Kopalnia węgla brunatnego otrzymała właśnie zgodę na przedłużenie wydobycia o 6 lat. Czy ten czas powinna wykorzystać na dobre zarządzanie wygaszeniem czy walkę o kolejne koncesje na wydobycie?
Kopalnia węgla brunatnego w Turowie działa od 1904 r.; ostatnią koncesję dostała w 1994 r. Obecnie należy do spółki PGE GiEK, która 20 marca otrzymała od Ministerstwa Klimatu zgodę na przedłużenie koncesji na wydobycie w Turowie o 6 lat.
Spółka stara się teraz uzyskać koncesję do 2044 r., czyli do roku, w którym w Turowie wyczerpie się złoże.
„Otrzymanie koncesji na kolejne lata zagwarantuje dostawy prądu do ponad 3 mln gospodarstw domowych do 2044 r.”, oświadcza spółka.
Jednak w dobie przyjętego paradygmatu ochrony klimatu już samo przedłużenie koncesji o 6 lat jest według wielu kontrowersyjnym pomysłem.
Zapytaliśmy ekspertów co oznacza kopalnia dla działania systemu energetycznego w Polsce i czy faktycznie musi działać do 2044 r.
Elektrownia bez węgla
„W razie wstrzymania wydobycia węgla brunatnego, dalsze funkcjonowanie elektrowni Turów w dotychczasowym kształcie byłoby w zasadzie niemożliwe”, mówi nam Aleksander Śniegocki, kierownik Programu Energia, Klimat i Środowisko w think tanku WiseEuropa.
„Węgiel brunatny musiałby być sprowadzany z oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów odkrywek niemieckich lub czeskich, co jest niemożliwe na większą skalę w krótkim okresie, a w dłuższym wiązałoby się z bardzo wysokimi kosztami. Nie miałoby to sensu, podobnie jak w przypadku pomysłu wykorzystania złoża Złoczew do wydłużenia życia elektrowni Bełchatów”, wyjaśnia.
Podobnego zdania jest Radosław Gawlik, prezes stowarzyszenia Ekologicznego Eko Unia.
„Jeśli kopalnia zastosowałaby się do przepisów polskiego prawa, że bez koncesji nie wydobywa węgla, to kompleks kopalni i elektrowni Turów zostałby zatrzymany”, mówi 300Gospodarce Gawlik.
„Zupełnie się bowiem nie opłaca się wozić węgla brunatnego z innych zagłębi jak konińskie, bełchatowskie, a już nie mówiąc o zagłębiach niemieckich. Na całym świecie ze względu na charakter, strukturę i kaloryczność tego węgla jest on spalany w elektrowniach, które są w bezpośrednim pobliżu kopalni”, dodaje.
Polska bez Turowa
Brak możliwości dalszego funkcjonowania kopalni wydaje się być zatem jasny. Co jednak w takim scenariuszu by się wydarzyło? Czy system energetyczny Polski mógłby sobie poradzić bez Turowa? Eksperci są tutaj podzieleni.
„Nieplanowane zakończenie pracy elektrowni Turów byłoby sporym problemem dla polskiego systemu energetycznego w najbliższych latach”, wyraża opinię Aleksander Śniegocki.
„Mówimy w końcu o spadku dostępnych krajowych mocy o 1,5 GW (a z uwzględnieniem nowego bloku – o 2 GW) w momencie, gdy każdego lata w Polsce zbliżamy się do granic możliwości bezpiecznego równoważenia popytu i podaży energii elektrycznej. Oczywiście w ciągu kilku lat w Polsce możliwe byłoby wybudowanie dodatkowych elektrowni stabilizujących system, ale przez ten okres ryzyko blackoutu istotnie by wzrosło”, powiedział.
„Polska energetyka poradziła by sobie bez Turowa”, uważa z kolei Radosław Gawlik.
„Mogłaby posłużyć się zasobami własnymi, OZE i importem energii, który stał się już czymś regularnym w systemie energetycznym. To też oczywiście kwestia zaplanowania wyłączenia tej elektrowni i kopalni. Pandemia pokazała, że politycy potrafią podejmować odważne, nawet radykalne decyzje”, wskazuje.
Zdaniem prezesa Eko Unii dziś jest jeszcze bardziej jasne, że musimy szybko odchodzić od węgla i budować nową, oddolną i rozproszoną energetykę opartą na efektywności energetycznej i OZE.
„To się już dzieje. W ubiegłym roku moc energetyki słonecznej wzrosła w Polsce o ok. 1000 MW. Obecnie Elektrownia Turów ma 1500 MW”, dodaje.
Turów bez przyszłości
„Zaostrzające się regulacje klimatyczne oraz spadek kosztów OZE sprawiają, że kontynuacja wydobycia węgla w Turowie do 2044 r. jest skrajnie mało prawdopodobna nawet w razie dalszego wydłużenia koncesji”, wskazuje Aleksander Śniegocki.
„Z powodów rynkowych elektrownia zakończy działalność znacznie wcześniej – co zresztą znajduje odzwierciedlenie w wielomiliardowych odpisach dokonanych przez PGE w ostatnim czasie. W tej sytuacji właściciel elektrowni powinien jak najszybciej ustalić w porozumieniu z lokalnymi społecznościami plan jej wygaszania.”
„Rezygnacja z deklaracji o wykorzystaniu całego pozostałego złoża powinna też ułatwić dopasowanie dalszych planów wydobycia tak, by ograniczyć do minimum negatywne oddziaływanie odkrywki na mieszkańców regionu i środowisko”, mówi.
W tym względzie opinie ekspertów dopełniają się.
„Nie jestem pewien, ale może te 6 lat przedłużonej koncesji to jest dobry czas na transformację energetyczna i społeczną regionu i kompleksu Turów, dobry czas na zakończenie eksploatacji węgla brunatnego w tej części Polski”, zastanawia się Radosław Gawlik.
„Może to dać czas na zbudowanie i wdrażanie strategii energetycznej województwa dolnośląskiego bez elektrowni w Turowie, opartej w 100 proc. na rozproszonym, inteligentnym, oddolnym OZE. Oddolnym, bo budowanym na budynkach domów i firm na zasadach prosumenckich, w oparciu o strategię niezależności energetycznej osiedli, gmin i całego województwa, przy wykorzystaniu nowoczesnych technologii informatycznych.”
„Popatrzmy na to jak na szansę na wpisanie się w wielki program zmiany cywilizacyjnej pod nazwa Europejski Zielony Ład, na sprawiedliwą transformację Zagłębia Bogatyńskiego, na ochronę klimatu i na inny – nie zaborczy – stosunek człowieka do przyrody i środowiska”, podsumowuje Gawlik.
Jaka będzie przyszłość zależy do polityki lokalnej, ale także od Ministerstwa Klimatu. Warto jednak, żeby te „kupione” 6 lat nie zostało zmarnowane.
>>> Czytaj też: Bełchatów za 7 lat, Opole za 5, Turów za 4 – polskie elektrownie zaczną przynosić straty szybciej, niż myślimy