W czasach epidemii nie ma państw, które mogą czuć się zwycięsko – są jednak takie, które lepiej od innych poradziły sobie z jej zwalczaniem i po jej zakończeniu znajdą się w lepszej pozycji od innych. Takim państwem jest Korea Południowa.
Pierwszy potwierdzony przypadek koronawirusa w Korei Południowej ogłoszono 20 stycznia 2020 roku. Osobą chorą na COVID-19 okazała się być 35-letnia Chinka pochodząca z Wuhan. Infekcję u pierwszego obywatela Korei Południowej potwierdzono trzy dni później.
Jak podaje The Atlantic, od tego momentu aż do 16 lutego, Koreańczycy zanotowali zaledwie 28 kolejnych przypadków zarażenia nowym koronawirusem.
Jak rozwinęła się epidemia SARS-CoV-2 w Korei Południowej?
Jednak przebieg rozwoju epidemii uległ gwałtownemu przyspieszeniu właśnie 16 lutego – tego dnia 61-letnia kobieta, nieświadomie zarażona SARS-CoV-2, uczestniczyła w niedzielnym nabożeństwie w kościele Shincheonji w mieście Daegu.
Oprócz niej w nieklimatyzowanej świątyni znajdowało się wówczas jeszcze ok. 1 tys. osób.
Udział zarażonej Koreanki we wspólnej modlitwie w jednej sali z tak dużą liczbą osób wywołał lawinowy wzrost zachorowań. Do końca lutego liczba potwierdzonych przypadków zarażeń ulegała podwojeniu co kilka dni, a ich suma była na tyle duża, że więcej przypadków koronawirusa notowano wówczas jedynie w Chinach.
Korei Południowej nie ominął też szok związany z nagłym przyrostem zachorowań – bardzo szybko w aptekach zaczęło brakować m.in. maseczek do ochrony ust i nosa.
Jednak jeszcze szybsze od epidemii okazały się w swoich działaniach władze państwa, które podjęły błyskawiczne decyzje w celu zatrzymania dalszego wzrostu liczby zachorowań.
Na początek, rząd zobligował kościół Shincheonji do przekazania imiennej listy wszystkich osób uczęszczających do świątyni i dzięki temu zidentyfikował tysiące ludzi, którzy mogli potencjalnie ulec zarażeniu.
Wszystkie te osoby zostały odesłane na dwutygodniową kwarantannę.
Jak Koreańczycy zatrzymali epidemię? Trzy filary – inwigilacja, testowanie, izolacja
Skomplikowany system namierzania osób potencjalnie zarażonych wirusem był zresztą jednym z trzech filarów południowokoreańskiej polityki w czasie epidemii.
W stolicy kraju, Seulu, po każdej dobie, w której potwierdzano kolejne przypadki zarażeń, udostępniane były trasy przemieszczania się chorych osób.
Do opinii publicznej podawano również m.in. informacje na temat tego, czy chore osoby nosiły maseczki, z kim mogły mieć kontakt, a także czy ich dom został już zdezynfekowany. Wszystko po to, aby można było sprawdzić, czy było się bezpośrednio narażonym na kontakt z patogenem.
Kluczową kwestią dla przeciwdziałania rozprzestrzeniania się koronawirusa były także masowe testy przeprowadzane wśród obywateli.
W ciągu kilku dni po odkryciu ogniska choroby w kościele Shincheonji władze przebadały tysiące mieszkańców Daegu na obecność SARS-CoV-2.
Do 5 marca – czyli 18 dni po felernym dniu mszy w Daegu – przebadanych zostało już w sumie 145 tys. obywateli w całym kraju – więcej niż w przypadku Japonii, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch i Stanów Zjednoczonych razem wziętych.
Było to możliwe dzięki wcześniejszemu przygotowaniu ponad 600 centrów badawczych oraz zastosowaniu polityki testowania „drive-thru”, wzorowanej na restauracjach fast-food i niejako kopiowanej obecnie przez polski rząd przy okazji badań potencjalnie zarażonych górników na Górnym Śląsku.
Wreszcie, trzecim filarem obrony Koreańczyków przed wirusem była izolacja.
Zgodnie z polityką koreańskich władz osoby starsze wykazujące objawy zarażenia i osoby w cięższym stanie są natychmiast odsyłane do szpitali.
Chorzy z lekkimi objawami choroby trafiają do specjalnych izolatoriów, gdzie odbywają kwarantannę pod ciągłym nadzorem ich stanu zdrowia.
