozoru prostych zmian z PŁ, bez niezbędnego uporządkowania, pociąga za sobą konieczność cerowania już istniejących łat.

Najlepszy przykład to tzw. ulga dla klasy średniej, wymyślona po to, by dla pewnej grupy osób reforma była neutralna. Ulga wyliczana będzie według wzoru, w którym używa się wskaźników ułamkowych z ośmioma miejscami po przecinku. Czy to jest upraszczanie systemu?

Nadal będą stosowane różne bazy do wyliczania składki zdrowotnej w działalności gospodarczej. Inaczej przecież będzie to wyglądać u tych, co rozliczają PIT ryczałtowo, a inaczej u przedsiębiorców płacących podatek liniowy, albo według skali. I jeszcze dojdą nowe, bo inna podstawa będzie dla comiesięcznej zaliczki na składkę, a inna przy rozliczeniu rocznym. Co będzie oznaczać konieczność prowadzenia podwójnej księgowości. A to tylko niektóre przykłady. Od jednolitej daniny Polski Ład różni się jeszcze jednym. Wie pan czym?

Czym?

Sposobem procedowania nad gruntowną reformą, dotykającą dochodów wszystkich obywateli. Wtedy przewidzieliśmy rok na konsultacje społeczne, teraz mamy pięć tygodni, choć nie ma żadnych powodów dla takiego pośpiechu, zwłaszcza w czasie pandemii. A potem jak przepisy wejdą w życie, zostanie księgowym miesiąc na wdrożenie tych złych i nieprecyzyjnych przepisów.

No ale jednak filozofie jednolitej daniny i Polskiego Ładu są zbieżne: skończyć z degresją podatkową, ewenementem na europejską skalę.

Nie są. W Polskim Ładzie najpierw ogłoszono konkretne rozwiązania, w rodzaju 30 tys. zł kwoty wolnej czy wprowadzenie nowego progu 120 tys. zł, a potem do nich zaczęto urabiać system. To spowodowało konieczność łatania luk w postaci np. ulgi dla klasy średniej. I mamy zrobione dwa kroki do przodu w kierunku większej progresji i kilkanaście kroków do tyłu, żeby cerować nowo powstałe dziury.

A powinno być odwrotnie, czyli stawki powinny być wynikowo skalibrowane na podstawie określonej przez polityków progresji. Wynik zależy od przyjętej metody, ponieważ istnieje wiele sposobów tworzenia progresji.

No właśnie, zwolennicy zmian zarzucają krytykom, że nie przedstawiają żadnej alternatywy. Jak według pana powinien wyglądać Polski Ład?

Alternatyw reformy systemowej jest kilka, jedną z nich jest opisana koncepcja jednolitej daniny. Środowiska przedsiębiorców, pracowników i ekspertów wielokrotnie namawiały rząd do wspólnych prac. Ponad rok temu było uzgodnione, że rozpoczną się one w ramach Rady Dialogu Społecznego, a tymczasem rząd sam bez konsultacji społecznych wymyślił karkołomną zmianę. Uważam, że dobre podejście i odpowiednia metoda może przynieść reformę, która spełni cele stawiane przez polityków, ale też uprości system.

Najpierw należałoby ujednolicić bazy podatkowe i składkowe. Tak naprawdę wystarczą dwie: dochód i przychód. Potem powinna nastąpić konsolidacja tych elementów, które mają charakter podatkowy. Czyli np. zamiast płacić podatek dochodowy i składkę zdrowotną, która też jest przecież podatkiem, można by było opłacać jedną daninę z nowo skalibrowanymi stawkami.

Jednak składka zdrowotna też może pozostać oddzielona, jeśli miałaby pełnić funkcję ubezpieczeniową. A skoro celem ma być większa progresja klina podatkowego, to najprostszym sposobem jest odpowiednie dostosowanie skali podatkowej. Wystarczą dwie-trzy stawki. Jednolita danina opierała się na trzech stawkach. Na kartce papieru można było policzyć, używając sześciu działań, efektywny klin podatkowy. Nie znam ekonomisty, który byłby teraz w stanie uczynić to samemu, a będzie to jeszcze trudniejsze.

Ważne jest też zrozumienie, jaką funkcję ekonomiczną i społeczną pełnią poszczególne daniny. Np. nie ma sensu, żeby robić progresję w składce emerytalnej. Składka emerytalna, która ma charakter ubezpieczeniowy, bo zależą od niej przyszłe emerytury, powinna pozostać liniowa. Choćby po to, żeby promować zasadę: ile włożysz, taką będziesz miał emeryturę.

