Na kongresie Impact doświadczymy mnóstwa inspirujących rozmów z ludźmi ze świata sportu czy biznesu, z których każdy mierzy się ze wzlotami i upadkami swojej kariery. O tym ze sportowcem Robertem Kubicą rozmawiał Grzegorz Nawacki podczas majowego wydarzenia Impact’22.
Zaczęło się od małego samochodziku
Robert Kubica jest kierowcą wyścigowym w Formule 1 z zespołu Alfa Romeo F1 Orlen. W wieku 6 lat pierwszy raz wsiadł do gokarta, a kiedy skończył 10, dostał licencję kartingową. W Poznaniu odbyły się pierwsze zawody, w których wziął udział (i wygrał). Gdy miał 13 lat, wyjechał do Włoch i startował w juniorskich mistrzostwach Włoch, zdobywając dwukrotnie drugie miejsce.
– Myślę, że mój ojciec specjalnie mnie tak prowadził, żebym nie wiedział, że jestem dobry. Jechałem na ten wyścig i marzyłem, żeby wejść do finału, czyli do tej topowej 34. Wykręciłem najlepszy czas na czasówce, skończyłem drugi. [W 1998 roku] wygrałem jako pierwszy cudzoziemiec w historii mistrzostwa Włoch – mówi Kubica. – To jest coś, co będę zawsze wspominał. Później się dorasta, człowiek staje się nie tylko lepszym kierowcą, ale też dorasta, ma lepsze spojrzenie na cały świat i więcej rozumie.
Sam nazywa siebie szczęściarzem, gdyż jego pasja jest równocześnie jego pracą:
– Wstaję rano i idę do pracy, ale nie idę do pracy: wstaję, by robić coś, o czym marzyłem i co robię od małego. Sport jest moim stylem życia, to ma dużo plusów. Jest tylko jeden mały minus: nic innego nie potrafię robić – mówi półżartem.
– Sport mi dużo dał, nie tylko wychował, ale też zbudował mi charakter. Motosport jest piękny, ale też bywa trudny. Jest dużo polityki, jest dużo układów, a ja się tam znalazłem sam i musiałem odnaleźć swoją ścieżkę, nauczyć się pewnych rzeczy.
Potworny wypadek i powrót do zdrowia
Niewątpliwie cień na jego karierze położyły dwa wypadki. Z pierwszego, w wyścigu Grand Prix Kanady w 2007 roku, wyszedł ze skręconą kostką, choć z samochodu pozostał wrak. Natomiast w 2011 w rajdzie Ronde di Andora doznał czterdziestu dwóch złamań prawej części ciała. Nie spodziewano się, aby kontynuował karierę.
– Ten okres był nielekki. Śmieję się, że ten najgorszy czas był łatwiejszy dla mnie niż dla moich bliskich. Wchodziłem na sale operacyjne, z których wychodziłem po dwunastu godzinach przez pierwsze dwa czy trzy tygodnie. Dla bliskich, kiedy ma się przed oczyma obraz wjeżdżającej na salę operacyjną osoby, te dwanaście godzin robi się długie.
Przyznał, że trudno było mu zaakceptować wtedy samego siebie i świadomość, że nawet najprostszych czynności będzie musiał się nauczyć od nowa. Mimo że wydawało się to proste, Robert Kubica stał się dzieckiem, które ma 26 lat i musi się wszystkiego nauczyć.
– W pewnym momencie musiałem do tego dojrzeć. Po pierwsze: zaakceptowałem samego siebie, to, jaki jestem i zaakceptowałem, że muszę znaleźć drogę, żeby robić to, co robiłem, i nie mówię tu o ściganiu, tylko na inny sposób. Powoli, z dnia na dzień zacząłem robić te same rzeczy, ale inaczej.
Z bolidu do samochodu rajdowego
Kierowca już nie pamięta, jak to było nie mieć sprawnej prawej ręki. Po siedmiu latach powrócił do Formuły 1, a w ciągu tego czasu startował w rajdowych mistrzostwach świata. Jako debiutant w rajdzie zajął pierwsze miejsce, co jeszcze w Polsce nikomu się nie udało. Porównał wyścigi Formuły 1 i rajdy:
– Mogłem dużo lepiej zrobić pewne rzeczy, ale umówmy się: jeśli bierzemy koszykarza, który ma nawyki przez kilkanaście lat i jest trenowany pod ten sport, i nagle damy go na inne boisko, to może mieć jakieś problemy.
Po wygranej w rajdowych mistrzostwach świata WRC-2 odrzucił kontrakt fabryczny złożony przez Citroena, gdyż jako priorytet potraktował siebie. Przyznaje, że dzisiaj być może postąpiłby inaczej, choć jednocześnie twierdzi, że nie ma co udawać za wszelką cenę twardziela.
Rajdy samochodowe miały być nie tylko przygotowaniem do powrotu na tor wyścigowy, ale także spełnieniem jego drugiego marzenia. Wyzwanie, które przed sobą postawił, napędzało jego pasję i samego Roberta.
– Nie chciałem być numerem w żadnej kategorii, w której startowałem. Chciałem wrócić i mieć gwarancję jeżdżenia na jak najwyższym poziomie – mówił Kubica.
Częścią sportu są też porażki, które skutkują trudnymi emocjami. Mimo że w 24-godzinnym wyścigu Le Mans był blisko zwycięstwa, przyznaje, że był jednocześnie usatysfakcjonowany i rozgoryczony.
– Kibicom polskim brakuje wyników. I ja mogę mieć większą satysfakcję z szóstego miejsca i wiem, że dałem z siebie wszystko, że mogę iść spać spokojnie, mimo że jestem wobec siebie bardzo wymagający. Jednak wyniki dają radość kibicom – mówił Robert Kubica. – Jednak jestem im szczególnie wdzięczny. Łatwo jest komuś kibicować w dobrych momentach, a oni zawsze byli ze mną w tych gorszych. Za to im bardzo dziękuję.