Kontynuacja zwrotu w kierunku zielonej energii czy powrót do priorytetu dla paliw kopalnych – takie skrajne możliwości niesie za sobą wybór prezydenta USA. Przyglądamy się temu, jak po listopadowych wyborach może wyglądać polityka energetyczno-klimatyczna jednego z kluczowych graczy na światowym rynku.
Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych Ameryki odbędą się 5 listopada 2024 roku. Oficjalnym kandydatem Partii Republikańskiej jest były prezydent Donald Trump. Natomiast dotychczasowy kandydat Demokratów, urzędujący prezydent Joe Biden, wycofał się z wyścigu. Zarekomendował kandydaturę wiceprezydent Kamali Harris.
Programy dwóch głównych amerykańskich partii różni wiele. Przykładem jaskrawych różnic jest obszar polityki klimatycznej i energetycznej. Najważniejsze rozbieżności pokazuje poniższa grafika:
Kontynuacja zielonego zwrotu
Współpracowniczka Bidena nie jest jeszcze oficjalnie kandydatką Partii Demokratycznej w nadchodzących wyborach – do tego potrzebuje partyjnej nominacji. Jednak wiele wskazuje na to, że ją dostanie. Nie ogłosiła na razie programu wyborczego, ale jej dotychczasowe działania i wystąpienia pozwalają przewidywać kierunek prowadzonej przez nią polityki.
Kamala Harris dała się poznać jako zwolenniczka ochrony klimatu. Podobnie jak prezydent Joe Biden wspierała związane z tym inicjatywy, takie jak te zawarte w Inflation Reduction Act. Pakiet przepisów, który ma stymulować amerykańską gospodarkę, zawiera wiele zachęt do rozwoju zielonych technologii. Jeszcze jako senatorka wspierała Green New Deal – inicjatywę na rzecz 100 proc. czystej energii.
Czytaj też: Złudne poczucie bezpieczeństwa. Po zamachu na Trumpa Amerykanie znów dyskutują o dostępie do broni
W przemówieniu na konferencji klimatycznej COP28 podkreślała konieczność działania na rzecz ograniczenia kryzysu klimatycznego. Zapowiedziała wówczas wpłacenie przez USA 3 miliardów dolarów na fundusz wspierający kraje rozwijające się w takich działaniach.
Przed poprzednimi wyborami prezydenckimi Harris deklarowała, że będzie pracować nad przepisami zabraniającymi szczelinowania hydraulicznego. To metoda drążenia skał wykorzystywania do pozyskiwania gazu łupkowego. Niechętnie odnosiła się też do morskich odwiertów w poszukiwaniu ropy i gazu. Popierała wprowadzenie podatku od emisji dwutlenku węgla. Jeszcze wcześniej, pełniąc funkcję prokuratora generalnego Kalifornii, walczyła z zanieczyszczającymi środowisko działaniami firm paliwowych.
Ropa i gaz na pierwszym miejscu
Skrajnie odmienne poglądy ma kandydat Partii Republikańskiej. Donald Trump wielokrotnie deklarował, że “nie wierzy” w to, że zmiany klimatu są efektem działalności człowieka. Posuwał się nawet do określenia informacji o kryzysie klimatycznym mianem “mistyfikacji”. W czasie swojej prezydentury doprowadził do wycofania się USA z porozumienia paryskiego – decyzję tę odwrócił jego następca.
Jak wynika z postulatów na jego kampanijnej stronie Trump chce uczynić USA dominującym producentem energii na świecie. Chodzi jednak głównie o energię z paliw kopalnych, a konkretnie ropy i gazu. Jego zdaniem inwestowanie w zieloną energię to “oszustwo”, a jako prezydent chce doprowadzić do nowych rekordów produkcji węglowodorów. Nawiązując do odwiertów stosowanych w tym przemyśle ukuł nawet nośne hasło: “Drill, baby, drill”.
Niepotrzebnym obciążeniem są, zdaniem Trumpa, przepisy zmierzające do tego, by zwiększyć udział samochodów elektrycznych w kraju. W dokumencie “Project 2050”, który w praktyce jest programem środowiska Trumpa, postuluje się wycofanie dwóch aktów prawnych zapewniających subsydia nie tylko na zielone technologie, ale i na przykład na sieci energetyczne.
Autorzy programu chcą “uwolnienia innowacji energetycznych” w sektorze prywatnym. Narzędziem do tego ma być zaprzestanie ingerencji rządu w decyzje dotyczące energii. Zarazem jednak chcą, by administracja prezydencka skupiła się na bezpieczeństwie infrastruktury energetycznej. Tam gdzie się da, według nich to prywatny kapitał powinien finansować inwestycje.
“Project 2050” zakłada likwidację szeregu rządowych instytucji zajmujących się emisjami gazów cieplarnianych, energią odnawialną czy efektywnością energetyczną. W razie niemożliwości wykonania tego ruchu autorzy proponują zmiany kierunków działania i ograniczenie funduszy. Jedna z propozycji to odejście od standardów efektywności energetycznej urządzeń elektrycznych.
Polecamy także:
- Po próbie zamachu na Trumpa: Biden apeluje o jedność narodową
- Trump idzie po prezydenturę USA, co to oznacza dla europejskiej gospodarki? Są nowe analizy
- Donald Trump może wygrać wybory w USA. Co to oznacza dla Chin?
- USA wprowadzają cła na chińskie elektryki, Chiny odpowiadają. Jest procedura antydumpingowa