Strona główna TYLKO W 300GOSPODARCE Zarządzali miliardami, dziś tworzą butikowy fundusz światowych firm tech. Wywiad z Robertem Florczykowskim z Third Dot

Zarządzali miliardami, dziś tworzą butikowy fundusz światowych firm tech. Wywiad z Robertem Florczykowskim z Third Dot

przez Daniel Rząsa
Robert Florczykowski i Andzrej Bernatowicz, Third Dot. Fot. materiały firmy

Będziemy otaczać analitycznie spółki, w które chcemy zainwestować – mówi w wywiadzie z 300Gospodarką Robert Florczykowski, współzałożyciel autorskiego funduszu technologicznego Third Dot.

Startujący na początku 2022 roku Third Dot to prawdziwe wydarzenie na do tej pory ospałym rynku autorskich funduszy inwestycyjnych w Polsce. Zakładają go dwaj stosunkowo młodzi menedżerowie, którzy jednak swoim doświadczeniem mogliby obdzielić tuzin innych.

Robert Florczykowski do tej pory decydował o tym, w jakie światowe firmy technologiczne zainwestuje PKO Technologii i Innowacji, największy fundusz inwestycyjny w Polsce. Andrzej Bernatowicz z kolei współzarządzał portfelem akcji Otwartego Funduszu Emerytalnego Nationale-Nederlanden – także największego w naszym kraju.

Trzecim partnerem biznesowym Third Dot i zarazem pierwszym inwestorem jest inny człowiek szeroko znany w polskim światku nowych technologii i rynku kapitałowym: Maciej Popowicz, założyciel Naszej Klasy oraz notowanego na giełdzie producenta gier Ten Square Games.

O tym, jak będzie działać butikowy fundusz i na czym polega autorska metoda oceny potencjału spółek, która oprócz tradycyjnej analizy finansowej wykorzystuje badanie alternatywnych zbiory danych typu big data, rozmawiamy z Robertem Florczykowskim.

Daniel Rząsa, 300Gospodarka: Do niedawna byłeś zarządzającym funduszu PKO Technologii i Innowacji Globalny, czyli największego pod względem zarządzanych aktywów funduszu inwestycyjnego w Polsce, który inwestuje w akcje międzynarodowych firm technologicznych, a na koniec października miał ponad 3 mld zł pod zarządzaniem. Fundusz działa w ramach największego polskiego banku, PKO BP, czyli całkiem niezłego miejsca do rozwoju dla menedżera inwestycyjnego. Dlaczego zdecydowałeś się stamtąd odejść i, mówiąc kolokwialnie, przejść na swoje?

Robert Florczykowski, współzarządzający w Third Dot: To bardzo dobre pytanie. Praca w PKO TFI była bardzo ciekawa i przez ten okres wiele się tam nauczyłem, ale w pewnym momencie życia przychodzi taki czas, że chce się zrobić coś własnego i wejść w rolę nie tylko zarządzającego, ale też przedsiębiorcy. To pierwszy powód. Drugi wynika z historii powstawania tego projektu. Andrzej Bernatowicz, który jest współtwórcą Third Dot, przyszedł do mnie z tym pomysłem. A że w mojej ocenie Andrzej to najlepszy zarządzający, jakiego spotkałem to uznałem to idealny moment.

Wasz fundusz będzie działać w formule funduszu inwestycyjnego zamkniętego (FIZ), czyli takiej, która jest raczej przeznaczona dla zamożniejszych i bardziej profesjonalnych oszczędzających. Waszym pierwszym inwestorem (seed investor) i jednocześnie partnerem biznesowym, jest Maciej Popowicz, czyli założyciel Naszej Klasy oraz notowanego na giełdzie producenta gier Ten Square Games. Jak udało wam się znaleźć tak prominentnego inwestora już na samym początku?

Andrzej Bernatowicz, który współzarządza Third Dot, znał Macieja Popowicza na polu zawodowym juz wcześniej. Maciej ma olbrzymie doświadczenie w spółkach technologicznych a my szukaliśmy inwestora i partnera biznesowego, który będzie dobrze rozumiał naszą strategię i sposób myślenia. Co do partnerów biznesowych, warto również dodać, że fundusz będzie działać w ramach renomowanego towarzystwa funduszy Opoka TFI.

