Na początku 2022 r. chcielibyśmy uruchomić pilotaż e-rejestracji do specjalistów w wybranych przychodniach. To będzie rewolucyjna zmiana, bo dotąd w żadnym systemie kolejka do lekarza nie była widoczna w czasie rzeczywistym. A e-rejestracja będzie zbierać na żywo dane z całej Polski – mówi w wywiadzie z 300Gospodarką Jarosław Kieszek, dyrektor Centrum e-Zdrowia.
Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: W lipcu wszedł w życie obowiązek raportowania zdarzeń medycznych w systemie Elektronicznej Dokumentacji Medycznej (EDM). Zatem: przychodzi baba do lekarza i – teoretycznie – powinien on mieć już pełną wiedzę o tym, co się jej przydarzyło. Czy tak właśnie jest?
Jarosław Kieszek, Centrum e-Zdrowia: Mam najnowsze dane: blisko 110 mln zaraportowanych zdarzeń medycznych w systemie EDM.
Jak powstaje „zdarzenie medyczne”?
Gdy pacjent trafia do lekarza, lekarz robi rozpoznanie i powstaje zdarzenie medyczne. Każdy lekarz i gabinet – zarówno podmioty publiczne, jak i prywatne – ma obowiązek raportowania zdarzeń medycznych. Każdy kontakt pacjenta z ochroną zdrowia powinien być odnotowywany w systemie e-zdrowie (P1) poprzez wymianę informacji między systemami gabinetowymi a naszym centralnym systemem.
I nie mówimy tylko o e-receptach i e-skierowaniach tylko generalnie o wszystkich wizytach u lekarzy? Czyli od 1 lipca „baba” do lekarza przyszła 110 milionów razy?
Więcej, bo mimo obowiązku jeszcze nie wszystkie podmioty raportują.
A dlaczego?
Dlatego, że nie są gotowi, ich systemy nie są gotowe, może nie mają świadomości, że mają taki obowiązek. W najbliższych miesiącach będziemy się koncentrować na tym, by maksymalnie podnieść poziom tego raportowania.
Jaki procent w tej chwili raportuje?
I to jest bardzo ciekawe zagadnienie. Unikalnych podmiotów, które przynajmniej raz zaraportowały, jest obecnie 20 tysięcy.
A jaka to część ogólnej liczby podmiotów, które raportować powinny?
To trudno ustalić.
No jak to? Przecież wiadomo chyba, ile jest wszystkich podmiotów świadczących usługi medyczne?
W rejestrze podmiotów wykonujących działalność leczniczą mamy 25 tys. dużych podmiotów i 180 tys. indywidualnych praktyk lekarskich. Czyli powinniśmy się odnosić do liczby około 200 tys. podmiotów. W teorii. Bo po przeanalizowaniu, ile podmiotów faktycznie działa – a przyjęliśmy kryterium, że wystawiono tam przynajmniej raz e-receptę – otrzymaliśmy 16,8 tys. dużych podmiotów w rodzaju szpitali i 33 tysiące indywidualnych praktyk. Czyli w sumie poniżej 50 tys. podmiotów, a to w zupełnie innym świetle stawia liczbę tych 20 tysięcy raportujących.
Nie rozumiem w takim razie, co się dzieje z całą resztą podmiotów? Istnieją podmioty, które nie istnieją?
Sami lekarze mówią o tym, że wielu z nich ma działalność, ale pracują na kontraktach w szpitalach i ich praca jest rejestrowana w szpitalu. Wtedy w ramach ich działalności nic się nie dzieje.
Nawet jeśli tak, to wciąż raportuje mniej niż połowa podmiotów, które mają obowiązek to robić. Są jakieś konsekwencje za nieraportowanie?
Na razie nie ma.
Czyli rozumiem, że nie jest pan zadowolony z wyników raportowania na tym etapie?
Za wcześnie na kategoryczne oceny. Pamiętajmy, że niemal 2 lata działamy w trudnych warunkach pandemii. Ponadto, nie wszystkie podmioty są na tym samym poziomie cyfryzacji. Niektóre nawet nie używają komputera. Dla nich Ministerstwo Zdrowia przygotowuje narzędzie wsparcia – program doposażenia najmniejszych podmiotów w sprzęt i darmowe oprogramowanie, a także szkolenie.
Pozostałe podmioty także wcześniej dostały takie wsparcie?
Nie. Każda placówka musiała wypełnić wymogi ustawy o EDM we własnym zakresie.
Dlaczego to raportowanie jest istotne?
