{"vars":{{"pageTitle":"Złoty słabnie. Co to oznacza dla gospodarki? | 300Gospodarka.pl","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["analizy","explainer","tylko-w-300gospodarce"],"pageAttributes":["ceny-benzyny","dlug","dlug-prywatny","dlug-publiczny","dolar","ekonomia","eksport","euro","frank","gospodarka","handel-zagraniczny","import","inflacja","kredyty-we-frankach","kurs-zlotego","kursy-walut","main","makroekonomia","pln","zloty"],"pagePostAuthor":"Marek Chądzyński","pagePostDate":"24 listopada 2021","pagePostDateYear":"2021","pagePostDateMonth":"11","pagePostDateDay":"24","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":221814}} }
300Gospodarka.pl

Zbyt słaby złoty. Wyjaśniamy, czym to się może skończyć dla gospodarki

Problemy z inwestycjami, większy koszt obsługi długu zagranicznego, czy wzrost cen importowanych towarów – to tylko niektóre negatywne skutki nadmiernego osłabienia naszej waluty.

Od kilku tygodni złoty traci na wartości. Wobec głównych walut kurs złotego zalicza poziomy nie widziane od kilkunastu lat, względem franka szwajcarskiego tak słaby nie był jeszcze nigdy. Indeks PLN – syntetyczna miara wartości złotego wobec koszyka walut – w poniedziałek 22 listopada spadł do nienotowanego jeszcze niskiego poziomu 70,1 pkt.

Główna przyczyna spadku wartości polskiej waluty to globalny odpływ kapitału do dolara. Ale nie bez winy jest też Narodowy Bank Polski (NBP), który wielokrotnie akcentował, że woli mieć słabego złotego, bo zbyt silny szkodzi – jego zdaniem – wzrostowi gospodarczemu.

Do tego rząd wszedł w konflikt z Unią Europejską, co grozi opóźnieniem w wypłacie pieniędzy na Krajowy Plan Odbudowy. A to wzbudza obawy u inwestorów o perspektywy wzrostu polskiej gospodarki, co nie służy ani złotemu, ani polskim obligacjom.

Osłabienie krajowej waluty to nie jest jednak tylko rynkowe wydarzenie. Ma ono swoje skutki dla całej gospodarki.

Pomoc dla eksporterów? Tak, ale…

Głównym argumentem, przytaczanym przez zwolenników osłabienia złotego, jest zwiększanie konkurencyjności eksportu. W skrócie ma polegać to na tym, że utrzymując dobrą jakość sprzedawanego towaru, eksporter może dać niższą cenę, właśnie dzięki korzystnym dla siebie różnicom kursowym – i w ten sposób wykosić konkurencję. Jeśli do tej pory sprzedawał swój towar po np. 100 euro przy kursie 4,4 zł za euro, to teraz, gdy kurs wzrósł do 4,70 zł, może go przecenić na 94 euro. A i tak wyjdzie na swoje.

Może też utrzymać cenę i poprawić w ten sposób swoją rentowność.

To wszystko prawda, ale dziś kurs walutowy ma dla rozwoju eksportu drugorzędne znaczenie. Po pierwsze, i tak jest grubo powyżej progu opłacalności. Obecnie próg ten, według wyliczeń NBP, wynosi 4,12 zł dla euro i 3,68 zł dla dolara. Gdyby euro i dolar kosztowały mniej, to eksporterzy sprzedawaliby swoje towary ze stratą.

Ale, jak widać na wykresie poniżej, kurs rynkowy jest znacznie wyższy i nie ma potrzeby dodatkowo go jeszcze zwiększać. Co więcej, ta sytuacja utrzymuje się od wielu kwartałów.

Po drugie, jeśli eksporterzy mają jakieś problemy, to wynikają one z zupełnie innych przyczyn. Np. kłopotów z drożnością handlu międzynarodowego. Część eksportu jest importochłonna – to znaczy, że żeby wytworzyć jakąś rzecz, którą potem da się sprzedać za granicę, trzeba najpierw sprowadzić z zagranicy komponenty do jej wyprodukowania. Najlepszy przykład to samochody, składane w polskich fabrykach z części sprowadzanych wcześniej od zagranicznych dostawców.

