talibowie, fot. John Smith, Shutterstock
Strona główna TYLKO W 300GOSPODARCE Jak dojście talibów do władzy może stać się przepustką do zagranicznych inwestycji. Wywiad z dr Beatą Górką-Winter

Jak dojście talibów do władzy może stać się przepustką do zagranicznych inwestycji. Wywiad z dr Beatą Górką-Winter

przez Katarzyna Mokrzycka

Jeżeli talibom uda się dokonać swojego rodzaju centralizacji, to, paradoksalnie, będzie to dobry prognostyk dla tej władzy i Afganistanu. Eliminacja komendantów wojennych może pomóc w zapewnieniu bezpieczeństwa dla biznesu – mówi Beata Górka-Winter, ekspertka w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego, wykładowca w Centrum Europejskim UW.

Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: Jak talibowie będą budować swoją nową państwowość? Jakie państwo w regionie mogą chcieć przyjąć za wzór? Iran, który jest państwem wyznaniowym? Arabię Saudyjską – bogatą w surowce? A może konserwatywne Emiraty Arabskie?

Dr Beata Górka-Winter: Nie przypuszczam żeby talibowie szukali wzorów do naśladowania, choć rzeczywiście, najbliższy model rządów, na którym mogliby się wzorować to Iran (władze legitymizowane religijnie). Jest to, co prawda, inny odłam islamu i nie przypuszczam, by struktura przyszłego rządu wyglądała identycznie jak w Iranie, lecz jest to najbliższy model do odwzorowania.

Talibowie rządzili już w Afganistanie przez niemal dekadę i wówczas zbudowali struktury, które funkcjonowały, czyli obsadzili wszystkie lokalne rady, urzędy. Pamiętajmy, że talibowie wywodzą się z Pasztunów, którzy bazują na strukturach klanowych, opierających się na radach. Nawet jeżeli spróbują je zaadaptować do formalnych struktur administracji, to nadal będą zarządzać wedle reguł i tradycji w swoich klanach. Między innymi dlatego w Afganistanie nie przyjęły się reformy sądownictwa, które próbowali wprowadzać odpowiedzialni za to Włosi.

Spodziewam się, że talibowie powielą struktury, które stworzyli w latach 90, absorbując niektóre instytucje i urzędy powstałe po 2001 roku, obsadzając je jednak swoimi ludźmi. Wielu ekspertów podkreśla, iż talibowie będą potrzebowali urzędników z obecnego aparatu administracyjnego do podtrzymania funkcjonowania struktur państwa. Miejmy nadzieję, że tym razem ich przejmowanie władzy nie będzie tak represyjne jak poprzednio, choć kluczowe postaci poprzedniego rządu swoje stanowiska na pewno utracą. Już słyszymy też o wyłączaniu internetu, sugerowaniu, by nie słuchać zachodniej muzyki, zniechęcaniu kobiet do pracy i nauki. Choć metody będą subtelniejsze, to efekt będzie ten sam, co kiedyś.

Eksperci piszą, że Afganistan mógłby być drugą Arabią Saudyjską i kreować tysiące miejsc pracy dzięki surowcom. Od lat wiadomo o ogromnych złożach miedzi, metali ziem rzadkich. Niedawno na pytanie, dlaczego Amerykanie nie rozpoczęli wydobycia, napisała pani jednak, że im się nie opłacało. Dlaczego, skoro Chińczycy wprowadzili tam swoje firmy? Czy to się teraz może zmienić?

Dla zachodnich firm bazujących na ocenie ryzyka inwestycyjnego było to nieopłacalne przynajmniej z czterech powodów: względy bezpieczeństwa, istotne braki infrastrukturalne, brak przejrzystości w biznesie i w przetargach oraz ograniczenia archeologiczne, których jest bardzo dużo. W 2018 r. 80 przedstawicieli firm amerykańskich było nawet w Kabulu, by rozmawiać o biznesie, ale uznano wówczas, że gra nie warta jest świeczki, a bez gwarancji państwowych nikt nie wejdzie z poważniejszymi inwestycjami do Afganistanu i nie będzie ryzykował życiem pracowników.