Bo to realna korzyść – dziś dla pacjenta, a w niedalekiej przyszłości także dla systemu. Jeśli wszystkie podmioty będą raportować informacje o procesie leczenia, to pacjent będzie miał w całości, w jednym miejscu, całą swoją dokumentację w postaci elektronicznej. Nasz system umożliwia wymianę tej dokumentacji między podmiotami medycznymi, więc pacjent przemieszczający się między różnymi placówkami, różnymi specjalistami nie musi o tej dokumentacji pamiętać, nie musi jej ze sobą nosić w papierowej teczce.
Korzyść ma też lekarz, który dostanie pełną wiedzę o pacjencie, bo ma możliwość pozyskania dokumentacji z tych wszystkich podmiotów, w których pacjent był wcześniej. Nie musi zaczynać leczenia od podstaw, np. od badań diagnostycznych, które pacjent miał już wykonane u innego lekarza. Zaś wyeliminowanie podwójnych badań to jednocześnie korzyść dla systemu i możliwość przekierowania tego budżetu na inne działania, np. profilaktykę.
Czy ta statystyka, ta wiedza o liczbie wykonanych procedur wpłynie też jakoś na proces zawierania kontraktów medyków z NFZ?
Od pierwszego stycznia 2023 roku – tak będzie. Rozliczenia POZ-ów będą wtedy już oparte w stu procentach na zdarzeniach medycznych.
Co oznaczałoby, że właściwe raportowanie jednak leży w interesie danego podmiotu – inaczej NFZ nie zapłaci.
Nam zaś powiązanie finansowania z raportowaniem zdarzeń gwarantuje dostęp do dobrej jakości danych, co z kolei – po ich odpowiedniej obróbce – da nam kopalnię wiedzy o systemie leczenia.
Kto będzie miał wgląd do informacji o pacjencie? Czy to jest tak, że każdy lekarz, każda pielęgniarka w przychodni i każdy kto pracuje w jakiejkolwiek instytucji usług medycznych będzie mógł zajrzeć do systemu pod dowolne nazwisko?
Przepisy precyzyjnie wskazują, kto ma dostęp do tych danych. Na pewno dostęp ma lekarz POZ.
Tylko mój wybrany lekarz?
Tak, wybrany lekarz, a także ten, który musiałby panią przyjąć w jego zastępstwie.
A co ze specjalistami?
Specjaliści będą mieli dostęp, jeśli pani wyrazi na to zgodę. Na Internetowym Koncie Pacjenta działa już mechanizm udzielania zgody dostępu do tej dokumentacji.
Muszę wypełnić taką deklarację przed pójściem do lekarza specjalisty?
Można to zrobić też w trakcie wizyty. Lekarz w swoim systemie gabinetowym wysyła takie żądanie do systemu e-zdrowie (P1), pani dostaje SMS z kodem, który podaje pani lekarzowi, a on wpisuje go w swoim systemie – zgoda udzielona.
Jakie informacje są dziś dostępne w elektronicznym obiegu informacji danych, które musza być raportowane, a jakie dopiero zostaną włączone?
Dziś wymianie podlega pięć dokumentów: opis badania diagnostycznego, opis badania laboratoryjnego, wypis ze szpitala, informacja do lekarza kierującego pacjenta do poradni specjalistycznej lub leczenia szpitalnego o rozpoznaniu, sposobie leczenia, rokowaniu, ordynowanych lekach oraz informacja – w przypadku odmowy przyjęcia pacjenta do szpitala – o rozpoznaniu choroby, problemu zdrowotnego lub urazu, wynikach przeprowadzonych badań, przyczynie odmowy przyjęcia do szpitala, udzielonych świadczeniach zdrowotnych oraz ewentualnych zaleceniach – w przypadku odmowy przyjęcia pacjenta do szpitala. Do tego dochodzą e-recepty i e-skierowania. Kolejnym wystandaryzowanym dokumentem będzie już wkrótce elektroniczna karta zgonu. Może temat nie jest za bardzo medialny….
…Ale dotyczy nas wszystkich – śmierć i podatki.
No właśnie, to jest bardzo ważne. To kwestia precyzyjnej statystyki zgonów, informacja dla urzędów stanu cywilnego, banków, ewidencji, cmentarzy, firm pogrzebowych. Chcemy zelektronizować cały proces, od wystawienia karty zgonu przez jej obieg po całej administracji w Polsce.
A jak pan włączył w ten łańcuch zakłady pogrzebowe?
Oni także będą otrzymywać odpis karty zgonu elektronicznie.
A gdzie oni będą go otrzymywać? Bo to chyba mało zcyfryzowana branża.
Będą się musieli dostosować. Cyfryzacji, gdy już się dzieje, nikt nie neguje. Ludzie błyskawicznie włączają się w ten proces, nawet jeśli początkowo był dla nich wyzwaniem. Przećwiczyliśmy to w warunkach bojowych w czasie e-rejestracji na szczepieniach. Dla niektórych podmiotów szokiem niemalże było przejście z dnia na dzień od zeszytów do systemu elektronicznego. Do rejestrowania na szczepienia włączonych zostało 120 tysięcy osób personelu. W sesjach szkoleniowych online udział brało jednocześnie nawet 6 tysięcy osób.
Elektroniczna karta zgonu będzie dokumentem opatrzonym podpisem kwalifikowanym, honorowanym przez wszystkie instytucje. To będzie też duża ulga dla rodziny, która w dramatycznej sytuacji musiała jeszcze krążyć z kwitami od biurka do biurka.
Następny krok?
Jeśli chodzi o rozbudowę EDM? Będziemy włączać kolejne obszary: medycyna szkolna, medycyna pracy, transplantologia, projekt e-krwi.
Istnieje coś takiego jak medycyna szkolna?
Są bilanse dzieci w szkołach podstawowych, pielęgniarki zbierają bardzo dużo danych – chcielibyśmy to ucyfryzować i przekazać do przychodni POZ, żeby lekarze rodzinni, opiekujący się tymi dziećmi, także mieli dostęp do tych danych. Medycyna pracy jest ważna, ponieważ mnóstwo Polaków trafia do lekarza tylko z uwagi na obowiązkowe badania. Ważne zatem, żeby wyniki badań uzyskiwane tą drogą także były dostępne w systemie, na wypadek gdyby taki pracownik stał się pacjentem. To także ważne źródło informacji o ludziach, którzy nigdy nie pokazali się u lekarza POZ.
Kolejny ogromnie ważny etap to cyfryzacja procesu transplantacyjnego, czyli kojarzenie danych dawcy i biorcy organów. Tutaj czas ma kluczowe znaczenie, więc powstanie algorytm doboru jednej i drugiej strony, aby kontakt między szpitalami był sprawny i szybki.
Bardzo zaawansowany jest też projekt e-krwi – zarządzanie pobieraniem i dystrybuowaniem krwi. Wiele informacji dla samych krwiodawców znajdzie się na Internetowym Koncie Pacjenta, a legitymacja honorowego krwiodawcy, która teraz funkcjonuje jako kartonik, pewnie będzie wkrótce kodem QR.
Ile z tych usług jest dostępnych mobilnie przez aplikacje – np. mObywatel?
Akurat w aplikacji mObywatel, czyli portfelu dokumentów cyfrowych, my udostępniamy e-recepty i Unijny Certyfikat Covid. Ale stworzyliśmy własną aplikację mobilną mojeIKP tylko dla obszaru ochrony zdrowia i tam dostępne są najważniejsze informacje udostępniane standardowo na Internetowym Koncie Pacjenta (IKP).
Ścigacie się trochę z innymi instytucjami publicznymi także odpowiedzialnymi za cyfryzację?
Lekko konkurujemy, ale to taka pozytywna konkurencja, która zwiększa mobilizację. Ważne, żeby się nie dublować.
Aplikacja mojeIKP wystartowała w maju, dotąd pobrało ją już ponad 1,9 mln użytkowników na niemal 14 mln aktywnych kont IKP. Jest bardzo wygodna, bo wystarczy raz autoryzować ją Profilem Zaufanym, a jeśli ktoś ma już nowy dowód osobisty z warstwą cyfrową i telefon z technologią NFC, to wystarczy przyłożyć dowód i wpisać PIN dowodu.
O e-recepcie informują powiadomienia „push” – nie trzeba już przesyłać smsów. W aptece pokazujemy po prostu kod QR z naszej aplikacji i wykupimy leki z e-recepty.
Nie trzeba już wykrzykiwać na całe pomieszczenie swojego peselu?
Nie, a pod nazwy leków są podpięte linki kierujące do informacji o tym preparacie. Możemy na przykład przeczytać o przeciwwskazaniach czy dawkowaniu.
Zawsze mnie zastanawia, dlaczego to spada na pacjenta, a nie na lekarza?
Jeśli pacjent wyrazi zgodę, to oczywiście teraz każdy specjalista będzie widział, co wcześniej przepisali inni lekarze, czy się leki nie dublują albo nie wykluczają. Myślimy też o jakimś mechanizmie, który będzie ostrzegał lekarza przed wystawieniem e-recepty, gdyby jakiś konflikt istniał. Mamy to na liście do zrobienia.
