Bill Gross – jeden z najważniejszych i najbardziej barwnych inwestorów ostatniego półwiecza – ogłosił, że odchodzi na emeryturę, na której będzie zarządzał tylko swoim prywatnym majątkiem i funduszami charytatywnymi.
48 lat temu Gross – często nazywany Królem Obligacji – założył PIMCO, jedną z największych firm inwestycyjnych na świecie. W ramach niej, przez 27 lat zarządzał największym funduszem obligacji na świecie o nazwie Pimco Total Return Bond.
W kontekście: W szczycie swojej świetności w 2013 roku Bill Gross zarządzał aktywami o wartości 293 miliardów dolarów w funduszu Pimco Total Return Bond. Dla porównania, wartość aktywów pod zarządzaniem WSZYSTKICH polskich funduszy inwestycyjnych wyniosła na koniec zeszłego roku niecałe 69 mld dolarów. To oznacza, że sam Bill Gross miał w swojej “opiece” ponad 4 razy większe aktywa niż wszystkie 42 towarzystwa funduszy inwestycyjnych operujące na polskim rynku. Te liczby pokazują zresztą nie tylko niegdysiejszą potęgę Grossa, ale także zacofanie polskiego rynku inwestycyjnego.
Dlaczego to ważne: Kiedy Bill Gross pracował dla PIMCO był jednym z najważniejszych postaci rynku długu: jego comiesięczne listy do inwestorów były uważnie czytane i komentowane na całym świecie. Często były barwnie napisane: Gross, który sam siebie nazwał “70-letnim Justinem Bieberem”, pisał w listach nie tylko o obligacjach ale też np. o tym, jak przyjemnie jest kichać albo o śmierci swojego kota.
Mimo jego oryginalnego stylu (a może właśnie dzięki niemu), Gross swoimi komentarzami często wpływał na notowania rynku obligacji. Ponadto, jego Pimco Total Return Bond był najpopularniejszym funduszem wśród Amerykanów oszczędzających na emeryturę na swoich kontach 401(k) – odpowiednikach polskich Indywidualnych Kont Emerytalnych – można więc powiedzieć, że Gross decydował w jakiejś mierze o ich przyszłości.
Jednak kilka lat temu inwestor stracił swoją legendarną intuicję i zaczął tracić klientów, a 5 lat temu, po odejściu z PIMCO do Janus Henderson, innej firmy inwestycyjnej, nigdy już nie odzyskał swojego statusu, ale zachował opinię inwestora-legendy. (źródła: Financial Times, CNBC, Izba Zarządzająca Funduszami i Aktywami, New York Times)