Wokół gospodarczych skutków polskiej transformacji ustrojowej jaka nastąpiła po 1989 roku narosło wiele mitów. Przedstawiamy, co na ich temat sądzi Stanisław Gomułka, ekonomista, wykładowca akademicki, były wiceminister finansów i doradca utworzonego w 1989 roku rządu.
MIT 1: Po 1990 roku nastąpił duży spadek płac
Pogląd, że w roku 1990 nastąpił „niesłychanie duży” spadek płac realnych, jest błędny.
W opinii Stanisława Gomułki, teza ta pomija fakt statystycznie nadmiernego wzrostu średnich płac realnych w dwóch poprzednich latach: o 13,6 proc. w 1988 roku oraz o 26 proc. w 1989 roku.
W stosunku do roku 1989 płace realne w 1990 roku spadły o 26,7 proc., ale już w stosunku do roku 1987 – tylko o 7,7 proc.
MIT 2: W początkowym okresie transformacji mocno ucierpieli emeryci i renciści
Błędny jest również pogląd, że w początkowym okresie transformacji mocno ucierpieli emeryci i renciści.
W roku 1990 co kwartał przeprowadzano rewaloryzację świadczeń emerytalnych. Rewaloryzacja w styczniu 1991 roku o prawie 31 proc. spowodowała, że relacja emerytur do płac wzrosła z 64,1 proc. średnio w roku 1990 do 75,6 proc. średnio w 1991. Był to najwyższy poziom omawianego wskaźnika w całym 30-leciu.
Jak wskazuje ekonomista, ten silny wzrost bardzo skomplikował sytuację budżetu państwa w latach 1991–1992.
MIT 3: Przede wszystkim niska inflacja
Kolejnym mitem jaki wskazuje prof. Gomułka jest teza mówiąca, że reformatorzy nadmiernie koncentrowali się na obniżaniu inflacji.
„Istotnie, plan na 1990 rok zakładał zmniejszenie stopy inflacji do poziomu poniżej 10 proc. rocznie już pod koniec tego roku, ale w rzeczywistości jej obniżanie było stopniowe, a zejście inflacji z 250 proc. w 1990 roku do wartości poniżej 10 proc. rocznie zajęło 12 lat” – wskazuje ekonomista.
MIT 4: Szalone tempo i skala prywatyzacji
Kolejny mit dotyczy prywatyzacji – powszechnie uważa się ją za zbyt szybką i przeprowadzoną z niedostateczną dbałością o interes publiczny.
Tymczasem w Polsce prywatyzacja państwowych przedsiębiorstw była wyjątkowo powolna w porównaniu z innymi europejskimi krajami realnego socjalizmu, wskazuje Gomułka.
„Reformatorzy odrzucili bowiem tzw. masową prywatyzację przeprowadzoną w krajach byłego ZSRR oraz Czechosłowacji, a rząd SLD–PSL Waldemara Pawlaka ograniczył ją poprzez narodowe fundusze inwestycyjne do nieco ponad 400 przedsiębiorstw średniej wielkości, zatrudniających w sumie około 200 tys. pracowników” – wyjaśnia ekonomista.
Pod koniec roku 1989 Rada Ministrów wydała rozporządzenie zakazujące mianowania przez rady pracownicze na członków zarządów spółek Skarbu Państwa osób, które były właścicielami firm prywatnych. To zarządzenie przecięło przepływ zysków z sektora publicznego do sektora prywatnego.
Niestety, zbyt powolna była też reprywatyzacja, po części z racji dużych kosztów dla finansów publicznych.
W Polsce dokonała się dość szybka prywatyzacja gospodarki, czyli szybki wzrost udziału sektora prywatnego w PKB – z poziomu 9,7 proc. w roku 1988 poza rolnictwem i 19,2 proc. ogółem.
