Emisje CO2 w Polsce w okresie transformacji najbardziej wzrosły w transporcie, a nie w przemyśle ciężkim, czy energetyce, wynika z danych z unijnej bazy EDGAR . Tymczasem rząd stanowczo sprzeciwia się unijnym regulacjom, które mogłyby zmniejszyć emisyjność tego sektora.
To, ile Polska emituje CO2 na tle Europy i świata wiemy na podstawie informacji z Emissions Database for Global Atmospheric Research, czyli właśnie bazy danych EDGAR. Na tej podstawie można porównać, jak się zmieniał poziom emisji dwutlenku węgla w ostatnich latach.
Pierwszy wniosek: emisje CO2 wynikające z działalności człowieka na całym świecie wzrosły w 2021 r. o 5,3 proc. To przede wszystkim efekt odbicia gospodarczego po pandemicznym 2020 r. Zeszłoroczne emisje były przy tym jedynie o 0,36 proc. niższe niż te z 2019 r.
Wniosek drugi: od rozpoczęcia transformacji ustrojowej Polska wykonała sporo pracy na rzecz obniżenia emisji dwutlenku węgla w energetyce i przemyśle. Ale jednocześnie poszybowały w górę emisje w transporcie.
Emisje CO2 w Polsce na tle Unii
Z danych EDGAR wynika też niezbicie, że niestety Polska należy do państw, w których ubiegłoroczny wzrost był wyższy niż globalny. Wyniósł on aż 8,4 proc. To również więcej niż wzrost liczony dla całej Unii Europejskiej, który sięgnął 6,5 proc.
Nasz kraj jest też w niechlubnym gronie czterech państw UE, w których emisje wzrosły także w porównaniu z 2019 r. W Polsce były one o 2,8 proc. wyższe. Wzrosły też w Bułgarii, na Malcie i na Słowacji.
Roczny wzrost w 2021 r. można przynajmniej w pewnym stopniu wytłumaczyć odbiciem gospodarki po pandemii. Widać to choćby w danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych o zużyciu energii elektrycznej. W ubiegłym roku zwiększyło się ono o 5,6 proc. A energetyka nadal była i jest oparta głównie na węglu.
Jednocześnie dane pokazują, że w ubiegłym roku emisje szły w górę we wszystkich sektorach. Trudno to tłumaczyć samym rozwojem gospodarki.
Co się wydarzyło po 1990 r.
Choć Polska nie może pochwalić się redukcjami emisji w ostatnim roku, to jednak w porównaniu z początkiem transformacji ustrojowej nasza gospodarka poczyniła postęp. Wielkość emisji spadła od 1990 r. o 14 proc.
Jednak z drugiej strony spadek w całej Unii Europejskiej w tym samym okresie to 27 proc.
Do jeszcze ciekawszych wniosków dojdziemy przyglądając się sektorowym danym za cały okres od 1990 r. Wynika z nich, że emisje w Polsce spadły w niemal wszystkich branżach. Z wyjątkiem jednej: transportu.
W ciągu ponad trzech dekad transformacji wielkość emisji CO2 z transportu wzrosła w całej Europie, ale w Polsce ten wzrost jest kolosalny. O ile, według danych EDGAR, w Unii wzrost wyniósł 16 proc., to w Polsce było to imponującej 223 proc. To tak dużo, że mieliśmy problem z pokazaniem go na grafice. Zamieszczamy ją poniżej.
Można oczywiście próbować tłumaczyć ten wzrost ogromną skalą rozwoju gospodarczego, jaka się w Polsce dokonała. Trudno jednak nie zauważyć powiązania między lawinowo rosnącą liczbą samochodów a stopniowym ograniczaniem transportu publicznego.
Zobacz też: Samochodoza. Aut jest u nas więcej, niż średnio w UE. Dlaczego nie możemy się bez nich obejść?
Emisje z transportu wzrosły również w ujęciu rok do roku. Choć przyznać trzeba, że mniej niż te z energetyki.
Polska a Fit for 55
W tym kontekście uderzające jest polskie stanowisko wobec unijnego pakietu Fit for 55. To zestaw proponowanych aktów prawnych, którego głównym celem jest redukcja emisji dwutlenku węgla w UE o 55 proc. do 2030 r.
Jeszcze przed przyjęciem pakietu Polska zgłaszała wobec niego wiele wątpliwości. Wśród nich jest sprzeciw wobec objęcia sektorów transportu i budynków unijnym systemem handlu emisjami – ETS.
Dziś ETS obowiązuje energetykę, przemysł energochłonny i lotnictwo cywilne, ale tylko dla lotów w obrębie Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
Na czerwcowym posiedzeniu Rady Unii Europejskiej Polska zgłosiła kilka zastrzeżeń do pakietu. Polska nie zgodziła się na propozycje w zakresie m.in.:
- objęcia systemem handlu emisjami (ETS) sektora transportu i budynków;
- zakazu rejestracji nowych samochodów z silnikami spalinowymi od 2035 r.;
- wprowadzenia pojazdów zeroemisyjnych w 2035 r.
Nasz rząd zasłania się argumentacją o przeciwdziałaniu wzrostowi obciążeń dla społeczeństwa i ubóstwa energetycznego. Jednocześnie nie zapewnia ubogim energetycznie innych rozwiązań niż doraźne.
– Pakiet Fit for 55 w całości nie jest dla nas możliwy do osiągnięcia. Pakiet narzuconych nam rozwiązań nie wzmacnia naszej gospodarki i społeczeństwa. Wiąże się z wykluczeniem energetycznym. System ETS w obecnym kształcie powinien być zawieszony do czasu głębokiej reformy, przynoszącej wymierne efekty – mówiła minister klimatu i środowiska Anna Moskwa, cytowana w czerwcowym komunikacie resortu.
Postulaty reformy systemu handlu emisjami minister zgłaszała także podczas wrześniowych nadzwyczajnych posiedzeń Rady UE. Były one poświęcone reakcji na kryzys energetyczny.
W tym samym czasie Komisja Europejska wytyka polskiemu rządowi, że do tej pory nie przedstawił strategii klimatycznej. W rozporządzeniu w sprawie zarządzania unią energetyczną określono proces przygotowania przez państwa członkowskie do 1 stycznia 2020 r. ich pierwszych długoterminowych w perspektywie co najmniej 30 lat, a następnie nowych strategii co 10 lat.
Dotychczas Polska nie przedstawiła takiej strategii – podobnie jak Bułgaria, Irlandia i Rumunia, które również zostały wezwane do usunięcia uchybienia.
Polecamy też:
- Fit for 55 – co to jest i co oznacza dla Polski ten nowy zestaw unijnych przepisów?
- Timmermans: Nie ma mowy o odłożeniu w czasie celów polityki klimatycznej UE