Bojownicy Huti od listopada 2023 roku ponad 20 razy atakowali statki handlowe i kontenerowce w rejonie Morza Czerwonego. Po ostatniej akcji sił specjalnych USA i Wielkiej Brytanii wymierzonych w obozy Huti w Jemenie piraci grożą, że teraz skala ataków się zwiększy. I bez tego współczesne piractwo to plaga. Bank Światowy wylicza straty generowane przez piratów nawet na 20 mld dolarów rocznie.
W nocy z 11 na 12 stycznia 2024 roku Stany Zjednoczone i Wielka Brytania przeprowadziły atak na cele związane z rebeliantami Huti w Jemenie. Siły wojskowe zaatakowały łącznie 73 razy na terenie całego kraju. Była to bezpośrednia odpowiedź na ostatnie działania bojowników na Morzu Czerwonym.
– To bezpośrednia odpowiedź na bezprecedensowe ataki Hutich przeciwko międzynarodowym okrętom na Morzu Czerwonym, w tym po raz pierwszy w historii z użyciem przeciwokrętowych pocisków balistycznych – poinformował prezydent USA Joe Biden.
Rzecznik jemeńskich rebeliantów, Mohammed Abdulsalam po atakach odgrażał się, że Huti nie zamierzają się poddawać i wciąż będą atakować statki zarówno na Morzu Czerwonym. Nocne bombardowania nazwał „agresją amerykańsko-brytyjsko-syjonistyczną”.
Huti zagrozili poważnym odwetem, podkreślając gotowość do każdego rodzaju walk. Rebelianci nie zamierzają przerywać ataków do momentu zakończenia wojny w Strefie Gazy. Ostatnie bombardowania znacząco dotknęły stolicę Jemenu, Sanę, oraz inne miasta kontrolowane przez Huti, w tym Saadę, stanowiąca ich centralną bazę operacyjną.
Czytaj także: Kryzys na Morzu Czerwonym. Zamknięty szlak handlowy mocno obciąża firmy i konsumentów
Kim są bojownicy Huti?
Huti wywodzą się z północnego Jemenu, a ich zbrojny opór wobec władz ma długą historię, sięgającą co najmniej lat 90. XX wieku. To wtedy zadeklarowali się jako opozycja wobec rządu i zaprotestowali przeciwko ekonomicznej i politycznej marginalizacji przez elitę z południa.
W 2011 roku wybuchła rewolucja, która obaliła prezydenta Saleha. Huti wykorzystali chaos i zyskując na popularności, zajmowali strategiczne obszary, w tym w 2014 roku również stolicę kraju. Zajęcie stolicy wywołało wojnę domową w Jemenie. Bojownikom udało się szybko zdobyć kontrolę nad większością kraju. Wojsko i rząd uciekły na południe, współpracując z międzynarodową koalicją, wspieraną m.in przez USA i Arabię Saudyjską, popierającą legalnego prezydenta Hadi’ego.
– Wspierany przez Saudyjczyków rząd kontroluje południe kraju, a Huti północ. Rebeliantom do pomocy rękę wyciąga władza w Teheranie. Z tego właśnie powodu jemeńską wojnę domową można uznać za wojnę pośrednią między Arabią Saudyjską a Iranem. Huti na wyposażeniu posiadają czołgi, zdalnie kierowane pociski i rakiety, które, jak twierdzą, odebrali armii jemeńskiej – tłumaczył w swoim artykule niemiecki Deutsche Welle.
Skąd wzięły się ataki
Huti często są oskarżani o prześladowania grup etnicznych, terror religijny i zbrodnie przeciwko mieszkańcom Jemenu. Według wyliczeń ONZ, ponad 80 proc. mieszkańców Jemenu potrzebuje pomocy humanitarnej i ochrony przed klęską głodu. W wyniku działań Huti, w Jemenie miliony ludzi cierpi z powodu braku jedzenia czy dostępu do wody. Na skutek zniszczeń, braku leków i niedziałających szpitali, choroby takie jak cholera czy wścieklizna rozprzestrzeniają się w zastraszającym tempie.
