Chcesz, aby Twoja firma był bardziej „eko”, nie robiąc przy tym absolutnie nic? Specjalnie dla Ciebie przygotowaliśmy siedem porad na skuteczny greenwashing.
Uwaga: tekst ma charakter satyryczny.
1. Klient – nasz pan
Przy każdej okazji głoś publicznie, że Twoja korporacja/firma/biznes dla środowiska zrobiłaby wszystko, nawet zrezygnowała ze swojej głównej działalności i zastąpiła ją inną.
Jedyny problem to klient, bo – wbrew licznym badaniom, które sugerują inaczej – on tak naprawdę nie chce tych proekologicznych zmian. Nie jest na nie gotowy.
Klient (zawsze wbrew regule języka pisz to słowo wielką literą, aby było wiadomo, że jest dla Twojej firmy najważniejszy na świecie) marzy o tym, żebyś dalej emitował te gazy cieplarniane.
Klient przecież uwielbia jeść z jednorazowych plastikowych talerzyków. Ach, nie ma nic wspanialszego niż pokrojenie krwistego burgera (także w wersji wegańskiej) plastikowym nożem, prawda?. Cieszy się też, że zajadane przez niego słodycze przyczyniają się do zagłady lasów tropikalnych i orangutanów.
Dlatego każdy zielony gest Twojego biznesu to batalia z niechętnym klientem.
Last but not least – pamiętaj, że Klientowi bardzo zależy, aby każdy element kupowanego produktu był wytwarzany przez niechodzące do szkoły dzieci w najdalszych zakątkach ziemi.
T-shirt za 20 zł z fabryki w Bangladeszu, która znajduje się w budynku, z którego w razie pożaru nie da się uciec? Czytasz w naszych myślach.
Bo klient, pardon, Klient – nasz Pan!
2. Mydlenie oczu opakowaniem
Zmień opakowania swojego nieekologicznego produktu i dodaj mu w nazwie przedrostek “eko”. Albo “bio”. Albo “green”. Lub też – jeśli nie możesz dodać przedrostków, bo jednak musiałbyś w tym celu rzeczywiście coś zrobić – chociaż narysuj pandę na opakowaniu, bo to przecież neutralny symbol.
No bo jak wrzuci się węgiel albo szkodliwe środki chemiczne do tekturowego pudełka z zielonym listkiem to od razu jakoś tak „ekologiczniej” się emituje te zanieczyszczenia, prawda?
I co najważniejsze: to działa! Ucz się od najlepszych: np. tych, którzy ochrzcili dawno temu czarny, brudny węgiel lekką i zieloną nazwą „ekogroszek” i voilà! Dziś prawie połowa (43 proc.) jego użytkowników w Polsce uważa go za produkt ekologiczny.
A jak jeszcze dorzucisz papierową słomkę do tego całego zestawu, to klękajcie narody! Zreformowany przez biznes na zielon Klient (patrz punkt pierwszy) na pewno chętnie dopłaci za przywilej korzystania z takiego dobra.
Co z tego, że ta papierowa słomka to zaledwie jeden z piętnastu sztuk odpadów, które powstały podczas sprzedaży Twojego posiłku i większość jest – jakby to ująć – raczej mało zielona? Liczą się chęci, c’nie?
3. Mętnie, ale chyba zielono
Opisuj swoją działalność i wpływ na środowisko w sposób tak mętny, jak to tylko możliwe. Bądź niezrozumiały nie tylko dla ekspertów z dziedziny, ale i dla samego siebie.
Anglicyzmy, profesjolekty i mówienie ogólnikami pozwalają stworzyć wrażenie, że robisz coś poważnego i znaczącego. Jeśli w swoim odczuciu brzmisz jak misja humanitarna i ekspert od energetyki w jednym, to na pewno tak rzeczywiście jest.
4. Pytajcie, a skomplikujecie
Zatrudnij też eksperta od CSR, zrównoważonego rozwoju i klimatu. Jest Ci potrzebny nie po to, żeby rzeczywiście wnieść wiedzę na te tematy do firmy. Chodzi o to, żeby ciągle publicznie pytał, co właściwie znaczą te słowa “eko”, “green”, “bio”, “greenwashing”, “zmiana klimatu”. No, co one znaczą???
No bo może akurat w wypadku naszej firmy przedrostek „eko” oznaczał ekonomiczny? Pomyśleliście o tym, Wy, ekolodzy, jak zarzuciliście, że nasz produkt nie jest „eko”? A poza tym nasza firma uważa, że „ekologiczny” to po prostu mniej zanieczyszczający środowisko niż XIX-wieczne fabryki. Dajmy spokój z tym ekoterrorem.
Co to znaczy, że ktoś inwestuje w węgiel? Chyba nie to, że posiada akcje kopalni? Nie, bo przecież posiadanie czyichś akcji to wcale nie inwestowanie, a już na pewno nie jesteśmy wtedy czyimś współwłaścicielem. A zresztą my tylko „zarządzamy” czyimiś pieniędzmi, to ICH wina, że kupiliśmy spółki węglowe, nie nasza.
