{"vars":{{"pageTitle":"Wysoka inflacja i gospodarcze spowolnienie. Tłumaczymy, czym jest stagflacja i czy trzeba się jej bać","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["analizy","explainer","tylko-w-300gospodarce"],"pageAttributes":["ceny","ceny-benzyny","ceny-energii","ceny-gazu","ceny-pradu","gus","inflacja","koniunktura-gospodarcza","kryzys","main","nbp","pkb","pmi","rpp","spadek-pkb","spowolnienie","stagflacja","stopy-procentowe","wzrost-cen","wzrost-gospodarczy"],"pagePostAuthor":"Marek Chądzyński","pagePostDate":"4 października 2021","pagePostDateYear":"2021","pagePostDateMonth":"10","pagePostDateDay":"04","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":197435}} }
300Gospodarka.pl

Wysoka inflacja i gospodarcze spowolnienie. Tłumaczymy, czym jest stagflacja i czy trzeba się jej bać

Ceny w przemyśle są tak wysokie, że duszą popyt – sugeruje ostatnie badanie PMI dla Polski. To stagflacja, czyli zjawisko, w którym rosnąca inflacja idzie w parze ze spadkiem aktywności gospodarczej.

Stagflacja występuje dość rzadko, w powojenne historii gospodarczej świata mieliśmy ją kilka razy. Zwykle wiązało się to z wystąpieniem niedoborów jakiegoś ważnego dla gospodarki dobra. A niedobór miał zewnętrzną przyczynę, np. wojnę.


Inflacja w Polsce wzrosła do 5,8% – wynika z wstępnych danych GUS. To najszybciej od 20 lat


Z bardzo podobną sytuacją mamy do czynienia obecnie. Pandemia zadziałała na gospodarkę, jak wojna i wywołała tzw. szok podażowy. Dlatego ekonomiści odkurzyli ten termin i zaczęli używać w swoich dysputach, a my postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej fenomenowi stagflacji.

Czym jest stagflacja?

Mówiąc najkrócej stagflacja to gwałtowny wzrost cen w czasie gospodarczego spowolnienia albo nawet recesji.

Zwykle jest tak, że gdy gospodarka zaczyna się zwijać, ceny zaczynają spadać. Intuicyjnie można to dość łatwo wytłumaczyć: ludzie zarabiają mniej albo nie dostają podwyżek, boją się, że stracą pracę, więc liczą każdy grosz i nie kupują. Sprzedawcy, walcząc o przetrwanie tną swoje marże, czyli obniżają ceny, by mieć jakiegokolwiek klienta.

Prawidłowość tę pokazuje tzw. krzywa Phillipsa, która dowodzi, że jest ścisły związek między bezrobociem, a poziomem cen. Wskazuje, że jak bezrobocie wzrośnie (np. w czasie recesji), to ceny powinny maleć. I odwrotnie: godząc się na wyższą inflację możemy doprowadzić do spadku bezrobocia i rozbujać gospodarkę.

Rośnie inflacja, staje przemysł

Ale historia XX wieku pokazała, że nie zawsze tak jest. Czasem może dojść do sytuacji, w której czegoś gospodarce zabraknie – np. ropy. To wywoła zaś dwojaki efekt: podrożeje benzyna na stacjach (czyli wzrośnie inflacja) i stanie przemysł, bo nie będzie miał z czego produkować.

W historii mieliśmy kilka epizodów stagflacyjnych. Do najbardziej znanych należą te związane z szokami naftowymi lat 70-tych poprzedniego wieku. Pierwszy był skutkiem ubocznym wojny Jom Kippur, kiedy to kraje arabskie zrzeszone w OPEC zdecydowały o ograniczeniu wydobycia ropy. Miało to wywrzeć presję na Zachód popierający Izrael w tej wojnie. I uderzyć przede wszystkim w USA.

Efektem był niemal czterokrotny wzrost cen ropy przy jednoczesnym wepchnięciu w stagnację gospodarek uzależnionych od tego surowca. W 1974 r. – czyli rok po wybuchu wojny i nałożenia ograniczeń przez kraje arabskie – gospodarka USA skurczyła się o 0,5 proc., przy jednoczesnym skoku inflacji do 11 proc.

Drugi szok naftowy

Podobnie było przy drugim szoku naftowym, tym razem wywołanym rewolucją islamską w Iranie. Jak wyglądała amerykańska stagflacja pokazuj ten wykres:

Dlaczego o tym teraz piszemy?

Temat stagflacji robi się coraz bardziej trendy w dyskusjach między ekonomistami, bo to, co się dziś dzieje na rynkach surowców bardzo przypomina mechanizm, jaki wystąpił przy szokach naftowych. Dziś również mamy problemy z podażą surowców – w tym energetycznych, jak gaz – co powoduje duży wzrost ich cen. Otoczenie też przypomina wojnę, tylko że zamiast konfliktu zbrojnego mamy globalną pandemię. A więc mamy szok podażowy, powodujący wzrost inflacji (nie tylko w Polsce).

W Polsce rozważanie czy grozi nam stagflacja, czy nie, nabrało tempa po opublikowaniu ostatnich danych z badania PMI. To wyniki ankiety, jakie co miesiąc przeprowadza IHS Markit wśród menedżerów firm przemysłowych. Polski PMI nieoczekiwanie spadł w październiku do 53,4 punktu i choć taki odczyt nadal pokazuje, że polski przemysł się rozwija, to jednak może być sygnałem, że ta ekspansja wyhamuje.


Niedobory surowców, inflacja, kłopoty z transportem – z tym borykał się polski przemysł we wrześniu


Otwarcie o tym mówił ekonomista IHS Markit Paul Smith

„Niewykluczone, że ze względu na w większości nieuniknione, utrzymujące się w ostatnich miesiącach wzrosty cen, polscy producenci zaraportowali słabszy wzrost popytu ze strony klientów, sugerując, że sektor może zmierzać ku stagflacji” – napisał Smith w komentarz do wyników badania.

Czy stagflacja grozi polskiej gospodarce?

Najważniejsze pytanie, jakie teraz sobie zadają eksperci, brzmi: czy stagflacja grozi całej polskiej gospodarce?

Gdyby do tego doszło, byłoby fatalnie. Bo trudno zwalczyć gwałtowny wzrost cen w warunkach gospodarczej stagnacji klasycznymi metodami. Czyli np. przez podwyżki stóp procentowych banku centralnego. Taki ruch dławiłby i tak słaby popyt i tylko pogłębiał recesję.

Ale, jak na razie oznak stagflacji nie widać. Bo:


Czytaj też: Wysoka inflacja to nie zawsze zła wiadomość. Tak budżet państwa może na niej zyskać


Ale to wszystko nie oznacza, że mamy już sprawę załatwioną i można się rozejść. To z kilku powodów:

Tak kończy Polski Ład. Co zostało z najważniejszej od lat reformy podatkowej?