Całkowita wartość szarej strefy w Polsce w 2018 roku wyniosła 10,8 proc. PKB, czyli 229 mld zł – wynika z raportu Ernst&Young. Straty finansów publicznych z tytułu gotówkowej szarej strefy szacowane są natomiast na 38,4 – 48,8 mld zł.
Szara strefa jest częścią gospodarki w której produkcja oraz sprzedaż dóbr i usług nie są objęte systemem ewidencji. Nazywana jest również gospodarką cienia.
Szacowana wartość szarej strefy wystarczyłaby np. na zakup 300 sztuk myśliwców F35. To też więcej, niż połowa planowanych wydatków budżetowych w całym 2020 roku w Polsce.
W raporcie podano, że gotówkowa szara strefa stanowiła 9,9 proc. PKB, natomiast resztę stanowiła niemonetarna szara strefa (związana przede wszystkim z produkcją gospodarstw domowych na własny użytek).
Straty dla finansów publicznych z tytułu gotówkowej szarej strefy, w postaci utraconych dochodów z VAT oraz z podatków dochodowych od działalności gospodarczej, szacowane są z kolei na 38,4 – 48,8 mld zł (1,82 proc. – 2,31 proc. PKB w 2018 roku).
Autorzy analizy wskazują, że ze względu na rolę, jaką odgrywa pieniądz gotówkowy, gotówkową szarą strefę można podzielić na jej część aktywną i pasywną.
„W przypadku usługi budowlanej czy naprawy samochodu po obniżonej cenie pod warunkiem braku wystawienia faktury, mamy do czynienia z aktywną szarą strefą. W tej sytuacji obie strony świadomie korzystają z dodatkowego zysku i dążą do ukrycia transakcji poprzez płatność gotówkową” – napisano.
Z kolei w pasywnej szarej strefie tylko jedna ze stron – sprzedawca – osiąga korzyść z tytułu niezarejestrowania transakcji.
„Przykładem może być płatność za usługę w restauracji gotówką przy równoczesnym braku wydania paragonu. Brak paragonu nie wpływa na cenę zapłaconą przez klienta, ale umożliwia usługodawcy ukrycie transakcji i osiągnięcie dodatkowych korzyści z tytułu niezapłacenia podatku” – dodano.
Według wyliczeń E&Y, pasywna część gotówkowej szarej strefy stanowiła 7,9 proc. PKB (168 mld zł), natomiast aktywna szara strefa odpowiadała za 2,0 proc. PKB (41,4 mld zł).
>>> Czytaj także: W Polsce brakuje elektryków, kierowców i pielęgniarek. Za dużo jest z kolei ekonomistów