Okazuje się, że pokolenie millennialsów starzeje się bez godności – zaraz umrze w niesławie, a przynajmniej tak uważa Noah Smith, co wyraża na łamach Bloomberga.
Wielką ironią już ironicznego zawołania „ok, boomer” (ach, ten ageism nasz powszedni) entuzjastycznie wykorzystywanego przez millennialsów w odniesieniu do pokolenia baby boomerów jest to, że sami stają się starszym pokoleniem.
Pokolenie millennialsów – ogólnie definiowane jako pokolenie urodzonych w latach osiemdziesiątych i pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych – zbliża się do wieku średniego. Za niecałe dwa miesiące najstarszy z naszej grupy skończy 40 lat.
Pokolenie tak niedawno przedstawiane jako buntownicza młodzież, która zamierza przekształcić amerykańską kulturę, będzie się za oceanem kwalifikowało do ochrony na mocy ustawy o dyskryminacji ze względu na wiek w zatrudnieniu.
Najmłodsze millenialsy będą miały 23 lata, co oznacza, że kampusy uniwersyteckie zostaną niemal całkowicie przekazane następnej kohorcie, czyli pokoleniu Z.
Ale u millennialsów, których liczba przewyższa liczbę wyżu demograficznego, nie ma objawów wielu pułapek klasycznie czyhających na pokolenia zbliżające się do wieku średniego. Jak udokumentował ekonomista Gray Kimbrough, duża liczba osób w wieku 20 i 30 lat mieszka z rodzicami, podczas gdy odpowiednio mniej posiada własne domy.
Millennialsi są również znacznie mniej skłonni do zawarcia małżeństwa niż poprzednie pokolenia: tendencja ta należy do powodów, dla których millenialsi mają mniej dzieci. A ci, którzy je mają, mają je później. Dlaczego tak wielu millenialsów skapitulowało, jeśli chodzi o życie rodzinne?
Część z nich może być po prostu wynikiem zmiany kultury: e-randki i liberalizacja obyczajów seksualnych mogły sprawić, że niektóre millennialsy nie chcą zrezygnować z wolnego, miejskiego stylu życia.
Tak można to sobie tłumaczyć, ale po części tylko dlatego, że prawda w oczy kole. Badania pokazują, że średnia liczba potomstwa, które chciałyby mieć kobiety, utrzymuje się na stałym poziomie około 2,5 od 1970 r. i może nawet nieznacznie wzrosła.
Spadek liczby małżeństw jest znacznie bardziej widoczny wśród mniej wykształconych i gorzej zarabiających Amerykanów.
Lepiej niż kultura i styl życia millennialsów tłumaczy edukacja i ekonomia. W czasach związków zawodowych i produkcji możliwe było zdobycie dobrej pracy dla przedstawiciela klasy średniej po szkole średniej. Te czasy już dawno minęły.
Od początku lat 70. ubiegłego wieku tygodniowe zarobki mężczyzn nieposiadających dyplomu ukończenia szkoły wyższej spadły, podczas gdy zarobki kobiet ledwie drgnęły. Jedynymi mężczyznami z rosnącymi zarobkami są mężczyźni z wykształceniem wyższym niż licencjackie.
Oznacza to, że nawet tytuł licencjata nie jest już wystarczający, by dotrzeć do klasy średniej. Stopnie zawodowe, stopnie magisterskie i różne formy certyfikacji podyplomowej stają się normą.
Rosnące znaczenie szkolnictwa wyższego oznacza, że młody człowiek, który mógłby rozpocząć karierę w wieku 22 lub nawet 18 lat, musi teraz czasami poczekać nawet do trzydziestki.
Oznacza to, że nawet wykształcony millennials zaczyna oszczędzać pieniądze znacznie później, opóźniając dzień, w którym będzie mógł np. kupić dom.