Mimo obecności wojskowej NATO, w całym kraju sytuacja pozostawała niestabilna, w prowincjach rządzili lokalni komendanci wojenni (ang. warlords), a wpływy administracji rządowej były ograniczone. System był bardzo skorumpowany. Mimo że powołano ministerstwo ds. górnictwa i ropy i że były próby przyjęcia strategicznych koncepcji w sprawie wydobycia cennych zasobów – powstało kilka planów, jak National and Regional Resources Corridor Program, National Extractive Industries Excellence Program – to nie udało się doprowadzić do realizacji większości z nich. Koncesję na wydobycie miedzi w Aynak przyznano Chińczykom za ogromną łapówkę. Minister odpowiedzialny za kontrakt stracił za to stanowisko, ale Chińczycy nie stracili koncesji.

Chińczykom udało się wejść do Afganistanu z kapitałem inwestycyjnym, ale trudno uznać ich działalność za spektakularny sukces. W 2008 roku dwie firmy wygrały kontrakt na rozwój i eksploatację w Aynaku: China Metallurgical Group Corporation (MCC) i Jiangxi Copper Company Limited. W 2011 r. China National Petroleum Corporation (CNPC) wygrała przetarg na eksplorację złóż ropy w Amu-darii na północy kraju, ale później rząd cofnął koncesję.

W wydobyciu miedzi także nie widać postępu. Żeby wydobywać najpierw trzeba zainwestować ogromne środki w infrastrukturę – w drogi, kolej, zasoby energetyczne. Infrastruktura państwa afgańskiego została totalnie zniszczona jeszcze w czasach inwazji sowieckiej. Poza tym, firmy w Afganistanie musiały opłacać się i skorumpowanym urzędnikom, i talibom, kontrolującym część terytorium kraju, i bojówkom „warlordów”, atakującym pracowników (np. bojówki Dostuma zaatakowały Chińczyków). Chińczycy inwestują w to zaplecze, ale ze względów bezpieczeństwa bardzo powoli to idzie – trudno chronić budowę kolei na terenie kilku prowincji, zwłaszcza, że sytuacja zmieniała się tam tak szybko, że co kilka tygodni łapówki trzeba było wręczać kolejnym grupom przejmującym władzę na danym terenie.

Na jakimś blogu przeczytałam, że nadal czynna jest w Afganistanie kopalnia lapis lazuli, z której dostarczano kamień do starożytnego Egiptu. Na czarny rynek na świecie trafiają kamienie szlachetne z Afganistanu. Jak się je pozyskuje, skoro oficjalnego wydobycia nie ma?

Nielegalnie i często metodami chałupniczymi, zwykłymi kilofami. W tym obszarze rząd rywalizował zawsze z watażkami, którzy fizycznie bronili dostępu do miejsc wydobycia, jeśli nie dostali odpowiedniej gratyfikacji za „ochronę”. W 2015 rząd uznał, że musi zamknąć kopalnię Lapis Lazuli w Badakshan, bo kontrolę nad wydobyciem przejął lokalny komendant Abdul Malik i większość kamienia kierowano na czarny rynek przez nielegalne kanały eksportowe.

Nadal wiele firm, znając realia afgańskie, próbuje działać w szarej strefie, jak choćby słynna amerykańska Blackwater, która chciała pozyskiwać lit i metale ziem rzadkich.

A teraz Chiny rzeczywiście dogadują się po cichu z talibami?

Nie mamy stuprocentowego potwierdzenia, że Chiny już porozumiały się po cichu z talibami, ale z pewnością po porozumieniu z Doha, gdy zapadła decyzja o wycofaniu się wojsk USA, sąsiedzi Afganistanu musieli otworzyć kanały komunikacji z talibami. Nie ma dzisiaj możliwości żeby z talibami nie rozmawiać.

Chińczycy są w delikatnym położeniu, bo z jednej strony chcieliby inwestować, budować autostrady. Chcą włączyć Afganistan w tworzenie Nowego Jedwabnego Szlaku – Afganistan jest terytorium tranzytowym. Obawiają się jednak napływu terrorystów i wzrostu niepokojów. Są świadomi, że otwarcie zbyt wielu kanałów komunikacji z Afganistanem może doprowadzić do ułatwienia w poruszaniu się zradykalizowanych Ujgurów, którzy również zaciągają się do radykalnych bojówek islamskich (ISIS).

Z drugiej strony, talibowie bez wątpienia zabiegają o chińskie inwestycje, bo z czegoś muszą generować dochody państwa, by opłacać swoich własnych ludzi i pracowników administracji.

Jak dotąd, jak wspomniałam, te projekty szły jednak bardzo wolno. Niestabilność polityczna, korupcja, łapówki to codzienność w Afganistanie.