Inwestycje coraz bardziej kosztowne

A tak, jak słaby złoty wspiera eksport, tak sprawia, że drożeje import.

Dla polskiej gospodarki to również ma znaczenie, bo dużą część tego, co kupujemy w innych krajach, stanowią dobra inwestycyjne. Jeśli złoty osłabnie, to będą one droższe. Co może wywołać problem z pobudzaniem inwestycji, bez których trudno zwiększać potencjał gospodarki.

Owszem, na konsumpcji też da się rosnąć i przykładem takiego wzrostu jest to, co się dzieje z PKB w ciągu tego roku. Ale to inwestycje decydują o tym, ile gospodarka będzie w stanie wytworzyć w przyszłości i – przede wszystkim – jak będzie to robić. Czy dzięki taniej pracy, czy jednak zwiększaniu wydajności.

Import inwestycyjny stanowi około jednej piątej wartości wszystkich towarów sprowadzanych do Polski. Tak przynajmniej wynika z danych GUS. W tym roku do końca września do kraju trafiły towary inwestycyjne (nie uwzględniając środków transportu) o wartości 46 mld euro. To o 18 proc. więcej, niż rok wcześniej. Ale po przeliczeniu na złote wzrost wartości importu inwestycyjnego to niemal 22 proc. Tak właśnie działa osłabienie złotego.

Drogie surowce napędzają inflację

W ten sam sposób osłabienie złotego działa na tzw. import zaopatrzeniowy: podnosi koszt komponentów sprowadzanych z zagranicy i używanych w krajowej produkcji. To również niemała część importu – prawie 35 procent.

Polskie firmy już od dawna sygnalizują kłopot z coraz droższymi materiałami. Ich ceny rosną przez zrywanie się łańcuchów dostaw i wąskie gardła w światowym handlu. Spadek kursu złotego tylko wzmacnia ten proces.

W efekcie mamy bardzo duży wzrost cen producentów (w październiku były one o 11,8 proc. wyższe, niż rok wcześniej). To w rezultacie może podbijać ceny wyrobów gotowych, które konsumenci kupują w sklepach. Firmy starają się bowiem przerzucać wyższe koszty na klientów, by utrzymać jak najlepszą rentowność w obliczu narastania ryzyka pandemicznego.

Tak pośrednio osłabienie złotego może zwiększać inflację. Bezpośredni wpływ ma wtedy, gdy przekłada się np. na detaliczne ceny paliw. A przełożenie jest bardzo proste: by polskie rafinerie mogły wyprodukować benzynę lub olej napędowy, muszą kupić za granicą surowiec (czyli ropę naftową), płacąc najczęściej w dolarach. Import paliw i smarów nieprzetworzonych – jak to określa GUS – stanowi niemal 5 proc. wartości całego polskiego importu.

W tym przypadku słaby złoty jest na tyle istotnym czynnikiem, że ostatnio niwelował spadek cen ropy na światowych rynkach. Innymi słowy to, że ropa w ciągu trzech tygodni listopada potaniała o około 10 dolarów na baryłce, nie spowodowało, że mieliśmy tańsze paliwo na stacjach.

Zadłużenie zagraniczne większym ciężarem

Jest jeszcze jeden powód, dla którego zbyt duże osłabienie złotego może martwić: Polska jest zadłużona za granicą na kwotę około 308 mld euro. To cały dług, składa się na niego zarówno to, co pożyczył rząd i NBP, ale też kredyty zaciągnięte przez krajowe instytucje finansowe i firmy.

Osłabienie krajowej waluty zwiększa koszty obsługi długu zagranicznego i wielkość samego długu. Oczywiście po przeliczeniu go na złote.

Jak to działa, od kilku lat ćwiczą ci, którzy zaciągnęli kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich. Takich umów jest około pół miliona. Przy obecnym kursie franka raty tych kredytów są największe w historii. Pisaliśmy o tym tutaj.

Ale nie tylko właściciele hipotek mają problem z kursem – kredyty walutowe chętnie zaciągały też firmy. Według danych NBP, na koniec września duże przedsiębiorstwa miały dług w walutach wart (w przeliczeniu na złote) około 56,4 mld zł. W przypadku małych i średnich firm było to 50,7 mld zł.

Krach tureckiej liry. Tak kończy się upolitycznienie banku centralnego