Młodzi dorośli są najmniej szczęśliwą grupą mieszkańców Polski – wynika z raportu „Młodzi dorośli: szczęście do poprawki”, przygotowanego przez Otodom, Politykę Insight i SWPS w ramach projektu „Szczęśliwy dom”.
– Ponad połowa z nich nie posiada własnego lokum, zajmują mniejsze mieszkania niż przedstawiciele innych pokoleń i nie są zadowoleni z okolicy, w której mieszkają. Jednak głównym powodem ich niskiego poziomu dobrostanu nie jest sytuacja mieszkaniowa, a relacje z innymi ludźmi – pisze Otodom w komunikacie.
Młodzi najmniej szczęśliwi
Młodzi dorośli to osoby w wieku 18-34 lata. Nie mają dzieci i cieszą się dobrym stanem zdrowia oraz szerokimi możliwościami. W porównaniu do rodzin z dziećmi i seniorów mają najlepszą sytuację finansową – i w przypadku samooceny, i obiektywnych przychodów.
Ale jednocześnie są najmniej szczęśliwymi mieszkańcami Polski.
– Aż 37 proc. z nich jest nieszczęśliwych, 44 proc. deklaruje umiarkowany poziom dobrostanu („normalsi”), a zaledwie 19 proc. charakteryzuje się wysokim poziomem odczuwanego szczęścia („przodownicy szczęścia”). Na tle rodzin z dziećmi i silversów są oni najmniej zadowoleni ze swojego lokum, najbliższej okolicy i sytuacji życiowej – zwraca uwagę eksperci Otodom.
Własność szczęścia nie daje
Pandemia i napływ uchodźców z Ukrainy przyniosły wiele zmian na polskim rynku mieszkaniowym w ostatnich 3 latach. Według Eurostatu w zeszłym roku ponad połowa osób w wieku 25-34 lat mieszkała z rodzicami.
Część z nich mogła powrócić do planów zakupu mieszkania w tym roku po poluzowaniu zasad wyliczania zdolności kredytowej przez KNF oraz wprowadzeniu przez rząd kredytu 2 procent. Jednocześnie część rodzin ukraińskich powróciła do ojczyzny i zwolniła wynajmowane mieszkania. Dodatkowo do użytku oddano dużą liczbę nowych mieszkań.
– Posiadanie własnego mieszkania nie warunkuje poziomu dobrostanu tej grupy. W populacji najbardziej nieszczęśliwych, normalsów i przodowników szczęścia udział właścicieli lub współwłaścicieli nieruchomości jest podobny i wynosi 40-42 proc. Z kolei najwięcej przodowników szczęścia znajdziemy wśród osób wynajmujących mieszkanie – stwierdza Otodom.
Relacje międzyludzkie dla młodych są ważniejsze
Młodzi Polacy zajmują lokum o średniej powierzchni 56 m². Tymczasem rodziny z dziećmi i seniorzy mieszkają w lokalach powyżej 80 m². Większe mieszkanie nie daje większego poczucia szczęścia, natomiast małe są znacznie łatwiejsze i tańsze do utrzymania.
Ponad połowa młodych mieszka ze swoimi partnerami, a nieco ponad jedna czwarta – sama. To wśród tej grupy co trzeci jest nieszczęśliwy. Wśród „przodowników szczęścia” 87 proc. mieszka z bliskimi, co potwierdza, że relacje międzyludzkie wpływają na dobrostan.
To zależy również od jakości okolicy zamieszkania (bliskość sklepów, obiektów sportowych, kulturalnych i rozrywkowych, transportu publicznego). 80 proc. młodych ocenia je negatywnie lub neutralnie.
300Sekund od września w nowej odsłonie. Zapisz się już dziś na nasz codzienny newsletter. Obserwuj nas też w Wiadomościach Google.
– To badanie wyraźnie pokazuje, że sieć dobrych relacji pomaga poczuć się szczęśliwym. Podobnie jest w przypadku zaangażowania, m.in. w aktywności związane z domem i jego okolicą. […] Wspólnym mianownikiem osób szczęśliwych jest więc aktywność i działanie, nakierowane na innych ludzi i dbałość o miejsce zamieszkania – mówi Ewa Jarczewska-Gerc, psycholożka z SWPS.
Jednak na dobrostan milenialsów i pokolenia Z mocno wpłynęła też pandemia. Część z nich musiało na nowo przywyknąć do swojego miejsca zamieszkania w dobie pracy zdalnej i nauki przed ekranami komputerów.
– Doświadczenia ostatnich lat mogły istotnie wpłynąć na ich odczucia względem miejsca zamieszkania i umiejętność budowania satysfakcjonujących relacji społecznych – dodaje Jarczewska-Gerc.
Czytaj także:
- Supermiasto Katowice ma uratować Śląsk. „Mamy problem z pozyskiwaniem nowych pokoleń” [WYWIAD]
- Wielki stres i „zło konieczne”. Oto, co pokolenie Z myśli o pieniądzach
- Sprzedaż kredytów mieszkaniowych się rozkręca. Ale rządowy program jeszcze nie zadziałał
- Ekspert: Lament na kredyt 2% jest niezrozumiały. Sam nie wywołał wzrostu cen mieszkań [WYWIAD]