Jeśli któryś z krajów Europy Środkowowschodniej zyskał na współpracy z Chinami, to Serbia. W większości państw formatu 16+1 Chiny rozczarowały – uważa Przemysław Ciborek, ekspert Ośrodka Spraw Azjatyckich Uniwersytetu Łódzkiego.
Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: Sylwia Czubkowska w książce „Chińczycy trzymają nas mocno” dowodzi, że Chiny kolonizują Europę. Czy pan się z tym zgadza?
Przemysław Ciborek, Ośrodek Spraw Azjatyckich: Na podstawie własnych badań chińskich inwestycji w różnych krajach Europy mogę powiedzieć, że Chiny okazały się dla większości z nich mocno rozczarowujące. Mechanizm współpracy z krajami Europy Środkowej i Wschodniej, czyli formuła 16+1, później 17+1, a dziś już tylko 14+1, nie przyniósł wymiernych skutków gospodarczych.
Pod względem inwestycyjnym może trochę skorzystał Półwysep Bałkański. Gdy jednak ocenimy bilans handlowy państw objętych formatem, to zobaczymy, że nieznaczny wzrost eksportu państw europejskich do Chin jest absolutnie nieproporcjonalny do wzrostu importu z Chin. Jedyne, co interesowało Chiny to kupowanie żywności wysokiej jakości oraz surowców z państw Europy Środkowo-Wschodniej. Chińczycy zaś sami chcieli tu realizować inwestycje infrastrukturalne.
W mojej pracy doktorskiej dowodzę, że chiński multilateralizm stanowił wyłącznie parasol ochronny dla relacji bilateralnych, a format współpracy Chiny-EŚW jest tego wyraźnym przykładem. Pekin przez ostatnie lata starał się lobbować lokalne elity, anonsując transgraniczne pomysły, jak budowa szlaków handlowych i starając się wywołać entuzjazm dla tych projektów. Ale chodziło głównie o to, żeby w danym kraju zająć konkretny kawałek rynku i budować wpływy polityczne.
To się słabo udało. Co pan widzi, gdy pan dziś patrzy na działalność Chin w Europie?
Widzę proces ograniczania inwestycji przez Chiny. Bez realnych działań po stronie Pekinu entuzjazm liderów krajów formatu współpracy Chiny-EŚW zaczął szybko opadać. Państwa bałtyckie wycofujące się formalnie z tej formuły są tego najlepszym przykładem.
Do tego doszły nowe regulacje kontroli inwestycji zagranicznych w UE, wymierzone głównie właśnie w Chiny – tzw. mechanizm screeningu. Bruksela wdrożyła to na wzór amerykański. Skutkowało to udaremnieniem kilku ważnych inwestycji Pekinu, m.in. w Bułgarii i Rumunii. Rumunia musiała, na przykład, wycofać się z projektu wspólnej budowy elektrowni jądrowej. W miejsce chińskiej firmy, z którą negocjowano od kilku lat, szybko wszedł amerykański Westinghouse – ten sam, który ma budować elektrownię także w Polsce.
Zgodnie ze statystykami za ten rok, które pan pozyskał, Chiny stały się w tym roku największym inwestorem zagranicznym w Serbii, inwestując więcej niż cała UE razem. To inwestycje relatywnie duże, bo to niewielki kraj czy rzeczywiście akurat w Serbii widać chiński kolonializm?
W ciągu 9 miesięcy tego roku inwestycje chińskie w Serbii przekroczyły 490 mln euro, a projekty UE 400 mln euro. Chińczycy przejęli trzy kombinaty górniczo-hutnicze, uratowali kilka tysięcy miejsc pracy, a dziś te firmy to topowi eksporterzy Serbii. To były bardzo medialne przejęcia, które mocno podniosły chińskie notowania. Rząd Serbii także buduje prochińską narrację, głównie za pomocą przychylnych mediów.
Skąd ta przyjaźń Goliata z Dawidem?
Kwestie gospodarcze są tu silniej niż gdzie indziej w regionie powiązane z kwestiami politycznymi i interpersonalnymi. Chodzi przede wszystkim o stosunek do kwestii Tajwanu i Kosowa.
Chiny roszczą prawa do Tajwanu, Serbia rości prawa do Kosowa i na tym fundamencie powstało to polityczne braterstwo?
Tak, to jeden z najważniejszych elementów konsolidujących stosunki dwustronne. Wspólnym mianownikiem jest również niechęć do pewnych zachodnich struktur, np. NATO. W tym kontekście na pierwszy plan wysuwa się pamięć o zbombardowaniu Belgradu i omyłkowe zniszczenie ambasady ChRL w tym mieście w 1999 roku. Na tym również budowano emocjonalny wymiar współpracy bilateralnej.
Zagłębiając się w proces relacji bilateralnych między Chinami i krajami Europy dosyć dokładnie prześledziłem zachowania elit serbskich. Wyraźnie widać, że nie ma w skali europejskiej drugiego państwa, w którym liderzy polityczni, ludzie władzy, mieliby tak zażyłe stosunki, jak w układzie Chiny-Serbia.