Natomiast w ocenach publicystycznych i politycznych często pomija się przyczyny tego stanu rzeczy, a więc: szybki wzrost nowego rodzimego sektora prywatnego, duży napływ bezpośrednich prywatnych inwestycji zagranicznych oraz silny spadek produkcji w większości tych przedsiębiorstw państwowych i spółdzielczych, na których produkty i usługi w nowych warunkach cenowych i handlowych spadł popyt.
MIT#5: Po 1989 roku nastąpiła dezindustrializacji polskiej gospodarki
MIT#6: Przyczyną dezindustrializacji było wypychanie produkcji przemysłowej przez usługi
Gomułka wskazuje, że oba powyższe mity powstały na bazie statystycznego faktu, stanowiącego, że w okresie transformacji 1990–2018 nastąpiło znaczne zmniejszenie udziału przemysłu w tworzeniu PKB – z 25 do 22 proc.
Pierwszy mit mówi zatem o dezindustrializacji polskiej gospodarki po 1989 roku, a drugi wskazuje rzekomą przyczynę takiego stanu rzeczy, czyli wypychanie produkcji przemysłowej przez usługi.
Ekonomista zaznacza, że zwłaszcza pierwszy mit jest dość popularny wśród krytyków polskiej strategii transformacji.
A jak wyglądają w tym wypadku fakty?
Tu potrzebna nam jest garść statystyk: jeśli wartość PKB w cenach stałych w roku 1990 przyjąć za 100, to według danych GUS wartość ta w 2018 roku wynosiła 276. Natomiast produkcja sprzedana przemysłu w cenach stałych wzrosła z poziomu 100 w roku 1990 do 412 w roku 2018.
W ciągu wspomnianych 28 lat średnie tempo wzrostu PKB wynosiło 3,6 proc. rocznie (3,3 proc. w latach 1989–2018), tymczasem średnie tempo wzrostu produkcji przemysłowej wynosiło 5 proc. rocznie.
„O dezindustrializacji można mówić tylko w odniesieniu do roku 1990, kiedy nastąpił spadek produkcji przemysłowej o 24,2 proc., oraz w odniesieniu do roku 1991, ze spadkiem 8 proc.. Jednak duża część tego spadku w omawianych dwóch latach powinna była lub musiała się pojawić, ze względu na niedostosowane do popytu rynkowego produkty lub nadmiernie wysokie jednostkowe koszty produkcji” – wylicza ekonomista.
A skąd spadek udziału przemysłu w PKB przez cały okres transformacji?
Głównym powodem takiego stanu rzeczy był i jest systematycznie wolniejszy wzrost cen produktów przemysłowych niż usług. To z kolei było i jest wywołane systematycznie szybszym wzrostem wydajności pracy w przemyśle niż w usługach.
Jednak, jak zaznacza Gomułka, te różnice w tempie wzrostu wydajności pracy oraz w tempie wzrostu cen są zjawiskiem ogólnoświatowym.
Tezy pochodzą z artykułu Stanisława Gomułki zatytułowanego „Transformacja w Polsce: fakty i mity dotyczące lat 1990-2000 oraz szanse gospodarczego dogonienia USA i Niemiec po roku 2020” i opublikowanego niedawno w piśmie „Rocznik Strategiczny 2019-2020”.
Stanisław Gomułka to polski ekonomista i fizyk, doktor nauk ekonomicznych, urodzony w 1940 roku. Większość jego badań naukowych dotyczyła wzrostu gospodarczego, makroekonomii, ekonomii transformacji i porównawczych systemów ekonomicznych. Był m.in. doradcą MFW do spraw Polski, doradcą rządu Federacji Rosyjskiej, pełnił funkcję doradcy polskich ministrów finansów, był także doradcą prezesa Narodowego Banku Polskiego. W okresie styczeń-kwiecień 2008 roku pełnił w rządzie premiera Donalda Tuska funkcję wiceministra finansów. W maju 2008 został powołany na głównego ekonomistę Business Centre Club, a w 2010 prezydent Lech Kaczyński powołał go na członka Narodowej Rady Rozwoju.
Czytaj także: