Szybsze ograniczenie skupu obligacji i aż trzy podwyżki stóp procentowych w przyszłym roku, z których pierwsza nastąpiłaby zapewne w marcu – to efekty środowego posiedzenia amerykańskiej Rezerwy Federalnej.
Co kwartał członkowie Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC), który bezpośrednio podejmuje decyzje w sprawie stóp, przedstawiają swoją projekcję polityki pieniężnej wraz z najnowszą prognozą dla gospodarki i właśnie w środę ukazała się jej najnowsza edycja. Z 18-osobowego grona dwunastu członków FOMC spodziewa się aż trzech podwyżek stóp w 2022 r., pięcioro dwóch i jedna jednej. To dla rynku zaskakujący scenariusz, bo choć spodziewał się zaostrzenia polityki monetarnej przez największy bank centralny świata, to jednak nie w takim tempie.
Co więcej, według tych prognoz ścieżka wzrostu stóp będzie bardziej stroma, niż zakładali analitycy. Mediana oczekiwań członków FOMC to wzrost stopy funduszy federalnych do 0,9 proc. w 2022 r. Poprzednia, wrześniowa prognoza zakładała zwiększenie tej stopy do 0,3 proc. w przyszłym roku.
Zaostrzanie polityki pieniężnej nie zakończy się jednak w 2022 r. Podwyżki mają być prowadzone również w kolejnym roku. Mediana wskazuje, że stopa wzrosłaby do 1,6 proc., a Fed dokonałby kolejnych trzech podwyżek.
Obecnie stopa funduszy federalnych wynosi 0,1 proc.
Podwyżki stóp będą poprzedzone wycofaniem się Fed ze skupu aktywów z rynku. Rezerwa Federalna zapowiadała to już wcześniej – miała ograniczać tempo o 15 mld dolarów miesięcznie – ale teraz proces znacząco przyspieszy. Już w grudniu skup będzie mniejszy o 30 mld dolarów.
„Nie podniesiemy stóp, zanim nie skończymy skupu obligacji” – deklarował szef Fed Jerome Powell. Jak mówił, nie ma decyzji, ile miałaby trwać przerwa między końcem skupu, a pierwszą podwyżką, ale „nie należy się spodziewać, że będzie ona długa”. W ten sposób inwestorzy wyliczyli, że pierwsza podwyżkowa decyzja powinna zapaść w marcu.
Szef Fed próbował tonować nastroje, zwracał m.in. uwagę na stopniowe wycofywanie się z zakupów, by nie destabilizować rynku, ale analitycy odebrali środowe wystąpienie Rezerwy Federalnej jako jastrzębie. Czyli wskazujące, że Rezerwa zrywa z łagodnym (gołębim) kursem i obiera nowy, gdzie polityka monetarna będzie zaostrzana. Na przykład z komunikatu Fed wypadł wielokrotnie wcześniej powtarzany zwrot o tym, że inflacja jest przejściowa, a zastąpił go termin „inflacja podwyższona”.
Decyzje amerykańskiego banku centralnego to bezpośrednia odpowiedź na szybko rosnącą inflację w USA, która w listopadzie była na poziomie najwyższym od 40 lat. A ceny paliw nie rosły w takim tempie, jak obecnie, od szoku naftowego przełomy lat 70 i 80 poprzedniego wieku, wywołanego rewolucją islamską w Iranie.
Skala wzrostu cen ewidentnie zaskoczyła Fed, bo jeszcze we wrześniu członkowie FOMC spodziewali się inflacji PCE (skrót od personal consumption expenditures) w tym roku na poziomie 4,2 proc. Teraz oczekują, że używany przez nich indeks wydatków konsumentów wzrośnie aż do 5,3 proc.
Na zaostrzenie kursu w polityce pieniężnej przez Fed już w środę wieczorem polskiego czasu zareagował rynek. Dolar umocnił się względem euro i – co nie jest takie oczywiste – zaczęły rosnąć kursy akcji na amerykańskich giełdach. Inwestorzy zakładają, że szybsza normalizacja polityki monetarnej może przyciągać do USA kapitał z innych rynków.
Działania Fed są ważne dla całej światowej gospodarki. Bo to, w jakim tempie w USA rosną ceny i jaka jest tego przyczyna powoduje efekt domina: droga ropa w Stanach oznacza również drożejące paliwa w Polsce. Umocnienie dolara może zaś powodować wzrost cen importu, co z kolei może przekładać się na aktywność inwestycyjną. Dlatego inne banki centralne bacznie obserwują poczynania Fed i często go w nich naśladują.
Inflacja w USA najwyższa od 40 lat. Ceny benzyny nie rosły tak szybko od irańskiej rewolucji