Październikowe ataki na infrastrukturę energetyczną Ukrainy, do których Rosja używała irańskich dronów-kamikadze sprawiły, że nad Dnieprem zaczęto mówić o konieczności szybkiego uruchomienia masowej produkcji własnych bezzałogowców. Być może na terenie Polski.
Korespondencja własna z Ukrainy
Drony Szahid z Iranu to dla Ukraińców prawdziwa zmora. Rosja kupiła ich około 2500 sztuk i wykorzystuje je m.in. do atakowania ukraińskiej infrastruktury krytycznej. Co gorsza Ukraina nie jest w stanie sama na to odpowiedzieć. Bo dziś miesięcznie produkuje jedynie 100 sztuk dronów różnych typów.
Obietnice państwowej zbrojeniówki
Ukraiński państwowy koncern zbrojeniowy Ukroboronprom obiecuje, że już wkrótce się to zmieni. W październiku poinformował, że kończy prace na ukrainskim odpowiednikem dronów-kamikadze z Iranu.
Plan jest ambitny. Przewidywany zasięg ukraińskich dronów to 1000 km, co oznacza, że mogłyby one dolatywać do Moskwy odległej od ukraińskiej granicy o 450 km, a nawet do położonego w odległości 850 km Petersburga. Masa głowicy bojowej ma wynosić 75 kg.
Czytaj: Rosyjscy energetycy mogli pomagać w planowaniu ataków na ukraińską infrastrukturę
Ale choć zapowiedzi wyglądają interesująco, to jednak Ukroboronprom jest na Ukrainie od dawna powszechnie krytykowany za nieudolność. Kiedy kraj utracił kontrolę nad jedyną swoją fabryką amunicji w Ługańsku, koncern przez 8 lat nie był w stanie wybudować nowej. W rezultacie Ukraina skazana jest dziś na poszukiwania amunicji po całym świecie.
Dlatego bardziej prawdopodobne, niż realizacja obietnic Ukroboronpromu, byłoby uruchomienie masowej produkcji bezzałogowców przez prywatnych producentów. Ci wyrośli jako odpowiedź na zapotrzebowanie frontu w ostatnich latach, produkując chałupniczo coraz bardziej zaawansowane technologicznie modele.
Jedna z takich firm, Ukrspecsystems, 27 października poinformowała o stworzeniu gotowego do seryjnej produkcji bezzałogowca UAV Shark. Został on zaprojektowany specjalnie do korygowania ognia dostarczonych przez USA systemów artylerii rakietowej HIMARS.
– Zaczęliśmy pracę nad nim już po 24 lutego, w warunkach pełnoskalowego wtargnięcia Rosji. I w czasie krótszym niż pół roku Shark już latał. Podwójna duma, że to całkowicie ukraiński bezzałogowiec – od idei do produkcji – chwalili się konstruktorzy.
Szczegółów technicznych z oczywistych względów nie ujawniono, jednak jak informował Ukrspecsystems, dron może wypełniać zadania zwiadu, obserwacji i korygowania ognia.
Jednak żeby wypłynąć na szerokie wody Shark potrzebuje czegoś jeszcze: przełamania wszechwładnej ukraińskiej biurokracji. Ta, mimo wybuchu wojny, ciągle ma się dobrze.
Projektować to jedno, produkować to drugie
To biurokraci sprawiają, że w ukraińskich warunkach fazę projektowania a uruchomienia produkcji dzieli prawdziwa przepaść.
– Produkcja dronów nie jest skomplikowana technologicznie, można to zrobić szybko jeśli są wszystkie niezbędne komponenty i zorganizowany łańcuch dostaw. Problemem wszystkich producentów w Ukrainie jest to, że brakuje komponentów, a brakuje ich, bo otrzymanie pozwolenia na ich wwiezienie do kraju jest dość trudne, praktycznie nierealne – opisuje perypetie producentów dronów Taras Trojak z Ukraińskiej Federacji Właścicieli Bezzałogowców.