Przez aplikację mojeIKP możemy się umówić na szczepienie, pozyskać unijny certyfikat covid, sprawdzić dawkowanie leku, czy upoważnić bliską osobę do wglądu w swoje dane. Najnowszy moduł, uruchomiony zaledwie kilka tygodni temu dotyczy profilaktyki zdrowotnej. To bardzo obiecujący obszar. Na razie jest tam jedna funkcjonalność – diety spersonalizowane, przygotowywane we współpracy z Narodowym Funduszem Zdrowia. Na podstawie odpowiedzi z ankiety przygotowywana jest dieta dla konkretnej osoby. Do tej pory skorzystało z tego już kilkanaście tysięcy osób. Mamy w planach kolejne usługi w zakresie profilaktyki, np. program ćwiczeń „Osiem tygodni do zdrowia”.
To fajne, ale niewiele ma wspólnego z usługami medycznymi.
A pani zależy na usługach medycznych?
No tak. Zakładam, że jednak jesteście instytucją publiczną pracującą dla instytucji publicznej, która się zajmuje usługami medycznymi. Diety i ćwiczenia to domena celebrytów na YouTubie i Instagramie.
Przełomowe będzie uruchomienie e-rejestracji do specjalistów. Jesteśmy na finiszu skonstruowania tej usługi na poziomie centralnym. Później dostawcy oprogramowania muszą to udostępnić w poszczególnych placówkach medycznych. W pierwszym kwartale 2022 r. chcielibyśmy uruchomić pilotaż w wybranych przychodniach. To będzie rewolucyjna zmiana dla usługodawców, bo dotąd w żadnym systemie kolejka do lekarza nie była widoczna w czasie rzeczywistym. E-rejestracja będzie zbierać na żywo dane z całej Polski.
Oprogramowanie, pilotaż, regulacje prawne, dostosowanie przychodni. Kiedy ten system może realnie zacząć działać dla statystycznego Kowalskiego?
Stawiam, że będzie to połowa 2023 roku. Ostatecznie będzie to decyzja MZ.
Co możecie zrobić z taką ilością danych medycznych, które nagle zaczęły spływać i będzie ich coraz więcej?
My dostarczamy pewnej wiedzy. To, jak te informacje wykorzystać, zależy od decydentów z resortu zdrowia.
Pewne jest, że dane medyczne to jest kopalnia wiedzy dla wszystkich – dla płatnika, usługodawców, naukowców, czy firm farmaceutycznych i medycznych. Firmy lekowe starają się na przykład na podstawie danych o skuteczności leczenia ich lekami negocjować refundację za te leki. Analiza zgromadzonych danych pozwoli, przykładowo na weryfikację ich argumentów.
Jesteśmy na początku drogi. Jako CeZ chcemy zadbać o to, żeby były to dane dobrej jakości, czyli ustrukturyzowane, interoperacyjne, porównywalne, spójne. Być może kiedyś stworzymy taką chmurę danych zanonimizowanych i zaczniemy udzielać dostępu do nich zewnętrznym zainteresowanym, np. instytutom naukowym, think tankom.
Na pewno chcielibyśmy niektóre dane udostępniać start-upom, aby te mogły na nich trenować tworzenie algorytmów przydatnych w tym sektorze, np. w zakresie predykcji – chodzi o tworzenie wsparcia decyzyjnego dla lekarzy.
A dziś współpracujecie z firmami zewnętrznymi przy budowaniu tych rozwiązań, o których pan opowiadał?
Tak. Wielu informatyków, programistów to nie są nasi etatowi pracownicy. My wybieramy firmę, która dostarcza ludzi.
Dużo macie takich podmiotów współpracujących?
Siedem firm z różnych obszarów – analiz, programowania, testów itp. Próbujemy też współpracy B2B, czyli takich indywidualnych umów z najlepszymi fachowcami. W ten sposób udaje się zaangażować naprawdę cennych pracowników na wysokim poziomie.
Dla nas najważniejsze jest, żeby u nas został know-how, żeby państwo polskie było właścicielem danych, właścicielem kodu, żebyśmy mieli wiedzę, jak możemy później rozwijać dany produkt. Przypadki wiązania cyfryzacji z jedną firmą już mieliśmy w historii i to nie wyszło na dobre.
Raport 300RESEARCH: Cyfrowe zdrowie. Jak poprawić efektywność usług medycznych