Z kolei w podatkach progresja jest wskazana. Powinna ona jednak zależeć od jednej zmiennej: od dochodu. Tymczasem w Polskim Ładzie tych zmiennych jest więcej, bo np. podatek w postaci składki zdrowotnej raz jest naliczany od dochodu, raz od przychodu, innym razem od stałej podstawy, która jest funkcją płacy minimalnej, a jeszcze dla tzw. ryczałtowców od nowej podstawy, którą ma być jedna trzecia podatku.

Mówi pan, że rządowe plany skomplikują system. Może jednak wystarczy je lekko zmodyfikować, żeby tego uniknąć?

Przy tej metodzie, którą proponuje rząd i założeniach typu wynosząca 30 tys. zł kwota wolna od podatku, pole manewru na uproszczenie jest bardzo wąskie, właściwie żadne. Rząd nie pozostawia przestrzeni na dialog jak to zrobić prościej.

Czy nie lepiej jednak trochę odpuścić i zaakceptować zmiany, choćby niedoskonałe, by system podatkowy stał się bardziej sprawiedliwy, niż jest dzisiaj?

Niestety w naszym systemie podatkowym reguła jest taka, że prowizorki trwają wiecznie. Takie protezy, jak Polski Ład, stają się trwałym elementem, który potem trudno będzie zmienić. Jeśli ktoś chciałby kiedyś zrobić reformę na kształt jednolitej daniny, po wcześniejszym wprowadzeniu zmian z Polskiego Ładu, to będzie to jeszcze trudniejsze, niż w 2016 r.

Wskutek dalszej komplikacji systemu wjechalibyśmy bowiem w jeszcze głębsze koleiny oparte na fałszywych uproszczeniach, bronionych przez grupy interesu. Kolejną świętością stałaby się kwota wolna od podatku, jeśli więc rząd chciałby podnosić podatki, to po prostu podnosiłby składkę na ubezpieczenie zdrowotne. Ją właśnie Polski Ład z opłaty zdrowotnej przekształca w podatek zdrowotny, podatek w czystej postaci, nie mający żadnego związku z funkcją ubezpieczenia.

Jest jeszcze jeden argument: potrzebujemy więcej pieniędzy na ochronę zdrowia. Zmiana sposobu naliczania składki to zapewnia.

Wyliczenia większych wpływów do NFZ po zmianach mają jedną wadę: są zrobione w ujęciu statycznym, według warunków z 2018 r. Czyli tak, jakby Polski Ład nie spowodował zmian np. w sposobie prowadzenia działalności gospodarczej. A według mnie spowoduje, i to niemałe.

Źródłem dodatkowych 14 mld zł dla NFZ-u miałaby być przede wszystkim zamiana stałej składki ryczałtowej dla działalności gospodarczych, na składkę liczoną od dochodu. To oznacza wzrost efektywnej stawki podatkowej, np. dla podatników na liniowym PIT z 19 proc. jeszcze pięć lat temu do 32 proc., jeśli taki ktoś płaci dodatkowo daninę solidarnościową. To jest gigantyczny wzrost, co zmotywuje część przedsiębiorców do rozważenia innej formy opodatkowania, np. założenia spółki kapitałowej i przejście na CIT. Dzięki temu oni nie będą musieli płacić składki zdrowotnej, a NFZ nie otrzyma dochodów, których się teraz spodziewa.

Wbrew założeniom może się uda uzyskać połowę planu. I tu pojawia się pytanie, czy o to rządowi chodziło. Bo może celem jest tak naprawdę wymuszenie na przedsiębiorstwach zmiany formy prawnej prowadzonej działalności.

Czy to źle? Może działalność gospodarcza będzie dzięki temu bardziej uporządkowana. Dziś na JDG są prawdziwi przedsiębiorcy i samozatrudnieni, którzy wybrali tę formę, bo jest korzystna podatkowo.

Zgadzam się, że jeśli chodzi o działalność gospodarczą, powinno dojść do jakiejś korekty. Tylko wybrana metoda jest zła. Ona nie powinna sprzyjać optymalizacji podatkowej. Żeby tego uniknąć, ktoś, komu podnosi się obciążenia, powinien mieć poczucie, że też w efekcie może na tym skorzystać.