Ty specjalizujesz się w spółkach technologicznych oraz sektorze ochrony zdrowia. Andrzej Bernatowicz oprócz szerokiego spojrzenia na rynki akcji także jest specjalistą od firm technologicznych. Czy fakt, że pandemia tak wiele zmieniła w tym sektorze wpłynął na waszą decyzję o założeniu własnego funduszu?

Na pewno pandemia zmieniła wiele w sektorze technologicznym, a w mojej ocenie jeszcze dużo zmieni w sektorze biotech w nadchodzących latach. I nie chodzi tutaj tylko o szybki rozwój takich technologii, jak mRNA czy szczepionki na bazie wektorów wirusowych. Pandemia przede wszystkim wpłynie na większe zainteresowanie funduszy sektorem biotechnologicznym.

Co do naszej decyzji, nie była on jednak związana z tymi zmianami. Raczej była to nasza ewolucja jako menedżerów inwestycyjnych i dojście do decyzji o powołaniu czegoś własnego.

Bazując na Twoim dotychczasowym doświadczeniu, w jaki sposób wybierasz inwestycje?

To, co próbujemy robić to wyszukiwać takie spółki, w których jest coś “dużego”, ale co jeszcze umyka uwadze inwestorów. Może to być na przykład spółka, która stworzyła nowy produkt albo linię biznesową, która jest przez inwestorów jeszcze niedostrzegana albo niewyceniana, ale ma potencjał, aby stać się ważną częścią przedsiębiorstwa w następnych latach.

Może to też być jakaś zmiana w popycie w związku ze zmianami w otoczeniu tego przedsiębiorstwa. Często byliśmy świadkami takich zmian po rozpoczęciu pandemii, kiedy przez wieloma spółkami zaczęły się roztaczać nowe perspektywy biznesowe, ale jeszcze nie do końca zauważone. Wśród naszych potencjalnych inwestycji mogą być też akcje firm, które mają skalowalna technologie, czyli takie, które dziś są stosowane tylko w jakimś konkretnym produkcie przeznaczonym dla konkretnej grupy odbiorców, ale mają potencjał, aby być w przyszłości wykorzystane znacznie szerzej.

Dobrym przykładem takiej firmy jest szwajcarsko-amerykańska CRISPR Therapeutics, która jeszcze pięć lat temu była powszechnie postrzegana na rynku jako mała firma biotechnologiczna opracowująca lek na genetyczną chorobę krwi o nazwie anemia sierpowata, a także na beta-talasemię – niedokrwistość tarczowatokrwinkową.

A więc leki na dość rzadkie choroby.

Tak. I to, na podstawie czego inwestorzy w tamtym czasie wyceniali spółkę to był wyłącznie potencjał tego konkretnego projektu leku. Ale to, co było naprawdę ważne w tej firmie to skalowalna technologia. Projekt bazował na platformie technologii modyfikacji genów w komórkach o nazwie CRISPR-Cas9. Jak się okazało, ta technologia może być także wykorzystana do tworzenia bardzo szerokiej kategorii leków na przeróżne choroby genetyczne i onkologiczne, czego rynek kilka lat temu nie dostrzegał.

Ta”nieefektywność” rynku wynikała między innymi z tego, że spółki nie analizowali żadni analitycy domów maklerskich i banków inwestycyjnych, bo była zbyt mała. To sprawiło, że znajdowała się poza radarem znacznej większości ludzi i funduszy inwestujących w nowe technologie. Poza tym tak mała spółka miała ograniczona płynność [czyli jest mało potencjalnych sprzedawców i kupców ich akcji na rynku – przyp. red]. To zresztą koło zamknięte, z którego ciężko wyjść: mała płynność powoduje mniejsze zainteresowanie ludzi, a mniejsze zainteresowanie powoduje małą płynność.

Dziś spółka ma kapitalizację około 6,5 miliarda dolarów i zajmuje się nią ponad 20 analityków największych banków inwestycyjnych na świecie, a skalowalność ich technologii jest szeroko znana.