Świat zwrócił uwagę na Huti po ataku Izraela na Strefę Gazy, wywołanym wcześniejszym rajdem Hamasu na izraelskie terytorium. Jemeńscy bojownicy, prawdopodobnie sponsorowani przez Iran, zaczęli systematycznie atakować okręty cywilne na Morzu Czerwonym. A to jeden z kluczowych szlaków dla handlu międzynarodowego. Tranzyt przez Morze Czerwone, odpowiada bowiem za 10–15 proc. światowego handlu. Szczególnie uciążliwe są ataki Huti w cieśninie Ban al-Mandab. To przejście z Morza Czerwonego do Zatoki Adeńskiej, która łączy się z Oceanem Indyjskim.
Głównym celem ataków bojowników jest przede zakłócanie tranzytu morskiego. Bojownicy robią to w geście protestu przeciwko ofensywie Izraela w Strefie Gazy, wspierając tym samym Hamas.
Ataki stały się na tyle uciążliwe, że w ostatnim czasie Stany Zjednoczone zaprosiły ponad 40 państw do koalicji zwalczającej piractwo i ataki bojowników Huti. Do 20 grudnia ubiegłego roku koalicja otrzymała polityczne lub wojskowe poparcie od 25 państw. Inicjatywa spotkała się również z aprobatą ze strony Unii Europejskiej i NATO, co może przełożyć się na większe zaangażowanie krajów europejskich.
Jak dotąd, pomoc wojskową potwierdziło 10 państw, w tym m.in. Bahrajn, Francja, Hiszpania, Holandia, Kanada, Norwegia, Wielka Brytania, Włochy, czy Seszele. Ich siły będą opierać się na istniejącej 153. Grupie Zadaniowej, skupiającej okręty obecne na wodach Morza Czerwonego, Bab al-Mandeb i Zatoki Adeńskiej, informuje Polski Instytut Spraw Międzynarodowych.
Huti to niejedyny problem
Problemy z Huti i ich nękaniem cywilnych okrętów przypomniały światu, jak poważnym zagrożeniem od wielu lat jest piractwo morskie. Co prawda intencje Huti są inne niż grup piratów z Somalii czy Nigerii, ale skutek tych działań jest bardzo podobny.
Główna różnica miedzy bojownikami Huti a piratami somalijskimi jest taka, że ci pierwsi atakują głównie ze względów politycznych, chcąc zająć jak największe tereny i stworzyć swoje radykalne, islamskie państwo. Ci drudzy robią to przede wszystkim dla pieniędzy: celem jest zajęcie statku a potem wymuszenie okupu. Są sfrustrowani życiem w ciągłej biedzie i brakiem jakichkolwiek perspektyw życiowych.
Gdzie można spotkać współczesnych piratów?
Piraci z Somalii, czy ostatnio Huti z Jemenu to najbardziej głośne przypadki współczesnego piractwa. I dlatego uwaga świata jest zwrócona na tzw. Róg Afryki, czyli przede wszystkim wody somalijskie, Zatokę Adeńską i cieśninę Bab el-Mandeb.
Ale to niejedyne obszary, na których działają piraci XXI wieku. Grasują oni również u wybrzeży Azji Południowo-Wschodniej (Cieśnina Malakka, wody oblewające Indonezję), na obszarze wzdłuż wybrzeża Pacyfiku w Ameryce Południowej i Środkowej oraz w okolicach Karaibów.
Bądź na bieżąco z najważniejszymi informacjami subskrybując nasz codzienny newsletter 300Sekund! Obserwuj nas również w Wiadomościach Google.