Wzmocnił je znacząco covid, bo Serbia była głównym poza Węgrami przyczółkiem, gdzie stosowano chińską szczepionkę. Współpraca między oboma krajami nabrała jeszcze głębszego wymiaru, obaj liderzy nazywali siebie braćmi, wszystkie budynki w stolicy Serbii zostały podświetlone na czerwono, a w mieście wisiały bannery z wizerunkiem Xi Jinpinga podpisane: „dziękujemy ci, bracie Xi”.
Ten zachwyt Chinami to polityczna gra, czy zwykli ludzie też tak myślą?
Uderzyła Pani w newralgiczny punkt. Z badań opinii publicznej regionu EŚW przeprowadzonych przez China-CEE Institute z siedzibą w Budapeszcie wynika, iż serbskie społeczeństwo jest bardzo przychylne chińskiej obecności polityczno-gospodarczej w kraju. W sondażach badających poparcie dla światowych liderów wynika, że w Serbii największym poparciem cieszy się Władimir Putin, a zaraz za nim jest Xi Jinping.
Serbowie popierają też prochińską politykę gospodarczą. Trzeba jednak przypomnieć, że wszystkie prozachodnie media są tłumione przez rząd, który buduje narrację, iż to Chiny są w zasadzie jedynym prawdziwym partnerem, znaczącą siłą gospodarczą, która pomaga. Unia Europejska jest w tym kontekście marginalizowana, mimo że w dłuższym okresie to państwa UE zainwestowały tam znacznie więcej niż Chiny. Miało to bezprecedensowy wydźwięk w sondażu z kwietnia tego roku, gdy ogół serbskiego społeczeństwa w większości zanegował włączenie Serbii w struktury Unii Europejskiej jako priorytet serbskiego państwa.
Czy w jakimś innym kraju europejskim Chiny także wiodą prym, jeśli chodzi o inwestycje zagraniczne?
Serbia jest zdecydowanym liderem wśród krajów z grupy 16+1, tu Chiny zainwestowały w tym roku najwięcej. W innych krajach grupy Chiny nie są na tak wysokiej pozycji.
W Serbii relacje interpersonalne są na tyle mocne i interes polityczny jest tak zdefiniowany, że współpraca serbsko-chińska będzie kwitła. Natomiast w innych państwach regionu tego nie obserwujemy.
Czy w Europie Zachodniej widać jakąś zmianę trendu, jeśli chodzi o działalność biznesową Chin?
Zdecydowanie tak. Chiny już tak nie nastają na przejęcia firm, natomiast zapowiadają i realizują więcej inwestycji greenfield. To widać także w pierwszych szczątkowych danych za pierwszą połowę tego roku.
Z jednej strony to zagranie PR, bo budowa nowej fabryki to tworzenie nowych miejsc pracy i kojarzy się znacznie lepiej, niż przejęcie zagranicznej technologii. Z drugiej strony, w świat pójdzie komunikat: „jesteśmy już na tyle rozwinięci, że nie potrzebujemy przejmować waszych firm z technologiami, teraz chcemy inwestować sami”.
Ale jak na razie w Europie nadal słyszymy głównie o chińskich zakupach – ostatnio to udziały w niemieckim porcie w Hamburgu, a za pasem kolejna inwestycja w fabrykę chipów. Niemieckie służby to odradzają, ale odpowiedzią rządu federalnego jest wizyta kanclerza Olafa Scholza w Pekinie. Zabrał ze sobą kilkudziesięciu przedsiębiorców więc nie jest to wizyta tylko kurtuazyjna.
Myślę, że efektywność mechanizmu screeningu jest jeszcze niezadowalająca i Chiny próbują wykorzystać na swoją korzyść to, że system jeszcze nie jest doskonały. Największa ubiegłoroczna chińska inwestycja w Europie to było przejęcie – holenderski oddział Philips kupiony za 4,3 mld dol. To była równowartość ponad jednej trzeciej wszystkich chińskich inwestycji w 2021 r. w Europie.
Niemcy też się nie odcinają zupełnie, bo jednak w tej współpracy są realne pieniądze, którymi po problemach gospodarczych w pandemii, wybuchu wojny, odcięciu się od Rosji i problemach z surowcami pogardzić nie można. Współpraca chińsko-niemiecka jest w Europie najmocniejsza. Dlatego obie strony będą o nią dbać, nawet przy antychińskiej narracji.
2021 rok był jednocześnie rekordowy, jeżeli chodzi o chińskie inwestycje greenfield w Europie. Ich wydatki sięgnęły 3,3 miliarda euro. To najwyższa wartość w historii.
W państwach, w których inwestycje zostały unieważnione czy wstrzymane ze względu na nowe regulacje prześwietlające inwestycje, Chiny po prostu wracają do korzeni i starają się odbudować swój PR. Angażują w to ambasady, wykupują artykuły sponsorowane w tabloidach, wydają specjalne biuletyny.
Jak się wytłumaczą z utrzymania współpracy z Rosją i popieranie jej w ONZ?