Z tego punktu widzenia, zamiast podnosić podatki przedsiębiorcom, z których pieniądze trafiają do wspólnego wora, lepiej byłoby wziąć się za ich składki emerytalne. Dziś płacą je w stałej ryczałtowej wysokości, niezależnie od wielkości dochodów. To w przyszłości może spowodować, że zdecydowana większość obecnych przedsiębiorców będzie pobierać minimalne emerytury z dopłatą z budżetu. W tym kierunku szła jednolita danina: preferowana była jej ubezpieczeniowa część, zwłaszcza emerytalna, a nie podatkowa jak obecnie. W efekcie korekta obciążeń dla przedsiębiorców miała im dać też wyższe emerytury.

Zastanawiałem się, czy będzie można zmienić Polski Ład w tym kierunku. Jednak przy obecnych ramowych założeniach wydaje się to już niemożliwe, właśnie dlatego, że nikt nie uporządkował baz i podstaw wymiaru, co oznaczałoby konieczność robienia kolejnych bajpasów.

Ale ludzie o niskich wynagrodzeniach z pracy dużo zyskają. Prawda?

Obniżenie klina dla osób o niskich dochodach jest sensowne i celowe. Można to było jednak osiągnąć, wprowadzając kwotę wolną pracowniczą, jak w jednolitej daninie. A duża kwota wolna dla wszystkich oznacza, że głównym beneficjentem w stosunku do poziomu dochodów są emeryci i renciści. Z ekonomicznego punktu widzenia to gorsze rozwiązanie. Poza tym całą korzyść ze zmniejszenia klina podatkowego ma pracownik, pracodawca nie korzysta z tego wcale. Jego koszty pracy nie maleją. Zdecydowano się przede wszystkim na zmniejszenie obciążeń PIT, a one stanowią tylko jedną piątą klina. Zachęta, by wychodzić z szarej strefy będzie mniejsza, niż mogłaby być.

Czy jednak pracodawcy rzeczywiście nic nie będą mieli z Polskiego Ładu? Jeśli pracownik będzie zarabiał więcej na rękę, to może nie będzie żądał podwyżki.

Przecież rząd forsuje duże podwyżki płacy minimalnej, co niweczy założenie o mniejszej presji płacowej. Czyli z jednej strony pracodawca nie musiałby dawać podwyżki, bo dzięki niższym podatkom pracownik zarobi więcej na czysto, ale z drugiej i tak będzie musiał ją dać, bo wzrośnie minimalna pensja.

Czy rząd mógłby zrobić coś, co sprawiłoby, że przedsiębiorcy zaakceptowaliby plan zmian w podatkach?

To zależy od organizacji pracodawców. Rada Przedsiębiorczości, do której należą najważniejsze reprezentatywne organizacje pracodawców, w tym Pracodawcy RP, po wielu tygodniach dyskusji uznała, że nie ma sensu cerowanie dziur. Byłoby to przyłożenie ręki do psucia systemu i zaprzepaszczenie szansy na poważną reformę podatkową.

Cały czas przewija się jeden wątek: wróćmy do koncepcji jednolitej daniny, dajmy sobie rok na przygotowanie kompleksowej reformy, która zwiększy progresję dochodową. Zmniejszy też arbitraż między formami zatrudnienia i uprości system podatkowy w formie uzgodnionej między pracodawcami, związkami zawodowymi i rządem, bez uszczerbku dla finansów publicznych, sprzyjającą rozwojowi gospodarczemu. Jakbyśmy podjęli taką próbę, to wygraliby wszyscy. Rząd miałby prostszy i bardziej sterowny system podatkowy, a podatnicy prostsze podatki.

Czy kompromis w ogóle nie jest możliwy?

Rząd nie daje żadnej przestrzeni na osiągnięcie kompromisu. Złe podejście do reformy i brak konsultacji zaowocują złą zmianą. Nie widzę także pola do porozumienia przy takim podejściu do procedowania projektu. Nad tego typu poważnymi ustawami, o takiej skali, o tak dużych skutkach dystrybucyjnych i przy tak dużym poziomie komplikacji, prace muszą inaczej przebiegać.

Idziemy prostą drogą do zwiększenia poczucia niepewności w gospodarce, co nie sprzyja inwestycjom czy zwiększaniu zatrudnienia. Gruntownych zmian podatkowych nie wprowadza się w ten sposób, bo tworzy to poczucie chaosu. Przy dużej nieufności ludzi do systemu podatkowego rośnie przekonanie, że chodzi o wyższe podatki, a nie o dobrą zmianę podatkową.

Polecamy także nasze inne wywiady i analizy nt. Polskiego Ładu: