Tylko od 5 do maksymalnie 11 proc. dzieci jest gotowych skorzystać z opieki psychologa w szkole. Większość nie ma do niego zaufania. Dzieciom, a zwłaszcza nastolatkom, szkoła kojarzy się z systemem opresyjnym, nieprzyjaznym – mówi dr n. med. Aleksandra Lewandowska, konsultant krajowa w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży.
Dorota Mariańska, 300Gospodarka: Jak wygląda kondycja psychiczna dzieci i młodzieży w Polsce? Mówi się o tym, że jest coraz gorsza.
Dr n. med. Aleksandra Lewandowska: Ostatni rok jest pierwszym, kiedy nie obserwujemy skokowego wzrostu zachowań samobójczych. Różnica w odniesieniu do prób samobójczych między rokiem 2023 a 2022 to niespełna 3 proc. A liczba śmierci samobójczych w grupie dzieci i młodzieży spadła o 100 [przypadków – red.]. Natomiast cały czas są to bardzo niepokojące dane.
W roku 2023 odnotowano 2139 zachowań samobójczych i 146 śmierci samobójczych. Pamiętajmy o tym, że to są mocno niedoszacowane dane. Opieramy się na liczbach opublikowanych przez Komendę Główną Policji. A to są statystyki, które odnoszą się do określonych postępowań, w które funkcjonariusze policji są włączeni.
Jak zatem mogą wyglądać pełne dane?
Światowa Organizacja Zdrowia opracowała algorytm, który pokazuje, jaką mamy realną skalę problemu. Każdą śmierć samobójczą dziecka, nastolatka należy pomnożyć przez 100 i 200. I wówczas mamy bliższą rzeczywistości liczbę prób samobójczych u niepełnoletnich osób. Więc jak weźmiemy sobie pod uwagę ostatni rok, to mówimy o przedziale 14 600 do 29 200 prób samobójczych.
Jak wypadamy w porównaniu z innymi krajami?
W skali globalnej statystyki są podobne do naszych. Szacuje się, że aktualnie co 11 minut na świecie ginie śmiercią samobójczą dziecko lub nastolatek. Światowa Organizacja Zdrowia zwraca uwagę, że aktualnie, globalnie, co 7. dziecko bądź nastolatek mierzy się z zaburzeniem psychicznym. W Polsce jest podobnie. Dane te należałoby jednak uzupełnić o grupę dzieci, nastolatków, którzy nie mają jeszcze postawionej diagnozy psychiatrycznej.
Które zaburzenia psychiczne najczęściej dotyczą polskich dzieci?
Jeśli chodzi o grupę młodszych dzieci, czyli okresy wczesnoszkolny, okres przedszkolny, to niewątpliwie dominującymi rozpoznaniami są te z kręgu zaburzeń neurorozwojowych. Czyli zaburzenia ze spektrum autyzmu, zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi, niepełnosprawność intelektualna, rozwojowe zaburzenia mowy i języka, rozwojowe zaburzenia uczenia się, rozwojowe zaburzenia koordynacji motorycznej.
Natomiast jeżeli chodzi o dzieci starsze i nastolatków, to niewątpliwie dominującymi rozpoznaniami są zaburzenia depresyjne, zaburzenia lękowe. Widzimy też narastającą częstotliwość w odniesieniu do rozpowszechnienia uzależnień. Niepokoi to, że granica wieku, w którym dzieci zaczynają eksperymentować z używkami, w którym rozpoznajemy uzależnienia, bardzo mocno nam się przesunęła.
Czy jesteśmy przygotowani na taką zmianę?
To jest problem systemowy i wyzwanie z tego względu, że mamy młodych adolescentów, którzy potrzebują leczenia w ośrodkach stacjonarnych, dla których w tej chwili nie jest przewidziana oferta ze względu na ich wiek. Bo większość oddziałów stacjonarnych czy ośrodków leczenia uzależnień ma ofertę dla młodzieży od 14. roku życia. A uzależnienia diagnozujemy obecnie nawet u 12-latków.
Kolejnym wyzwaniem jest to, że rzadko kiedy możemy mówić tylko o rozpoznaniu uzależnienia. Najczęściej mamy do czynienia z podwójną diagnozą, czyli rozpoznaniem uzależnienia czy to od alkoholu czy innych substancji psychoaktywnych, plus z diagnozą innego zaburzenia psychicznego. W Polsce ośrodki podwójnej diagnozy dla małoletnich osób można policzyć na palcach jednej ręki.
Z czego wynika to, że dzieci doświadczają kryzysu zdrowia psychicznego?
Obserwujemy kryzys w relacjach międzyludzkich, kryzys rodzicielstwa, wypalenie rodzicielskie, małą uważność na dzieci. Dzieci mówią o tym, że często czują się niewidoczne, niezauważane, niesłyszane. Mówią o bardzo dużej samotności. Do tego czas, w którym dzieci, nastolatki korzystają z technologii cyfrowej się wydłuża.
Przeczytaj także: Zajadanie emocji jest powszechne. A o profilaktyce otyłości u dzieci mówi się za mało [WIDEO]
Mi się podoba takie porównanie, które kiedyś usłyszałam podczas jednej z debat od pani doktor z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Pani doktor w odniesieniu do tych technologii stwierdziła, że to jest nasza zdobycz cywilizacyjna, która niesie ze sobą korzyści, ale trzeba z niej umieć bezpiecznie korzystać. A my, dorośli, spowodowaliśmy pewien rodzaj niebezpieczeństwa. Daliśmy narzędzie, ale bez przygotowania. Troszkę tak, jak byśmy wsadzili dziecko w dobry samochód, ale bez prawa jazdy i nagle puścili.
Co powinno niepokoić?
To nie jest tak, że problem rozwija się z dnia na dzień. On bardzo często rozwija się miesiącami. Gdzie jest ten dorosły, który tego nie zauważa? Że dziecko się wycofuje. Albo jest bardziej drażliwe. Albo zauważane są gorsze wyniki w nauce, a wcześniej nie było tego problemu. Że się pojawia jakaś nowa grupa rówieśnicza albo wręcz odwrotnie – że dziecko wycofuje się z relacji rówieśniczych.
Co można zrobić, żeby dorośli byli bardziej czujni?
Bardzo brakuje mi zakrojonej na szeroką skalę kampanii społeczno-informacyjnej. Ale takiej, do której rzetelnie się przygotujemy. Pamiętając o tym, że inna forma komunikatu powinna być skierowana do dziecka, inna do nastolatka, inna do rodzica lat dwadzieścia kilka, inna do rodzica lat 40-kilka, inna do babci i dziadka.
Mamy potężne narzędzia i możemy je wykorzystać w odniesieniu do technologii cyfrowych, żeby promować zdrowie psychiczne. Ale też, żeby zapobiegać stygmatyzacji, bo pomimo że mamy XXI wiek ona jest obecna, częściej w małych miejscowościach. Zaburzenia psychiczne to nadal temat, o którym lepiej nie mówić, nie przyznawać się.
A co z psychologiem w każdej szkole? Jego obecność pomoże?
Psycholog w każdej szkole nie rozwiąże problemu, jeżeli nie podejdziemy do tego w sposób odpowiedzialny, z zaangażowaniem wszystkich resortów. Powinna być też współpraca między specjalistami z systemu ochrony zdrowia i pozostałymi specjalistami, ze szkołą. Tego nam nadal brakuje. To obszar deficytowy, który mam nadzieję, że w kolejnych etapach prac, które są planowane, zostanie uwzględniony.
Co konkretnie jest nie tak?
Systemy się nie widzą. Zdrowie ma swój pomysł, rodzina, praca, polityka społeczna swój, Ministerstwo Sprawiedliwości swój. Nikt ze sobą nie rozmawiał. Każdy stworzył coś swojego i teraz mamy taką sytuację, że nie widzą się te resorty. Dublują się i bardzo często powielają swoje zadania. A to powoduje dalsze konsekwencje. Nie dość, że dziecko jest narażone na kolejny niepotrzebny stres, to proces diagnozy się wydłuża i staje się mniej efektywny.
Innym problemem jest to, że nie ma uporządkowanej ścieżki opieki nad dzieckiem. Rodzice chodzą od specjalisty do specjalisty.
Przychodzi do nas dziecko do diagnozy. Nie wiemy nic, co było robione, bo rodzice czasami z różnych względów nie chcą pokazywać zaświadczeń, opinii. A my specjaliści doskonale wiemy, że pewnych badań w określonych odstępach czasu nie można powtarzać. Na szczęście dzieci są bardzo szczere i często mówią do psychologa: „a ja już robiłem ten test”. Okazuje się, że dokładnie to samo badanie było wykonywane w poradni psychologiczno-pedagogicznej.
Bywa też tak, że rodzina przychodzi do nas, do poradni, na terapię rodzinną i jednocześnie chodzi na terapię rodzinną w ramach pomocy zapewnionej przez powiatowe centrum pomocy rodzinie. Nikt o sobie nie wie.
A dlaczego rodzice o tym nie mówią?
Bo np. nie akceptują danej opinii. Bo uważają, że w tej poradni diagnoza będzie wykonana lepiej. Bo mają takie wyobrażenie, że jak chodzimy tu i tu, to pomoc będzie jeszcze lepsza. Na szczęście takie sytuacje wychodzą najczęściej na jaw. Ale to komplikuje możliwość skorzystania z pomocy przez inną rodzinę czy przez inne dziecko.
Jednak to przecież nie tylko rodzice odpowiadają za ten bałagan. To wina systemu.
W 2022 r. została powołana do życia ustawa o wspieraniu, resocjalizacji nieletnich, która zastąpiła prawie 40-letnią ustawę o postępowaniu wobec nieletnich. Jednak ze wsparciem ta ustawa nie ma nic wspólnego. Jest tam cały obszar dedykowany kierowaniu dzieci i nastolatków do zakładów leczniczych. Oczywiście wszystko związane jest z postanowieniem sądu.
Te dzieci bardzo często są bezpodstawnie kierowane, bo brakuje współpracy i wiedzy. To są dzieci, które nie dostały odpowiedniego wsparcia. To dzieci, które „wędrują”: pogotowie opiekuńcze, dom dziecka, rodzina zastępcza, dom dziecka, młodzieżowy ośrodek socjoterapii, młodzieżowy ośrodek wychowawczy i kolejny etap, czyli np. oddział psychiatryczny w ramach środka leczniczego.
To jest łamanie praw dzieci.
One nie mają głosu. Dorośli znowu decydują. Proszę zobaczyć, jakie to jest okrutne. Dziecko, które potrzebuje pomocy, ze względu na to, że np. doświadczyło traumy i ma zaburzenia więzi, jest karane. Jemu zabiera się wolność. To ono jest przerzucane z jednego do drugiego miejsca. Tak ma wyglądać pomoc dziecku? Trudno mi zrozumieć, a pracuję prawie dwie dekady w tym zawodzie, jak to możliwe, że nadal to się dzieje.
Jak rozumiem, mówimy tu przede wszystkim o dzieciach, które znajdują się w pieczy zastępczej.
Najczęściej to są dzieci, które przebywają w różnych formach pieczy zastępczej. I kiedy postanowieniem sądu dziecko jest kierowane do do oddziału oddalonego o 150 km, 200 od miejsca zamieszkania, to jak można pracować z jego rodziną zastępczą, domem dziecka?
W efekcie mamy taką sytuację, że dziecko dostosowuje się do warunków szpitala, zachowuje się stabilnie, ale po wypisaniu z oddziału trafia ponownie do miejsca, w którym się niewiele zadziało. Wracają problemy. I potem znowu jest wniosek do sądu, że po wypisie ze szpitala wróciły problemy. I bardzo często sąd ponownie kieruje to dziecko czy tego nastolatka do zakładu leczniczego. To nie ma nic wspólnego z pomocą. To jest ponowna traumatyzacja.
A co się powinno zadziać w miejscu zamieszkania?
Powinna być reakcja ze strony dorosłych w sytuacji, kiedy zauważa się pierwsze niepokojące symptomy u dziecka, np. pojawiają się trudności szkolne, w tym odmowa chodzenia do szkoły, lub problemy w relacjach rówieśniczych. I w pierwszej kolejności wymagana jest diagnoza, przede wszystkim funkcjonalna, która może już być realizowana na etapie szkoły czy przedszkola. I w zależności od wyników to dziecko powinno być objęte odpowiednim wsparciem czy to w ramach pomocy udzielanej na terenie szkoły, w poradni psychologiczno-pedagogicznej lub w ramach poradni związanych z ochrona zdrowia psychicznego.
Czy Pani zdaniem w Polsce brakuje psychologów, psychiatrów i psychoterapeutów dziecięcych?
Jeżeli byłyby profilaktyka, zmiany na poziomie ustaw, czyli opracowana i wdrożona ścieżka pacjenta, współdziałanie ze sobą, to problemu z liczbą psychologów byśmy nie mieli. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, bo sama kieruję oddziałem stacjonarnym, pracuję w lecznictwie ambulatoryjnym oraz opiece środowiskowej.
Gdyby dzieci otrzymywały pomoc znacznie wcześniej, gdyby symptomy były zauważane wcześniej, to nie musiałyby potrzebować opieki w ramach oddziału stacjonarnego. Ale tak się nie dzieje, i dlatego mamy poczucie, że tych specjalistów brakuje.
Polecamy również: Trzeba zająć się późnym macierzyństwem. Czasy, kiedy 24-latki rodziły dzieci, już nie wrócą [WIDEO]
W rzeczywistości jest tak, że ich przybywa, ale bez tego, o czym rozmawiamy, bez uregulowania tych wszystkich sieci, sama liczba specjalistów niczego nie zmieni.
Wyraźnie pokazały ostatnie lata, że zmiana, która nastąpiła w obszarze psychiatrii dzieci i młodzieży, to zmiana diametralna. To zmiana kolosalna, dlatego, że w każdym powiecie mamy ośrodki środowiskowej opieki psychologiczno-psychoterapeutycznej. Aktualnie w skali kraju jest ich 474. Z roku na rok lekarzy rozpoczynających szkolenie specjalizacyjne z psychiatrii dzieci i młodzieży jest więcej o około 60. Ale jeszcze raz podkreślam: zmiany w jednym tylko resorcie nie przyniosą pełnego efektu, jeżeli równolegle nie będą prowadzone zmiany w innych resortach.
Czy gdyby w każdej szkole był psycholog, uczniowie zwracali by się o pomoc? Wydaje mi się, że nie koniecznie.
Tylko od 5 do maksymalnie 11 proc. dzieci, nastolatków jest gotowych skorzystać z opieki psychologa w szkole. Większość nie ma do niego zaufania. Dzieciom, a zwłaszcza nastolatkom, szkoła kojarzy się z systemem opresyjnym, nieprzyjaznym. A psycholog szkolny jest w tym systemie. Dzieciaki uważają, że psycholog nie dochowa tajemnicy, że przekaże coś pani dyrektor albo nauczycielowi.
Niestety czasami takie rzeczy się dzieją, więc dzieciaki nie opierają swoich obaw na jakiejś fikcji. Zdarzają się takie sytuacje, bo nie ma opracowanych standardów dla psychologów szkolnych czy pedagogów szkolnych dotyczących ich pracy, kompetencji, zadań.
Do tego psycholog czy pedagog szkolny ma dużo zadań związanych z biurokracją, dokumentacją. A to nie ma nic wspólnego z realnym wsparciem. Psychologowie i pedagodzy biorą też zastępstwa, kiedy nie ma nauczyciela. To obszar, który wymaga wnikliwego pochylenia.
Ile w Polsce wydaje się na psychiatrię dziecięcą i młodzieżową?
Na przestrzeni ostatnich kilku lat, czyli w ostatnich 4 latach, wydatki na psychiatrię dziecięcą i młodzieżową wzrosły w sposób imponujący. W 2019 r. jako środowisko walczyliśmy, żeby nakłady na psychiatrię dziecięcą i młodzieżową wzrosły o 100 proc. A mamy taką sytuację, że one wzrosły o ponad 300 proc. Czyli ponad 1 mld zł jest wydawany z budżetu na psychiatrię dzieci i młodzieży.
Tylko zwiększanie nakładów finansowych, bez tych wszystkich obszarów o których rozmawialiśmy, niczego nie zmieni.
Czyli w aspekcie finansowym potrzeby są zaspokojone?
Nie można tak powiedzieć, bo mamy inflację, rosnące potrzeby, wydatki. W niektórych obszarach wycena świadczeń powinna wzrosnąć. Analitycy oszacowali, że do tej kwoty, którą mamy, trzeba by było doliczyć, w zależności od świadczeń, od 15 do 25 proc. To nie jest jakaś duża skala. Tym bardziej, że mamy deklarację rządu, że są nakłady finansowe na psychiatrię dzieci i młodzieży.
Są też takie świadczenia, których nie widzi jeszcze koszyk świadczeń gwarantowanych. A te są nam potrzebne, bo medycyna cały czas się rozwija. Również psychiatria. Do koszyka świadczeń gwarantowanych chcemy włączyć np. nowe techniki związane z neuromodulacją ośrodkowego układu czy TMS, czyli przezczaszkową stymulacją magnetyczną, która nadal w Polsce jest usługą komercyjną.
Dziękuję za rozmowę.
To też może Cię zainteresować:
- Albo dzieci, albo własna firma. Mężczyźni w Polsce nie biorą urlopów rodzicielskich, bo są na JDG
- Dlaczego dzieci się śmieją? Nie zawsze dlatego, że są szczęśliwe
- Aktywność fizyczna nastolatków, a zdrowie psychiczne. Jest nowy raport
- Brak mieszkania to nie tylko problem ekonomiczny. Ucierpieć może też zdrowie psychiczne