Warto też dodać, że ta technologia została do tego stopnia uznana, że w 2020 roku dwie naukowczynie, które ją opracowały, czyli współzałożycielka ​​CRISPR Therapeutics Emmanuelle Charpentier oraz biochemiczka Jennifer Doudna otrzymały za pracę na nią Nagrodę Nobla. Czy właśnie w tego typu spółek szukacie?

To oczywiście była bardzo unikalna sytuacja i nie można zakładać, że się powtórzy. Ale nasz sposób myślenia jest właśnie taki: wyszukiwanie jeszcze niedostrzeżonych elementów i niedostrzeżonego potencjału spółek giełdowych.

Chciałbyś inwestować tylko w kilkanaście spółek, co nie jest powszechne na rynku.

Większość funduszy akcji inwestuje w sposób bardzo zdywersyfikowany, czyli w szeroką grupę spółek. To z jednej strony ogranicza ryzyko. Ale uważam, że sam jestem w stanie znaleźć od pięciu do siedmiu spółek rocznie, w których rynek czegoś nie dostrzega. Pracując w dwójkę, razem z Andrzejem, mówimy o 10-15 spółkach. Jeśli inwestowalibyśmy w większą liczbę firm to odbyłoby się to kosztem jakości.

Chcecie inwestować w spółki małe i średnie. Dlaczego?

Znacznie łatwiej jest znaleźć w takim obszarze firmy z niedostrzeżonym potencjałem, dlatego że pozostają poza radarem większości inwestorów instytucjonalnych. Mówiąc obrazowo: łatwiej jest zająć dobre, wysokie miejsce na maratonie warszawskim warszawskim niż na Igrzyskach Olimpijskich.

Skoro już wspomniałeś Warszawę, to czy na samej warszawskiej giełdzie planujecie inwestować? Jaki będzie wasz zasięg geograficzny?

Najbardziej będziemy się skupiać na rynkach krajów europejskich, bo są w naszej ocenie trochę bardziej nieefektywne w porównaniu do np. rynku amerykańskiego, tzn. łatwiej jest tu znaleźć takie elementy, których inni inwestorzy jeszcze nie zauważyli. To dlatego, że rynek kapitałowy w Europie jest podzielony na kraje, co oznacza, że wielu analityków zajmujących się technologią w danym kraju analizuje spółki z różnych podkategorii, np. software, gamingu czy e-commerce, podczas gdy analitycy w Stanach są często bardzo mocno wyspecjalizowani w danej podkategorii.

Na przykład są analitycy, którzy zajmują się wyłącznie spółkami SaaSw całych Stanach [software as a service – oprogramowanie jako usługa, czyli model usługi chmury obliczeniowej umożliwiający odbiorcy usług wykorzystanie aplikacji uruchomionych na infrastrukturze chmury – przyp. red.]. Dlatego będą oni rozumieli swoją działkę przeciętnie lepiej niż analitycy pokrywający Europę.

Nie wykluczamy inwestycji w samej Polsce, ale będą to raczej pojedyncze przypadki. Statystycznie na każde 15 spółek, w których wydaje nam się, że może być niedostrzeżony potencjał, tylko jedna spełnia ostatecznie nasze wymogi do zainwestowania. Polski rynek nie posiada wystarczającej dużej liczby spółek technologicznych, abyśmy mogli znaleźć więcej inwestycji.

Co według ciebie jest jeszcze wyróżnikiem waszego podejścia do inwestycji?

Poza strategią szukania elementów niedostrzeżonych ważne są dwa aspekty. Po pierwsze, analizując spółki, nie poprzestajemy na rozmowach z zarządem i analizie sprawozdań finansowych. Staramy się też spotkać np. z konkurentami firmy i uzyskać od nich niezależną opinię. Rozmawiamy też z dużymi klientami czy dostawcami danej firmy. Analizując jedną spółkę potrafimy się spotkać nawet z 10 podmiotami i “otoczyć analitycznie” taką spółkę ze wszystkich stron.

Drugim naszym wyróżnikiem będzie wykorzystanie różnego rodzaju danych alternatywnych jako narzędzi wspomagających nasz proces analityczny. Takie podejście zaczyna być już stosowane przez duże fundusze z zagranicy, ale w zasadzie jest niestosowane w przypadku spółek średniej wielkości, w które my chcemy inwestować.