Z kolei ci pacjenci, którzy nie wykazują żadnych objawów pomimo uzyskania pozytywnego wyniku testu lub wiadomo o nich jedynie, że mieli bezpośredni kontakt z chorym, są odsyłani na domową kwarantannę. Nie oznacza to jednak, że nie są oni obserwowani – służby medyczne telefonicznie kontaktują się z nimi dwa razy dziennie.
Obowiązkowa, dwutygodniowa kwarantanna dotyczy także wszystkich osób przyjeżdżających do kraju z zagranicy.
Takie zakrojone na szeroką skalę działania przyniosły wymierne skutki. W ciągu pierwszych dwóch tygodni marca liczba nowych przypadków zachorowań notowanych każdego dnia spadła z 800 do ok. 100.
Miesiąc później – 15 kwietnia – z sukcesem udało się przeprowadzić ogólnokrajowe wybory parlamentarne, a 30 kwietnia, po raz pierwszy od początku epidemii, nie odnotowano żadnego nowego przypadku zarażenia SARS-CoV-2 od początku epidemii.
W ciągu całego miesiąca na COVID-19 zmarło w kraju w sumie 85 osób.
Mądry Koreańczyk po szkodzie
Koreańczycy nie przystąpili jednak do przygotowywania swojej strategii walki z epidemią w styczniu 2020 roku, lecz znacznie wcześniej.
Kraj dotknięty został epidemiami SARS w 2002 oraz tzw. ptasiej grypy AH1N1 w 2009 roku. Jednak prawdziwą naukę zarządzania kryzysem przyniosła Koreańczykom epidemia MERS w roku 2015.
Choroba ta rozprzestrzeniała się po kraju w niekontrolowany sposób. Pierwszy południowokoreański pacjent zarażony MERS trafił – jako przypadek specyficznego i rzadkiego zapalenia płuc – do co najmniej kilku centrów medycznych na terytorium kraju.
Zanim zidentyfikowano u niego właściwą chorobę, zdążył już zarazić, bezpośrednio lub pośrednio, znaczącą liczbę pacjentów i pracowników szpitali, w których przebywał. Głównym ogniskiem epidemii stały się zatem szpitale.
Rząd popełnił wówczas wiele błędów – sprzęt potrzebny do przeprowadzania testów był trudno dostępny, a informacje na temat placówek, w których szerzyła się choroba nie były udzielane. W efekcie, zaufanie do rządu uległo znacznemu ograniczeniu.
To właśnie po epidemii MERS podjęto decyzję o stosowaniu masowej izolacji, namierzania i testowania w celu zwiększenia skuteczności walki z epidemią. Podjęto również decyzję o zmianie metod przekazywania informacji na temat epidemii do opinii publicznej.
Od sukcesu w walce z epidemią do rozwoju potęgi gospodarczej
Teraz jednak, gdy państwo zdało test z walki z chorobą, Koreańczycy zamierzają sukces swojej polityki czasu epidemii wykorzystać także po jej ewentualnym zakończeniu.
Moon Jae-in, prezydent Korei Południowej, uważa, że jego kraj ma szansę wybić się na koronakryzysie i stać się gospodarką, która przewodzi światu.
„Zamienimy kryzysy w szansę” – powiedział Moon w trzecią rocznicę objęcia przez siebie prezydentury w kraju. „Przekujmy obecny kryzys w siłę napędową dla nowych możliwości i rozwoju”.
„Staliśmy się już krajem wiodącym na świecie w zapobieganiu epidemiom i ich kontroli” – zauważył, dodając, że reakcja Korei Południowej na kryzys „stała się światowym standardem”.
Korea chce teraz wykorzystać swoją przewagę infrastrukturalną i technologiczną w zakresie ICT.
W dobie pandemii jest szczególny popyt na rozwiązania takie jak telemedycyna czy nauczanie online.
Korea chce więc przyciągnąć inwestorów do branży high-tech tak, aby kraj stał się globalną fabryką nowoczesnych technologii oraz ukształtować (w oparciu o swój kraj) nowe łańcuchy dostaw w sektorze technologii.
Dodatkowo, chce postawić na rozwój takich sektorów, jak biotechnologia, a także przyspieszyć prace nad implementacją rozwiązań typu smart city.
Prezydent Moon zwraca jednak uwagę także na dalszą walkę z wirusem: spodziewa się drugiej fali zachorowań w sezonie jesienno-zimowym i dlatego zapowiedział, że służba epidemiologiczna zostanie rozbudowana.
Korea Południowa inwestuje także w nowe szpitale zakaźne oraz chce uruchomić narodowe centrum badań nad tego typu chorobami.
Czytaj także: