„Szukanie sensu na rynkach finansowych to jak szukanie wzorów i schematów na wzburzonym morzu” – zaczyna okładkowy artykuł brytyjski tygodnik The Economist.
Dalej piszą: „pojawiające się informacje to efekty transakcji kupna i sprzedaży, które dokonywane są przez ludzi, których naturze towarzyszą sprzeczności. Ceny to odzwierciedlenie mieszanki emocji, uprzedzeń i zimnych kalkulacji”.
Rośnie apetyt na niemieckie obligacje rządowe pomimo zmniejszenia tamtejszej gospodarki, a także ujemnych stóp procentowych – gwarancji straty na inwestycji.
Czyżby kontrolowana strata na bezpiecznej obligacji jawiła się bardziej atrakcyjna niż nieprzewidywalne ryzyka inwestowania w czasie recesji?
W Stanach Zjednoczonych z kolei od kilku dni obserwujemy większą opłacalność obligacji trzymiesięcznych i dwuletnich niż dziesięcioletnich, czyli tzw. inwersję na obligacjach.
Fenomen nie był obserwowany od (uwaga, teraz padnie rok przyprawiający o dreszcze) 2007 roku.
A co on znaczy? To znaczy, że inwestorzy uważają, że ryzyko inwestycji w długoterminowe papiery jest niższe niż w krótkoterminowe – a więc w krótkim i średnim terminie spodziewają się turbulencji na rynkach i w gospodarkach.
Inwersja na obligacjach poprawnie przepowiedziała wszystkie recesje, jakie wydarzyły się w ostatnim półwieczu na świecie (przewidziała też jedną, która się nie wydarzyła).
Kryzys wróżą też inne ceny. Dolar dobrze stoi. Złoto – najlepiej od sześciu lat. A to dwa ulubione towary inwestorów na niepewne czasy.
Ceny miedzi – będące papierkiem lakmusowym kondycji produkcji przemysłowej – gwałtownie spadły. Ropa tak samo – i to pomimo zawirowań na rynku, takich jak sankcje na Iran czy wypadki tankowców w Zatoce Perskiej.
Ostatnie dane pokazały, że w Chinach produkcja przemysłowa rozwija się najleniwiej od 2002 r.
Jednak światowa gospodarka nadal rośnie, na rynku nie brakuje pracy, a apetyt konsumentów nadal jest niezaspokojony. Czyli co nas w końcu czeka?
Søren Skou, szef największej na świecie firmy z sektora transportu kontenerowego, duńskiego AP Moller-Maersk, stwierdził: „Czy znajdziemy się w recesji, czy też nie – jest zbyt wcześnie, żeby osądzić. Ale w naszej firmie planujemy scenariusz niskiego wzrostu”.
A ponieważ przedsiębiorstwo obsługuje ok 18 proc. światowego transportu morskiego, w związku z czym postrzegane jest jako barometr globalnego handlu, to zdanie szefa Maersk nie jest żadnym wróżeniem z fusów.
Ta informacja pojawiła się dziś rano w skrzynkach odbiorczych subskrybentów naszego codziennego newslettera 300SEKUND. Jeśli chcesz się na niego zapisać, kliknij tutaj.
(Źródła opracowania: The Economist, Financial Times)
Czytaj też:
>>> Polska, wraz z Bułgarią Łotwą i Ukrainą, straci najwięcej pracowników w kolejne 30 lat
>>> Gospodarka Wielkiej Brytanii się kurczy. PKB spadł po raz pierwszy od siedmiu lat