Od 1 stycznia Ukraina zamierza jeszcze bardziej zliberalizować przepisy o zakupie ziemi rolnej, pozwalając na przejmowanie do 10 tys. hektarów. Protestują przeciwko temu rolnicy, którzy obawiają się obrotu spekulacyjnego zamiast upraw.
Od 1 stycznia 2024 r. Ukraina luzuje swoje prawo dotyczące zakupu ziemi rolnej. Dotąd mogły ją kupować wyłącznie osoby fizyczne (do 100 hektarów dla jednego właściciela), teraz prawo kupna mają uzyskać także firmy. Każdy właściciel – prywatny i firma – będzie mógł nabyć do 10 tys. hektarów ziemi.
To drugi etap reformy rolnej gabinetu prezydenta Zełenskiego, po tym, jak 1 lipca 2021 roku umożliwiono częściowy obrót ziemią uprawną, która należała do prywatnych właścicieli. Dotyczyło to wówczas 27 mln ha gruntów.
Sam prezydent uzasadniał wówczas konieczność takiego rozwiązania wyliczając, ile ziemi Ukraina straciła w nielegalnych transakcjach. Jego zdaniem, około 5 milionów hektarów gruntów państwowych przeszło nielegalnie w ręce prywatne.
– W ciągu 20-letniego zakazu sprzedaży gruntów rolnych państwo ukraińskie straciło równowartość powierzchni prawie dwóch półwyspów krymskich na skutek kradzieży ziemi przez biznesmenów i polityków – cytował prezydenta portal UBN News.
A jednak przeciwko regulacji, która ma wejść w życie już za 4 tygodnie protestują rolnicy z Ukrainy. Wystąpili do prezydenta o odroczenie wdrożenia regulacji zwiększającej 100-krotnie limity zakupu ziemi. Pod petycją Ogólnoukraińskiej Rady Rolnej (VAR) podpisało się 25 tys. osób. VAR chce, aby obecne przepisy obowiązywały do końca wojny i dwa lata po niej.
Czego obawiają się rolnicy?
Prawo nabywania gruntów rolnych mają wyłącznie Ukraińcy – zarówno osoby fizyczne, jak i firmy (nie mogą być to spółki z kapitałem zagranicznym). I to się nie zmieni. Wszystkie zagraniczne agroholdingi działające dziś w Ukrainie ziemię dzierżawią.
Rolnicy obawiają się jednak, że po zmianie przepisów od stycznia ziemia nie będzie trafiać do tych, którzy ją uprawiają, bo ci mają w czasie wojny ograniczone możliwości finansowe – rentowność spadła, trudno też o kredyty. Spodziewają się zaś obrotu inwestycyjnego, który w efekcie podniesie ceny gruntów, tym samym czyniąc je jeszcze bardziej nieosiągalnymi dla małych i średnich gospodarstw rolnych. Jedną z takich grup, które pojawiają się w ostrzeżeniach są chociażby informatycy – jedna z najlepiej dziś zarabiających grup zawodowych, dla której ziemia może być niezłą lokatą kapitału na przyszłość.
– Głosowanie za petycją pokazuje, jak bolesny jest obecnie ten problem dla rolników. Średnie i małe przedsiębiorstwa, wytwarzające 60 proc. produktów rolnych, nie mają kapitału na zakup ziemi. W warunkach niskich cen produktów rolnych, problemów logistycznych ze sprzedażą, z brakiem siły roboczej, rolnicy nie są w stanie pełnić roli pełnoprawnych uczestników rynku ziemi – powiedział na konferencji prasowej przewodniczący VAR Andrij Dykun.
Padają też inne argumenty, na przykład takie, że rolnicy, którzy dotąd koncentrowali się na wspieraniu armii teraz wszystkie zasoby będą musieli przekierować na zakup ziemi, by nie stracić na odkładaniu tego w czasie.
Trzeba tu przypomnieć o różnicach między polskim a ukraińskim modelem gospodarki agrarnej. W Ukrainie średniej wielkości gospodarstwo to 3000 i więcej hektarów ziemi. Wszystko poniżej to gospodarstwo raczej małe. VAR zrzesza ponad 1100 średnich i małych przedsiębiorstw rolniczych z całej Ukrainy, a łączna powierzchnia gruntów członków stowarzyszenia to ponad 3 500 000 hektarów. Lider ukraińskiego rynku, korporacja Kernel, ma ponad pół miliona hektarów ziemi.
Popyt ograniczony
Jakie efekty dał pierwszy etap reformy rolnej? Mniejsze niż oczekiwano, ale po siedmiu miesiącach od zmiany prawa wybuchła wojna.
„W ciągu 2 lat od momentu wejścia w życie ustawy o rynku ziemi, dzięki której po raz pierwszy na Ukrainie możliwy stał się obrót gruntami rolnymi sprzedano ich ponad 400 tys. ha, czyli ok. 1,5 proc. gruntów objętych ustawą”, pisze w swojej analizie Sławomir Matuszak, ekspert OSW.
Jego zdaniem, pewnego zwiększenia liczby umów można oczekiwać od początku przyszłego roku, kiedy ziemię będą mogły kupować także przedsiębiorstwa, ale wątpliwe, aby sprzedaż gruntów nabrała masowego charakteru.
Czy zwiększone możliwości handlu ziemią uprawną w Ukrainie mogą stanowić kolejne ryzyko dla rolników w Polsce? Na ile może wzrosnąć jeszcze konkurencyjność ukraińskich producentów rolnych?
– W krótkim okresie, najkrócej mówiąc, nie – odpowiada Sławomir Matuszak.
Teoretycznie, wielkie holdingi rolne, których prawo własności nie może przekroczyć tych 10 tys. hektarów ziemi mogą ją jednak swobodnie dzierżawić powiększając tym samym skalę działania. To nie jest jednak takie oczywiste. Wiele połaci ziemi zostało zniszczone działaniami uprawnymi. Usuwanie min i niewybuchów może zająć nawet kilka powojennych lat więc rolnictwo na tych terenach będzie się odradzać powoli.
Kolejna przeszkoda to blokady kanałów eksportowych. No i wspomniany już brak kapitału w gospodarstwach średniej wielkości.
– Szybki rozwój rynku ziem rolnych mogłoby wywołać jego otwarcie na kapitał zagraniczny, który z uwagi na ogromne różnice w cenach gruntów na Ukrainie i w UE mógłby być zainteresowany inwestycjami w ukraińskie rolnictwo nawet w warunkach trwającego konfliktu zbrojnego – pisze w analizie Sławomir Matuszak.
Ustawa przewiduje możliwość nabywania ziem przez obcokrajowców, tylko jeśli taka decyzja zostanie podjęta w ogólnokrajowym referendum. Raz, że na pewno nie odbędzie się w czasie wojny, a dwa, że, jak pisze analityk OSW, „pozytywny wynik należy uznać za mało prawdopodobny. Przed wojną takie rozwiązanie popierało jedynie 15 proc. Ukraińców”.