Ścieżka kariery politycznej Paulo Guedesa – doradcy gospodarczego prezydenta Jaira Bolsonaro, który prosto z sektora prywatnego objął superministerstwo gospodarki, przypomina trochę karierę Mateusza Morawieckiego. Jednak dwaj byli bankierzy mają zupełnie inne pomysły na rozwój gospodarczy swoich krajów.
Po długim okresie wzrostu Brazylia znajduje się w tarapatach gospodarczych. Receptą na kłopoty miał być bardziej liberalny kurs wskazywany przez Paulo Guedesa. Po pół roku rządów jest jednak więcej powodów do obaw niż optymizmu.
W poprzedniej dekadzie Brazylia była chwalona na całym świecie za dynamiczny rozwój gospodarczy na poziomie 3-7 proc. PKB. Kraj samby i kawy zaliczano nawet do wąskiej grupy najszybciej rozwijających się państw świata – obok takich krajów jak Indie czy Chiny.
Recesja i winni
W latach 2015 i 2016 nastąpiła jednak dotkliwa recesja przekraczająca 3 proc. PKB. Skromne tempo wzrostu na poziomie 1,1 proc. rocznie w ostatnich dwóch latach można uważać za stagnację.
Oczywiście, trudno za ten stan rzeczy winić prezydenta, który objął swój urząd dopiero w styczniu 2019 roku. Odpowiedzialność poniosła Prezydent Dilma Rousseff, która została poddana procedurze impeachmentu po oskarżeniach o maskowanie rosnącego deficytu budżetowego.
Szacuje się, że w okresie prosperity, brazylijski dług publiczny wynosił 51 proc. Dziś, Międzynarodowy Fundusz Walutowy pisze nawet o 90 proc. PKB.
Jair Bolsonaro, niemalże jednogłośnie wspierany przez inwestorów i biznes, miał radykalnie odmienić krajobraz ekonomiczny i być odpowiedzią na zepsucie brazylijskiej klasy politycznej.
Trzeba bowiem pamiętać, że oprócz impeachmentu Rousseff, karę więzienia odbywa już były prezydent Lula, a poprzednik Bolsonaro Michel Temer ma postawione zarzuty korupcyjne.
Paulo Guedes na kłopoty
Prawą ręką nowego przywódcy w dziedzinie gospodarki został Paolo Guedes – zdeklarowany liberał, przedstawiciel chicagowskiej szkoły ekonomicznej i uczeń Miltona Friedmana, zachwycony wolnorynkowym wzrostem gospodarczym Chile z czasów gen. Augusto Pinocheta.
To założyciel banku inwestycyjnego BTG Pactual i człowiek, który wszedł do polityki bezpośrednio z sektora finansowego.
Urodził się w brazylijskiej klasie średniej, swoje wykształcenie opłacał stypendiami, które pewnego dnia sfinansowało mu doktorat na Uniwersytecie w Chicago.
Guedes pracował nad reformami gospodarczymi w Chile w czasie reżimu Augusto Pinocheta. Z tego okresu wspomina, że Chile były biedniejsze od Wenezueli i Kuby obecnie, jednak ‘chłopaki z Chicago’ – nawiązując zarówno do liberalnego nurtu filozoficznego szkoły chicagowskiej, jak i do akademików z Uniwersytetu w Chicago, którzy wtedy pracowali nad reformami gospodarczymi w Chile – wyprowadził kraj z zapaści i obecnie w mniemaniu Guedesa dziś ‘Chile jest jak Szwajcaria’.
Wielkie plany liberalizacji
Po zaprzysiężeniu, Bolsonaro dał Guedesowi zielone światło na wdrażanie swoich reform. Otrzymał władzę nad superresortem gospodarki, który powstał w wyniku połączenia ministerstwa finansów, planowania, rozwoju i zarządzania, przemysłu, handlu zagranicznego oraz przeniesienia z Ministerstwa Pracy kompetencji dotyczących polityki zatrudnienia.
To on, jako jeden z głównych autorów wyborczego programu prezydenta, postulował szeroko zakrojoną prywatyzację w celu zwalczenia wysokiego poziomu zadłużenia.
Ponadto, Guedes zamierzał uprościć system podatkowy poprzez wprowadzenie podatku liniowego zarówno dla osób fizycznych i prawnych, a także likwidację części danin publicznych. Jednak przy ogromnych problemach gospodarczych i zadłużeniu, plany te zeszły na boczny tor.
W obliczu kryzysu, Guedes wraz z prezydentem postulował podwyższenie wieku emerytalnego – do 65 lat dla mężczyzn i 62 lat dla kobiet. Reforma emerytalna miała także wprowadzać indywidualne konta emerytalne.
Według rządowych szacunków miałaby przynieść oszczędności w wysokości biliona reali (250 mld dolarów) w ciągu dziesięciu lat i pozwolić opanować rosnący dług publiczny. Zmianę rekomenduje także MFW, który zaznacza jednak, że może to nie wystarczyć do ograniczenia zadłużenia w zadawalającym stopniu.
Dlaczego reform wciąż nie ma?
Konflikty wewnątrz obozu władzy, a także duży sprzeciw większości parlamentarnej powodują, że plany Bolsonaro mogą spalić na panewce.
Zmianom sprzeciwia się przewodniczący kongresu Rodrigo Maia, a także część przedstawicieli Partii Liberalno-Społecznej, z której wywodzi się sam prezydent.
Wciąż nie przystąpiono do systemowej przebudowy, a cierpliwość zarówno ludności, jak i inwestorów zaczyna spadać. 15 maja odbyła się radykalna antyrządowa manifestacja sprzeciwiająca się zamrożeniu wydatków w sektorze edukacji.
Co więcej, badania wskazują, że popularność przywódcy spada z każdym miesiącem. W maju po raz pierwszy liczba osób pozytywnie oceniających prezydenta Bolsonaro okazała się być mniejsza od przeciwników.
Opozycja parlamentarna coraz śmielej wspomina o możliwości postawienia głowy państwa w stan impeachmentu tak jak w przypadku byłej prezydent.
Niewątpliwie, sytuację pogarsza jeszcze rosnące bezrobocie, które z poziomu 11,6 proc. z października-grudnia 2018, wzrosło w marcu do 12,7 proc.
W obliczu tych wydarzeń, nieoceniona okazała się niedzielna manifestacja zwolenników prezydenckich reform wyrażająca nadzieję na ich przyspieszenie i krytykująca kongresową większość blokującą zmiany.
Również rynek pokłada coraz mniej wiary w działania Prezydenta i Guedesa. Zaraz po inauguracji, nastąpiło istotne wzmocnienie brazylijskiego reala. Dziś jego wartość spadła niemalże do poziomu z czasów recesji.
Niepokojąco zmieniają się także ratingi państwa – w styczniu w obliczu problemów z reformą emerytalną, Standard & Poor’s obniżył notę BB do BB-, podobnie w lutym postąpił Fitch.
Czasu na namysł już praktycznie nie ma. Według rządowych szacunków, brak szybkich reform może skutkować tym, iż dług przekroczy 100 proc. PKB w 2023 roku. A wówczas powtórzenie scenariusza wielkiego kryzysu w Argentynie z lat 1998-2002 staje się wielce prawdopodobne.
>>> Czytaj także: Inflacja w Wenezueli wyniosła 130060% w zeszłym roku. Ale do rekordu i tak daleko