Jakie to mogą być dane?

Na przykład automatyczne analizy tysięcy haseł na bazie statystyk wyszukiwań w wyszukiwarkach, takich jak Google, czy tzw. web scraping, czyli zautomatyzowane zapisywanie informacji z różnych stron internetowych, a następnie wyciąganie na podstawie tych danych wniosków, również w zautomatyzowany sposób.

Wyjaśnij proszę, na czym to dokładnie polega. Wyobrażam sobie, że na przykład piszesz algorytm, który przegląda za ciebie ceny tysięcy produktów na serwisie e-commerce typu Amazon czy Allegro.

To bardzo dobry przykład wykorzystania web scrapingu, ale narzędzie to może mieć też dużo szersze zastosowanie. Możemy za jego pomocą odnajdywać mało oczywiste dane, których pojawianie się na stronach internetowych różnych serwisów może coś oznaczać dla perspektyw naszych spółek.

W przykładzie serwisów e-commerce, o którym wspomniałeś, celem takiej analizy może być sprawdzenie, czy na jakiś konkretny produkt nie ma zbyt wielu promocji, co mogłoby sugerować spadek popytu.

Innymi przykładami takich danych alternatywnych są analizowanie statystyk ściągnięć i przychodów aplikacji mobilnych i statystyki obrazujące poziom zainteresowania nowymi produkcjami gier na podstawie wpisów na forach dyskusyjnych graczy.

Taka zautomatyzowana analiza danych alternatywnych pozwala nam jeszcze lepiej ocenić, co się dzieje z produktami spółki w danym momencie, zanim zostanie to szeroko rozpoznane przez środowisko inwestorów.

To w pewnym sensie praca detektywistyczna, ale z wykorzystaniem analityki danych i informacji finansowych.

Taki typ analizy jest stosowany przez fundusze inwestujące w różnorodne sektory, np. inwestorzy w spółki zajmujące się ropą naftową i gazem czy handlem detalicznym już od pewnego czasu kupują dostęp od wyspecjalizowanych firm do obrazów z satelitów i piszą algorytmy liczące i zestawiające ze sobą liczbę samochodów na parkingach przed supermarketami w poszczególne dni. Czy można tym całkowicie zastąpić tradycyjne analizy?

W naszym przypadku jest uzupełnieniem analiz fundamentalnych spółek. Chcemy też polegać na tradycyjnej wiedzy ekspertów, np. w przypadku analizy branży biotechnologicznej chcemy współpracować z ekspertami, np z doświadczeniem w analityce badaniach klinicznych, aby lepiej zrozumieć ryzyka i potencjał poszczególnych projektów biotechnologicznych.

A jak w ogóle oceniasz polski rynek funduszy inwestycyjnych? Patrząc na twarde dane jest on wciąż bardzo mały porównując do wielu krajów europejskich. Dlaczego tak jest?

To prawda. Polacy oszczędzają głównie poprzez lokaty i depozyty, ale to będzie się zmieniać w kierunku większego udziału bardziej ryzykownych inwestycji, takich jak fundusze inwestujące na giełdzie, co możemy zaobserwować w innych krajach rozwiniętych. Dziś te inwestycje to głównie inwestycje dużych Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych, które inwestują w sposób zdywersyfikowany i szeroki. A to moim zdaniem otwiera duży potencjał dla funduszy specjalistycznych inwestujących w sposób pozabenczmarkowy [czyli nie stawiających sobie za cel pobicie jakiegoś z góry ustalonego indeksu, np. WIG20 – przyp. red.]

Taki krok byłby pozytywny dla rynku akcji, który w ostatnim roku trochę odżył i pierwszy raz od lat np. wyraźnie przybyło indywidualnych kont maklerskich.

Faktycznie w związku z wysoką inflacją i w konsekwencji z wyraźnie mocno ujemnymi stopami realnymi znaleźliśmy się w środowisku, w którym oszczędzanie bez podejmowania ryzyka realnej utraty wartości stało się niemożliwe. W oczywisty sposób jest to pozytywne dla rynków akcji, gdzie inwestorzy chętniej decydowali się przesuwać część swoich oszczędności.

Polecamy też inne wywiady 300Gospodarki:

Powiązane artykuły