Przynajmniej dziś tak uważamy. Bo jak kupimy akcje farm OZE, to nazwiemy się inwestorami, reformatorami, wizjonerami!
5. Wyprzedzaj prawo
Jeśli Twój kraj wprowadza przepisy, które wymuszają bardziej ekologiczne działanie, możesz się na tym wylansować. Wprowadź wymagane zmiany, żeby uniknąć kar. Nie zapomnij jednak podkreślać, że robisz to tylko z troski o naturę, a prawo nie ma z tym nic wspólnego. Twoja korporacja wyznacza trendy, które prawo dopiero naśladuje.
Szykuje się wyższa opłata za nieoczyszczone ścieki? Szybko, szybko – zbudujmy oczyszczalnię i opowiedzmy o tym, jak dbamy o każdą kroplę wody. Co z tego, że dopiero od wczoraj, za to z całego serca.
W kraju, w którym działa Twoja korporacja szykuje się transformacja energetyczna? To świetny moment, żeby ogłosić, że do 2035 roku prąd w biurach będziecie czerpać z energii odnawialnej. Tylko nie przestrzelcie… będzie jej 15 proc. więcej niż dziś? Ok, jakoś damy radę. Takie poświęcenia tylko dla Natury (oczywiście wielką literą, bo dbamy o nią tak samo jak o Klienta).
6. Działaj, ale oszczędnie
Zrób dla natury coś naprawdę, zainwestuj w jej ochronę. Koniecznie jednak zaplanuj to tak, żeby koszt tej inwestycji przerzucić w całości na klienta.
Proponujemy hasło reklamowe: “Masz nieczyste zielone sumienie? Zapłać naszej firmie 20 proc. więcej za naszą opartą na paliwach kopalnych usługę, a my w zamian zaadoptujemy za Ciebie jakieś drzewo tlenowe na kole podbiegunowym”.
Jednocześnie zadbaj, żeby nadal przelewać firmowe miliony na wydobycie kopalin albo chociaż wycinkę Amazonii.
Więc jeśli np. jesteś dużą linią lotniczą, zrób tak. Zamiast pomagać klientom optymalnie planować podróże, po prostu podczas zakupu biletu oferuj im, żeby dopłacili dobrowolnie „na zrównoważenie swoich emisji”.
Bo to przecież ON lata, nie TY, prawda? I to on, Klient, CHCE lecieć z Warszawy do Londynu przez Ateny, a fakt, że taryfy są tak pomyślane, że lot z przesiadką jest 50 proc. tańszy od tego bezpośredniego – no cóż, przecież to tylko biznes.
7. Jak to robią celebryci
Teraz mamy gratkę dla prawdziwych wizjonerów i mistrzów marketingu.
Zacznij zmieniać ludzkość za pomocą wysokoenergetycznej technologii, przy której trzeba dużo produkować i zużywać dużo paliwa.
Aby rozkręcić ten biznes kup sobie prywatny odrzutowiec, którym będziesz latać po globie na spotkania – dla promocji osobistej warto, aby ktoś prowadził konto w mediach społecznościowych, które informuje, gdzie twój prywatny Jet aktualnie się znajduje.
W pewnym momencie ogłoś, że oddasz 0,00005 proc. swojego majątku komuś, kto wymyśli technologię, która pochłonie cały ten dwutlenek węgla, który wyprodukowałeś, żeby zarobić swoje miliardy.
Wszyscy będą pod wrażeniem tego jak dbasz o planetę. Dostaniesz więc jeszcze więcej zaproszeń na rozmowy na drugim końcu świata, na które będziesz mógł polecieć tym swoim słynnym jetem.
W końcu nie bez kozery mówią na ciebie Elon Mózg.
Czytaj też: PGE laureatem konkursu na najbardziej niedorzeczną wypowiedź na temat klimatu w 2020 roku
PS. Greenwashing to tak naprawdę poważny problem. Przede wszystkim, dlatego, że nie ma jeszcze jasnych przepisów, które pozwalałyby oceniać, kiedy wolno nazywać działalność lub produkt „zielonym”, „ekologicznym” czy „neutralnym klimatycznie”.
W tym roku Komisja Europejska zbadała skalę pseudoekologicznego marketingu w sieci. Chciała sprawdzić, czy z tego powodu nie dochodzi do naruszenia unijnego prawa ochrony konsumentów na internetowych platformach handlowych.
I co? I więcej niż połowa zielonego marketingu nie wiązała się z dostarczeniem konsumentom informacji, które pozwoliłyby im zweryfikować te treści. 37 proc. zawierało niejasne i ogólne słowa-klucze, takie jak „przyjazny dla środowiska”, bez dalszych wyjaśnień.
W rozwiązaniu problemu greenwashingu bardzo pomogłoby ustawodawstwo. Pozwoliłoby uregulować, w jakich wypadkach produkt lub usługa może zostać nazwana ekologiczną lub przyjazną dla środowiska. UE zaczęła pracę nad przepisami, które określałyby, co znaczy działalność ekologiczna oraz zrównoważona.
Bill Gates uważa, że zdobywanie Marsa nie ma sensu. Elon Musk odwrotnie