Z analizy globalnych danych wynika, że żadne państwo na świecie nie przebudowało swojego sektora energetycznego po pandemii w zielony sposób. Zapotrzebowanie na energię znacznie wzrosło, ale nigdzie nie nadążał za tym rozwój odnawialnych źródeł energii.
W trakcie pandemii nawoływano do zielonej odbudowy gospodarki, a wiele państw, w tym UE, zobowiązało się do działań na rzecz zbudowania bardziej przyjaznej dla środowiska i klimatu gospodarki po pandemii.
Jednak wygląda na to, że globalnie nie widać jeszcze efektów tych deklaracji w jednym z najbardziej wymagających zielonej rewolucji sektorów – energetyce. Na to wskazują dane zebrane przez niemiecki think tank energetyczny Ember. Jego najnowsza analiza obejmuje dane z 63 krajów odpowiadających za 87 proc. światowego zapotrzebowania na energię.
Jej główny wniosek jest alarmistyczny: wskazuje, że – tak jak przewidywano – wzrost zapotrzebowania na energię gwałtownie wzrósł po pandemii, a razem z nim emisje gazów cieplarnianych.
Światowe zapotrzebowanie na energię w porównaniu z danymi z pierwszej połowy 2019 roku (przed pandemią) wzrosło w pierwszej połowie 2021 roku o 5 proc.
Rosnącego popytu nie udało się zaspokoić przy użyciu odnawialnych źródeł energii.
“Emisje CO2 wzrosły, ponieważ wzrost “czystej” energii elektrycznej nie odpowiadał wzrostowi popytu. Energia wiatrowa i słoneczna zaspokoiły 57 proc. wzrostu popytu, ale węgiel pokrył pozostałe 43 proc.” – pisze Ember.
Choć globalnie generacja energii z wiatru wzrosła o 26 proc., a produkcja energii słonecznej o 46 proc., nadal nie zastępują węgla. Produkcja energii z węgla również wzrosła: o 5,8 proc.
Najnowsze dane pokazują, że trend wciąż rośnie: emisje CO2 w sektorze energetycznym były o 7 proc. wyższe w czerwcu 2021 niż w czerwcu 2019, ponieważ zapotrzebowanie na energię elektryczną rosło.
Dlaczego tak się dzieje?
Według Ember “zielona odbudowa” gospodarki dla sektora energetyki powinna charakteryzować się zmianami strukturalnymi zarówno w zakresie wyższego zapotrzebowania na energię elektryczną, jak i niższych emisji CO2 w sektorze energetycznym. Jak wynika z analizy, żaden kraj nie odnotował zarówno jednego, jak i drugiego.
Wiele z nich – zwłaszcza w Azji – odnotowało wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną, który został częściowo zaspokojony przez wiatr i energię słoneczną, ale także węgiel. Emisje gazów cieplarnianych z energetyki w tych krajach wzrosły.
Rosnące zapotrzebowanie na energię elektryczną bije rekordy m.in. w Chinach, Indiach, Iranie i Turcji. Najbardziej radykalnym przykładem są tu Chiny – zapotrzebowanie na energię elektryczną wzrosło tam o 14 proc. względem 2019 roku.
Tylko 29 proc. tego wzrostu popytu zostało zaspokojone przez wiatr i słońce. Ponad dwie trzecie (68 proc.) przypadło na energetykę węglową.
Inne państwa odnotowały zwykle nieznacznie niższe emisje CO2, ponieważ wiatr i słońce zastąpiły węgiel w zaspokajaniu zapotrzebowania na energię. Tu sukces odniosły Stany Zjednoczone, Unia Europejska (więcej o najnowszych danych dot. transformacji energetycznej w UE – tutaj), Japonia i Korea Południowa.
“Nie działo się to jednak w tym samym czasie, co wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną. Ponieważ zapotrzebowanie to wzrośnie w przyszłości z powodu zwiększonej elektryfikacji, kraje te będą potrzebowały więcej czystej energii elektrycznej, aby utrzymać ten sam wskaźnik spadku CO2” – wskazuje jednak Ember.
Czemu to wszystko jest niepokojące?
Rosnące emisje z produkcji energii stawiają pod znakiem zapytania cel zatrzymania wzrostu globalnej temperatury do bezpiecznej granicy 1,5 stopnia Celsjusza z Porozumienia Paryskiego. Aby to umożliwić globalna produkcja energii w krajach rozwiniętych musiałaby pochodzić w 100 proc. “czystych” źródeł energii do 2035 roku, a na całym świecie do 2040 roku.
Pocieszające może być jednak to, że produkcja energii odnawialnej ze słońca i wiatru przebiła próg jednej dziesiątej ogólnej produkcji na całym świecie. Mimo to, choć bez wątpienia rewolucja energetyczna ma miejsce – dzieje się ona zbyt wolno.
Zwłaszcza, że globalne szacunki Ember pomijają niektóre kluczowe szybko rozwijające się kraje, które nie udostępniają danych o energetyce. Chodzi tu w szczególności o Indonezję i Filipiny, co może oznaczać, że dane te niedoszacowują zarówno wzrostu zapotrzebowania na energię elektryczną, jak i wzrostu emisji CO2.