Chińczycy świetnie sobie z tym radzili wcześniej w Afryce, gdzie też przecież inwestowali w państwach rządzonych czasem przez uzurpatorów czy generałów obalających rządy. Czym się różni Afganistan?

W Afryce łatwiej działać. Paradoksalnie jest dużo stabilniej. W Afryce, inaczej niż w Afganistanie, rzadko mamy stały konflikt zbrojny na całym terytorium jakiegoś państwa, gdzie Chińczycy inwestują. Chińczycy dogadują się i z rządami i z lokalnymi watażkami, wysyłają nawet swoich tzw. szkoleniowców, których zadaniem jest wykazać przyszłe korzyści ze współpracy z Chinami. Tam zwyczajnie łatwiej jest operować na jakimś wybranym odcinku opłaciwszy swoich ochroniarzy, opłaciwszy ochronę rządu danego państwa niż w Afganistanie, gdzie co chwilę się wszystko zmienia, gdzie cały czas jest wojna.

Trzy kraje nie ewakuowały swoich służb dyplomatycznych z Afganistanu: właśnie Chiny, Rosja i Pakistan. Czy z takiego rozdania kart można już coś wyczytać, np. że jeszcze przed ofensywą talibów te państwa zawarły z nimi sojusz jakiegoś rodzaju? Czy to pierwszy krok do uznania przez nie państwowości talibów?

Jeśli chodzi o sąsiadów Afganistanu, o kraje z regionu, to oni wszyscy będą chcieli pozostawić swoich dyplomatów i mieć relacje z talibanem. Nawet jeśli nie będzie formalnego uznania międzynarodowego dla talibanu, które, jak się spodziewam, będzie przychodzić powoli.

Z uznaniem de jure będzie trudno, dlatego że żadne państwo nie chce być okrzyknięte promotorem niedemokratycznych rządów, które łamią prawa człowieka, w tym prawa kobiet. Nawet Chiny dbają obecnie o swój PR pod tym względem. I Rosja, i Chiny wysyłają sygnały, że nie wykluczają w przyszłości uznania państwa talibów, ale pod warunkiem, że będzie to państwo, które nie wróci do terroru i krwawego rządzenia obywatelami.

Zostawienie dyplomatów jest koniecznością dla państw sąsiadujących – by rozmawiać o bieżącej sytuacji uchodźczej, ale także handlowej, bo Afganistan kupuje od sąsiadów niemal wszystko, co jest potrzebne do życia.

Dojście talibów do władzy może zmienić plemienny charakter Afganistanu, wzmocnić struktury państwowe, ograniczyć korupcję i umożliwić zagraniczne inwestycje na większą skalę?

Z pewnością nie zmienią się plemienne struktury tego kraju. Ale te plemienne struktury nie są tak ważne, jak eliminacja komendantów, co się talibom w dużym stopniu już udało: w czasie ofensywy wielu z nich uciekło z kraju, a kilku złapano i zmuszono do kapitulacji. Ci, którzy uciekli, będą próbowali odbudowywać swoją pozycję, ale w mojej opinii nie mają szans, bo tym razem nie dostaną już żadnego wsparcia Zachodu.

Ich wyeliminowanie może pomóc w zapewnieniu bezpieczeństwa dla biznesu?

Zdecydowanie tak. To oni byli najbardziej skorumpowani, z tego czerpali lokalną siłę, i to oni najbardziej kwestionowali rząd centralny, któremu przez 20 lat nie udało się na tyle odzyskać kontroli nad prowincjami, by ich wyeliminować z obiegu gospodarczego, z „pośrednictwa” w biznesach, interesach, z przemytu kamieniami szlachetnymi i opium.

Jeżeli talibom uda się dokonać swojego rodzaju centralizacji, jak w latach 90., to paradoksalnie, będzie to naprawdę dobry prognostyk dla tej władzy i Afganistanu. Mamy prawo przypuszczać, że nie będzie to łatwe. Afganistan dziś stoi w obliczu kryzysu humanitarnego na ogromną skalę – MFW zamroził swoje środki, ludzie stoją w ogromnych kolejkach pod bankami. Jeśli władza nie będzie w stanie zapłacić urzędnikom administracji, to szybko stracą poparcie w prowincjach i zacznie się kontestowanie ich władzy, a ludzie pozbawieni środków do życia z powodów czysto finansowych będą zasilać siatki terrorystyczne. Bo wielu ludzi nie ma tam sprecyzowanych poglądów, dołączają do tej czy innej grupy militarnej na zasadzie wyboru miejsca pracy – idą tam, gdzie dostaną wyższe wynagrodzenie.