To nie jest dla Chin wygodna sytuacja, bo przecież od lat forsują zasadę nieingerowania w sprawy wewnętrzne, utrzymywanie integralności terytorialnej itd. To jest stale wpisane w postulaty chińskiej polityki zagranicznej. W głosowaniu w ONZ widzimy zaś, że Chiny się z własnych słów nie wywiązują. Pekin wybrał interes ekonomiczny – tanie surowce z Rosji.
Z pewnością Pekin już główkuje i przygotowuje różne scenariusze odbudowy relacji z państwami, które Rosję potępiły, ale z tymi działaniami wstrzyma się pewnie do rozstrzygnięcia konfliktu na Ukrainie.
Chiny były do wojny największym inwestorem zagranicznym Ukrainy. To przez Ukrainę miał biec lądowy nowy Jedwabny Szlak. Co teraz?
Chiny będą zapewne wywierały pewien nacisk, żeby te połączenia kolejowe przez Europę, w tym Federację Rosyjską i Białoruś zostały utrzymane, bo to jest im potrzebne wizerunkowo. Pekin za wszelką cenę będzie unikać sytuacji, gdzie projekt mógłby być uznany za całkowitą porażkę. Ponadto Chiny w tę infrastrukturę zainwestowały już spory kapitał, np. w linię Belgrad – Budapeszt, co do której nawet te kraje nie wiedzą nadal czy ma to być połączenie wyłącznie towarowe czy też pasażerskie.
Chiny w takiej sytuacji skoncentrują się zapewne na szlakach morskich. ChRL zapowiedziała wprawdzie zmianę polityki gospodarczej (tzw. gospodarka podwójnego obiegu), która stawia na rynek wewnętrzny. Tylko, że to się nie stanie z roku na rok, to będzie długi proces, więc muszą utrzymywać eksport. Plany krótko i średnio okresowe zakładają zaangażowanie w promocję połączeń z Europą, bo to jest bardzo ważny rynek dla Chin. Budowa infrastruktury w słabo rozwiniętych regionach Europy Środkowo-Wschodniej, jak Bałkany, miała na celu ułatwienie dotarcia do Europy Zachodniej, gdzie Chiny odnotowywały największe korzyści ekonomiczne.
Polska na obietnicach Chin na razie niemal nie skorzystała. Czy nam zatem powinno zależeć na relacjach biznesowych z Chinami?
To frazes, ale Chiny zawsze będą ważne. To jest jedna z najprężniej rozwijających się gospodarek, ambitna i kreatywna, obok której nie będzie można przejść obojętnie. W mojej opinii zmieni się jednak charakter naszej współpracy – z poziomu rządów centralnych zejdzie ona na poziom lokalny. Może być to współpraca partnerskich miast, samorządów, małego i średniego biznesu, projektów interesujących z różnych powodów władze i firmy konkretnych regionów.
Niektóre prowincje, jak Syczuan czy miasto Chengdu już mają z Łodzią dużo wspólnego i wydaje mi się, że w tym kierunku będzie rozwijana ta współpraca. Chiny będą chciały zbudować nową narrację, przekonującą do tego, że – mimo wcześniejszych niepowodzeń czy niechęci – warto im zaufać, a przeniesienie współpracy na poziom samorządów będzie bardziej produktywne.
Czy zamiast się koncentrować na budowaniu relacji, które, jak pan powiedział „są rozczarowujące”, nie są pewne, nie przyniosły oczekiwanych korzyści, nie lepiej skoncentrować na budowaniu relacji z innym azjatyckim tygrysem czyli Koreą Południową, z którą zaczynamy mieć coraz więcej wspólnego?
Dywersyfikacja partnerów azjatyckich dla Polski może przynieść same korzyści. Spodziewam się, że kooperacja Polski i Korei może tylko pobudzić rywalizację między państwami azjatyckimi o rynek Polski, ale też inne rynki europejskie. Chińczycy na pewno nie przejdą obojętnie wobec naszych nowych relacji z Koreą i wyjdą z własną kontrofertą, chociaż zapewne nie w dziedzinie atomu, gdyż ten rozdział wydaje się zamknięty.
Chińczycy zarówno nas, jak i np. Rumunów traktują jako wysoko wykwalifikowaną siłę roboczą, która jest jeszcze relatywnie tania – w porównaniu do rynków zachodniej Europy. W pewnych obszarach wciąż jesteśmy atrakcyjni jako miejsce do zbudowania fabryki, tu wskazałbym przede wszystkim branżę ogniw, baterii do wszelakich pojazdów elektrycznych a także inwestycje związane z energią odnawialną.
Polecamy także
- Kanclerz Niemiec chce współpracy gospodarczej z Chinami na zasadach wzajemności
- Przemysł w Chinach znów zwolnił. Konsekwencje ponoszą globalne rynki
- Chiny łokciami rozpychają się na niemieckim rynku
- Obietnica powrotu Chin do światowej potęgi ma zastąpić wzrost PKB [WYWIAD]