Rosja deklaruje wycofywanie wojsk z obszarów graniczących z Ukrainą, jednak na razie zachodni przywódcy i NATO informują, że nie widzą oznak deeskalacji, a prawdopodobieństwo wojny wciąż jest wysokie.
Rosja wycofuje swoje wojska z terytoriów przygranicznych, część z nich wraca do rosyjskich baz po skończonych ćwiczeniach – poinformował rzecznik ministerstwa obrony Rosji Igor Konaszenkow.
Chodzi o siły Południowego i Zachodniego Okręgu Wojskowego. Ćwiczenia – bo tak Rosja nazywa operację skoncentrowania wojska wokół granicy z Ukrainą – sił rosyjsko-białoruskich odbywały się od czwartku 10 lutego, a także od 13 lutego na Morzu Czarnym i miały zakończyć się 20 lutego.
Jak powiedział dziennikarzom we wtorek wczesnym popołudniem Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO, ta zapowiedź Rosji daje podstawy do „ostrożnego optymizmu”, ale jak na razie NATO nie widzi żadnych oznak deeskalacji.
– Jak dotąd nie zaobserwowaliśmy żadnej deeskalacji na miejscu, żadnych oznak zmniejszenia rosyjskiej obecności wojskowej na granicach Ukrainy, ale będziemy nadal monitorować – powiedział Stoltenberg.
Jak dodał, Rosja zgromadziła na granicy z Ukrainą „siłę bojową niespotykaną od czasów zimnej wojny”.
– Wszystko jest teraz na najlepszej drodze do nowego ataku, ale Rosja ma jeszcze czas, aby wycofać się z tej krawędzi, przestać szykować się do wojny i zacząć przygotowywać się do pokojowego rozwiązania – wskazał szef NATO.
Według zachodnich rządów, Rosja ma na granicy z Ukrainą około 60 proc. swoich sił lądowych, a liczba deklarowanych wycofywanych jednostek pozostaje niejasna.
Według władz amerykańskich Rosja może przeprowadzić inwazję na Ukrainę lada dzień. We wtorek rano informowaliśmy o kolejnych żołnierzach, zmierzających w stronę granicy.