Alina Bomba z Uniwersytetu Wrocławskiego w swojej pracy nt. piractwa morskiego, podkreśla że piractwo na świecie wciąż wydaje się być bagatelizowane:
– W ciągu ostatnich lat społeczność międzynarodowa powzięła wiele środków i inicjatyw mających na celu zwalczanie piractwa morskiego. Jednak mimo podjętych działań, piractwo morskie nadal stanowi poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa oraz żeglugi morskiej, zwłaszcza w Rogu Afryki. Zwalczanie piractwa morskiego we współczesnym świecie wymaga więc systematycznego usprawniania i rozwijania działań zapobiegawczych. Brak stanowczych działań na lądzie, związanych z likwidacją źródeł piractwa morskiego, skutkować będzie jedynie ograniczeniem liczby napadów pirackich lub przeniesieniem aktywności piratów na inny obszar – pisze Alina Bomba, autorka książki „Piractwo Morskie”.
Piraci często atakują statki także w okolicach Zatoki Gwinejskiej. W raporcie Międzynarodowego Biura Morskiego podano, że w ostatnim czasie tylko tam odnotowano 12 incydentów, w tym atak na masowiec klasy panamax w kwietniu 2022 roku. Piraci weszli na pokład statku w odległości 260 mil morskich od wybrzeży Ghany.
Jak działają piraci?
Piraci wybierają za cel najczęściej statek z niewielką liczbą załogi, pływający pod banderą zamożnego armatora. Następnie podpływają do jednostki, korzystając z niewielkich łódek motorowych. Aby dostać się na pokład, wykorzystują liny zwisające po obu burtach statku. Wtedy zaczyna się atak, a marynarze zazwyczaj zmuszeni są do poddania się. Kiedy informacje o ataku piratów docierają do mediów, rozpoczynają się negocjacje z terrorystami.
Atak najczęściej nie jest po to, by obrabować statek z przewożonych na nim towarów. Piratom nie zależy tak bardzo na towarze przewożonym na zaatakowanym statku ze względu na brak możliwości szybkiego przejęcia zawartości. Zwyczajnie nie mają oni takiego sprzętu czy „portów rozładunkowych”, aby skutecznie skraść to co jest przewożone. Głównym celem staje się załoga, którą porywają bądź ukrywają w zamian za co żądają wysokich okupów. Wykorzystują zaskoczenie i często brak uzbrojenia załogi do skutecznego zastraszania i tym samym wymuszania jak największego okupu.
Bojowniców Huti to już nie dotyczy. Co prawda jeszcze do niedawna uchodzili za „słabo uzbrojoną grupkę przestępczą”, ale to się zmieniło, po zainteresowaniu się tematem przez Iran. Dziś Huti bardziej przypominają oddziały szybkiego reagowania, niż bosonogich piratów z Somalii. Poza zupełnie inną motywacją różni ich bowiem wyposażenie. W arsenale Huti jest już potężne uzbrojenie, w tym irańskie rakiety przeciwokrętowe Ghadir (o zasięgu do 300 km) oraz pociski C-802 (o zasięgu do 120 km). Dysponują także rakietami Paveh-351 – 800 km, Sejil – 180 km, Fateh-313 czy Raad-500 (o zasięgach 450 km i 500 km).
Gdyby tego było mało, Huti są w posiadaniu zmodyfikowanych irańskich rakiet przeciwlotniczych i przeciwokrętowych. Używają do tego zmodyfikowanych pocisków balistycznych (Qiam-2, Borkan-3), a także dronów o zasięgu przekraczającym 100 km, wykorzystującymi nawigację satelitarną i inercyjną. Dlatego świat do problemu piractwa w tym rejonie podchodzi coraz bardziej jak do kolejnego konfliktu zbrojnego, niż zwalczania zorganizowanej przestępczości.
Polecamy także:
- Rok pełen napięć geopolitycznych. Czego można się spodziewać w 2024?
- Mocarstwa zabiegają o Afrykę. Dlaczego kontynent nie powinien opowiadać się po żadnej ze stron
- Rok 2024 pod znakiem kryzysów? AI może mieć ogromny wpływ na kampanie wyborcze
- Zainteresowanie Ukrainą słabnie, ale kapitulacja Kijowa to absurdalny scenariusz [WYWIAD]