Zobacz: Nowy plan Marshalla? Kanclerz Niemiec i przewodnicząca KE o planach odbudowy Ukrainy
– Na przykład producent, który chce przetestować nowy system łączności, który byłby odporny na zagłuszanie, musi najpierw zarejestrować ten system w kontroli eksportowej, dostać ich opinię. To zajmuje dwa miesiące. Potem `musi od nich dostać międzynarodowy certyfikat importowy po to żeby go wwieźć. To jeszcze dwa miesiące. A mówimy o testowaniu tylko jednego komponentu – dodaje Taras Trojak.
Ukraińscy konstruktorzy wwożą więc niezbędne podzespoły nielegalnie, ale jak zauważa Trojak nie da się zorganizować seryjnej produkcji przywożąc komponenty cichaczem, po jednej sztuce. W jego ocenie to ukraińska biurokracja jest głównym czynnikiem sprawiającym, że nad Dnieprem nie produkuje się tysięcy dronów miesięcznie. Choć, co oczywiste, jest na nie zapotrzebowanie ze strony armii, a w kraju są konstruktorzy umiejący na to zapotrzebowanie odpowiedzieć.
Drony produkowane w garażu
Na razie więc los zdecydowanej większości ukraińskich projektów budowy dronów wygląda tak, jak ujawniona kilka dni temu historia bezzałogowca Elf. Na prośbę żołnierzy walczących na terenie obwodu charkowskiego wolontariusze ze zrujnowanego Charkowa metodami chałupniczymi wyprodukowali dron, który wykorzystywany jest do działań zwiadowczych na terenie rosyjskiego obwodu biełgorodzkiego. Elf, jak zachwalają korzystający z niego wojskowi, jest odporny na działanie rosyjskich systemów walki elektronicznej i idealnie sprawdza się na polu walki.
Polecamy: Ukraina potrzebuje 3-5 mld dolarów miesięcznie, by pozbierać się po wojnie
Podobnych projektów w Ukrainie powstawało w ostatnich latach dziesiątki. Ich cechą wspólną był brak zainteresowania ze strony ukraińskich struktur państwowych. Wiele z tych projektów, pozbawionych wsparcia, już zdążyło umrzeć śmiercią naturalną. W przypadku Elfa do poszukiwania zainteresowanych uruchomieniem szerszej produkcji włączyli się zadowoleni z jego pracy żołnierze. Ale wiele innych na takie wsparcie i wykorzystanie przez przemysł zbrojeniowy wciąż czeka.
I tu jest ogromne pole do działania dla firm z Polski, która może zaproponować ukraińskim konstruktorom rozwijanie tych projektów. Tak przynajmniej twierdzą niektórzy ukraińscy eksperci.
Szansa w Polsce i dla Polski
Zorganizowanie produkcji dronów w Polsce rozwiązałoby jednocześnie kilka problemów. Oprócz usunięcia wspomnianych przez Trojaka kłód rzucanych pod nogi przez rodzimą biurokrację dałoby producentom “spokojne niebo“ nad głową wolne od rosyjskich ostrzałów. A Polska mogłaby skorzystać na tym nie tylko czysto podatkowo, wszak producenci podatki płaciliby u nas, ale także technologicznie. Polskie firmy mogłyby wejść w kooperację z ukraińskimi producentami.
O tymczasowe wyprowadzenie ukraińskiego sektora zbrojeniowego do Polski już od kilku miesięcy lobbuje Jurij Romanenko. To szef jednego z najbardziej liczących się w Kijowie think-tanków: Ukraińskiego Instytutu Przyszłości.
Rosja wraca do porozumienia o handlu zbożem. Ma już nie blokować dostaw z Ukrainy
– Jeśli nie możecie schować fabryk pod ziemią przenieście produkcję do Polski – apelował do ukraińskich urzędników.
Romanenko przekonuje, że Ukraina powinna stworzyć razem z Polską wspólne głębokie zaplecze gospodarcze. W jego wizji ukraiński przemysł zbrojeniowy po przeniesieniu do Polski mógłby odetchnąć od ataków tak rosyjskich rakiet, jak i rodzimej biurokracji. A Polska otrzymałaby w zamian dostęp do ukraińskich technologii.
Tak uciekał kapitał, gdy wybuchła wojna w Ukrainie. Zaskakujące wyniki dla Polski
Ciekawe za co. Ukraina będzie jeszcze 200 lat spłacać „pożyczki” udzielone przez świat na wojnę zdalną.