Czy to nie jest wystarczający powód żeby Zachód zaczął współpracować z talibami, np. odkręcił kurek z pomocą finansową?

Obawiam się, że tak, choć musi być to pomoc ściśle kontrolowana i obwarowana wieloma warunkami do spełnienia, przede wszystkim w obszarze traktowania kobiet.

Dlaczego się pani obawia?

Wszyscy pamiętamy, jak wyglądały rządy talibów w latach 90. – publiczne egzekucje, chłosty, amputacje. Wszechogarniający terror, absurdalne zakazy, kamieniowanie kobiet.

Talibowie się wykształcili, zmienili twarze reprezentujące ich – nie zmienili stylu dzierżenia władzy? Zachód obawia się powrotu aktów terroru. Jakiego terroryzmu się spodziewać? Tego krwawego, który znamy z lat 90./ 2000 czy raczej stylu rosyjskiego, opartego na dezinformacji i fake newsach?

Nie przeceniałabym umiejętności samych talibów do działań ofensywnych w cyberprzestrzeni, mimo że mają rzeczywiście świetnie opanowane umiejętności wojny informacyjnej czy dezinformacyjnej. Mogą natomiast opłacać grupy hakerów, którzy będą dokonywać kradzieży środków z kont bakowych w państwach rozwiniętych.

Jeśli chodzi zaś o komórki organizacji terrorystycznych, to na szczęście w tym obszarze polityka państw zachodnich i firm Big Tech jest jednolita – kanały i treści rekrutacyjne, filmiki ISIS, itp., pojawiające się w mediach społecznościowych są szybko namierzane i zamykane. Trudniej jest oczywiście w obszarze darknetu, z którego korzystają wszyscy rekruterzy organizacji terrorystycznych.

W ciągu ostatnich dwóch dekad talibowie przemyśleli jednak, dlaczego poprzednio stracili władzę i nie zyskali szerokiego uznania międzynarodowego, więc PR-owo teraz będą się trzymać w ryzach.

Uśmiechnięte oblicze tyrana?

Coś w tym rodzaju. Szariat tak, zatem koedukacja nie, ale pozwalamy dziewczynom chodzić do szkoły. Pytanie, jak długo i czy ataki ISIS na szkoły, na uczennice nie staną się wygodnym pretekstem do wprowadzenia takich samych ograniczeń jak poprzednio.

A dziś chodzą do szkoły?

Widzimy, że szkoły wznowiły działalność i na razie dziewczynkom pozwolono wrócić do niekoedukacyjnych klas.

Ale pamiętajmy, że to jest wstępny etap, ten, kiedy się „mydli” oczy przeciwnikowi. Dlatego uważam, że nie należy im dawać środków bez poważnych obostrzeń, bo bez wątpienia trafią one do budżetu wojskowego dla umocnienia aparatu obecnej władzy, a nie do ludzi pozostających w wielu prowincjach w poważnym kryzysie humanitarnym. Pomoc humanitarna i rozwojowa pod ścisłym nadzorem to jedyna dopuszczalna opcja. Dotąd był to nadzór bardzo słaby. Przypomnę, że ogromne pieniądze na rozwój armii w 2011 r. po prostu zniknęły z kont Kabul Banku, a państwo stanęło w obliczu bankructwa.

Czy wypalił jakikolwiek pomysł na rozwinięcie gospodarki w Afganistanie? Mówiąc wprost: czy da się tam kiedykolwiek odejść od uprawy narkotyków?

To bardzo trudne. Nie wiem czy możliwe. Kilka lat temu Senlis Council proponował, by tamtejsze opium przejmował zachodni przemysł farmaceutyczny.

Takie ilości?!

No właśnie, dużo. Pomysł nie został zrealizowany, gdyż obawiano się, że spadną ceny opioidów.

Rolnictwo, dywany, rękodzieło – to mogłoby zadziałać, ale nie w skali, która zapewni rozwojowe PKB kraju. Surowce i opłaty za tranzyt wnoszone przez handel (po uprzednim zbudowaniu infrastruktury) to największa szansa. Ale stworzenie warunków biznesowych i zapewnienie bezpieczeństwa firmom będzie bardzo kosztowne.

Powiązane artykuły