Nie będzie wielkiej fuzji na amerykańskim rynku tytoniowym, a wszystko to w cieniu zamieszania z modnymi e-papierosami Juul.
W zasadzie to nie byłaby fuzja, tylko powrót do macierzy. Chodzi o korporację Altria, która chciała z powrotem wchłonąć spółkę-córkę Philip Morris International, którą wypuściła na wolność w 2008 roku w ramach procederu zwanego jako corporate spinoff.
Jak pisze Financial Times, operacja miała opiewać na 200 miliardów dolarów. Altria wciąż jest właścicielem m.in. Philip Morris USA – więc obie firmy wypuszczają na rynek markę Marlboro, a także inne bardzo popularne marki w Europie i USA – ale ma też 35-proc. udział w startupie Juul.
Juul to bardzo popularna w Stanach marka e-papierosów, odpowiedzialna za 70 proc. tego rynku.
Niestety upodobała je sobie szczególnie młodzież, dla której ten mały, elegancki gadżet stał się symbolem prestiżu i pierwszym krokiem do nałogu nikotynowego. Firma oczywiście zaprzecza, jakoby kiedykolwiek kierowała swoje reklamy do młodzieży.
Co gorsza dla firmy – i zdrowia publicznego – w ostatnim czasie doszło do dużej liczby zachorowań na choroby płuc związanych bezpośrednio z e-papierosami, a nawet do kilku zgonów. CEO firmy Kevin Burns odszedł ze stanowiska, a do tego wstrzymano wszystkie reklamy produktu. Rząd jest pod presją, żeby zaostrzyć regulacje związane z e-papierosami – pisze FT.
W Polsce bardziej popularne są elektroniczne urządzenia IQOS, ale wciąż biznesowo poruszamy się w tym samym gronie – to produkt Philip Morris International, który z kolei szykowany jest do wprowadzenia w USA.
Jeśli Juul upadnie, IQOS może go zastąpić – został już zaakceptowany przez amerykańską Agencję Żywności i Leków i jest uznawany za inną kategorię produktu niż Juul, ponieważ to urządzenie bezdymne. Problem z głowy.
Juul wchodzi z kolei do Polski, więc równowaga w przyrodzie również zostanie zachowana. Firma w sierpniu rozpoczęła sprzedaż swoich inhalatorów na naszym rynku. Jak podaje Puls Biznesu, wcześniej w tym roku Juul otworzył już w Gdańsku centrum usług finansowych obsługujące działalność w Europie.
Więc gdyby ktoś się martwił, że wielkie firmy tytoniowe czują się zagrożone popularnością e-papierosów, to uspokajamy – na nich też zarabiają.