Ozusowanie umów śmieciowych coraz bliżej. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej pracuje nad przepisami, dzięki którym od wszystkich umów zleceń i umów o dzieło trzeba będzie płacić ZUS. Przedsiębiorcy już podnoszą alarm: ich zdaniem to oznacza niższe płace, albo wyższe ceny.
Reforma, którą zamierza przeprowadzić rząd, ma wejść w życie 1 stycznia 2025 r. i być realizacją jednego z punktów Krajowego Programu Reform dotyczącego ograniczenia segmentacji rynku pracy.
– W ministerstwie trwają pracę analityczne i ustalenia w celu przygotowania projektu ustawy, wdrażającej reformę A4.7 (zapisaną w KPO). Celem jest ograniczenie segmentacji rynku pracy poprzez zwiększenie ochrony socjalnej osób wykonujących pracę na podstawie umów cywilnoprawnych. Przeciwdziałanie segmentacji rynku pracy, to przeciwdziałanie „uśmieciowieniu” – przekazał resort rodziny, pracy i polityki społecznej.
Zobacz również: Obniżka składki zdrowotnej dla JDG? Polski na to nie stać i ten wykres pokazuje dlaczego
Z ozusowania mają być wyłączone jedynie umowy zlecenia zawierane z uczniami szkół średnich i studentami do 26. roku życia.
Jak zapewnia Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, ustawa zostanie skierowana do szerokich konsultacji społecznych: – Chcemy aby pracodawcy, zleceniodawcy, zleceniobiorcy – wszystkie zainteresowane strony mogły się spokojnie do tej zmiany przygotować.
Jak to wygląda obecnie? Osoba, która zawiera umowę o dzieło, nie podlega ubezpieczeniom społecznym, ubezpieczeniu zdrowotnemu ani składkom na fundusze pozaubezpieczeniowe, czyli na Fundusz Pracy i Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Natomiast pierwsza umowa zlecenia, o ile osiągane jest minimalne wynagrodzenie, jest przedmiotem obowiązkowego ubezpieczenia emerytalno-rentowego.
Zyskają pracownicy, ale w dłuższej perspektywie
Jakie skutki przyniesie ozusowanie śmieciówek? Zdaniem Karola Madonia z Instytutu Badań Strukturalnych, taki krok oznacza, oddalone w czasie, ale jednak korzyści dla pracowników.
– Składki na ubezpieczenie społeczne nie powinny zależeć od formy zatrudnienia, bo przecież ryzyko choroby, urazu czy fakt przyszłego przejścia na emeryturę od niej nie zależy. Zbyt często wykorzystuje się obecny stan prawny do optymalizacji podatkowej, np. przez unikanie składki emerytalnej. Chociaż może być to atrakcyjne krótkookresowo ze względu na większe wynagrodzenie „do ręki”, to niekoniecznie jest korzystne dla pracownika w dłuższym horyzoncie czasowym, bo wiąże się z niższą emeryturą w przyszłości – tłumaczy Karol Madoń.
Stracą i pracownicy i pracodawcy
Innego zdania są natomiast przedstawiciele pracodawców, którzy wskazują, że stracą zarówno zatrudniający, jak i zatrudnieni.
– Zaproponowane rozwiązanie może przynieść więcej negatywnych skutków niż korzyści. Zmniejszy i tak zbyt małą podaż pracy. Pogorszy sytuację osób najbardziej aktywnych, którzy korzystają z możliwości wykonywania dodatkowych, często drobnych zleceń. Pogorszy również sytuację osób dorabiających w ramach sprawowania opieki nad dziećmi (np. okres urlopu rodzicielskiego czy wychowawczego). Ponadto może doprowadzić do wzrostu umów nierejestrowanych – ostrzega Robert Lisicki, dyrektor departamentu pracy Konfederacji Lewiatan.
W ocenie Konfederacji Lewiatan to nie jest dobry moment na rozwiązania generujące dodatkowe koszty dla firm, przy i tak szybko rosnących kosztach działalności przedsiębiorców.
Chcesz być na bieżąco? Subskrybuj 300Sekund, nasz codzienny newsletter!
Podobne stanowisko ma Business Centre Club.
– W ocenie BCC należałoby zacząć rozmawiać o rosnących w bardzo szybkim tempie kosztach pracy. Wiele małych i średnich przedsiębiorstw jest w trudnej sytuacji finansowej. Koszty pracy w ostatnim okresie w Polsce wzrosły w tempie szybszym niż średnia europejska i propozycja omawianych zmian wydaje się nie dostrzegać tego problemu – mówi 300Gospodarce Joanna Torbé-Jacko, ekspertka BCC ds. prawa pracy i ubezpieczeń społecznych.
Według Joanny Torbé-Jacko oskładkowanie umów o dzieło i wszystkich umów zlecenia może mieć dwa skutki – albo dołoży do tego firma (w przypadku umów zleceń będzie to wzrost o około 40 proc.), albo zleceniobiorca dostanie mniejsze wynagrodzenie „na rękę” (o około 30 proc.).
Koszty można rozłożyć
Z powyższą diagnozą zgadzają się eksperci firmy audytorskiej Grant Thornton.
Widzą oni jednak rozwiązanie „kompromisowe”. Polega ono na tym, że przy zachowanej kwocie brutto zwiększy się koszt zleceniodawcy i jednocześnie zmniejszy wysokość, którą wykonujący zlecenie otrzyma „na rękę”. Grant Thornton podaje przykłady wyliczeń. Przy umowie 5000 zł osoba fizyczna dostanie 558 zł mniej, a jednocześnie firma poniesie koszt o 896 zł wyższy. Analogicznie przy umowie rzędu 2000 zł osoba fizyczna dostanie 223 zł mniej, a jednocześnie firma poniesie koszt o 410 zł wyższy.
– Gdyby firma zdecydowała się zwiększyć kwotę wynagrodzenia w taki sposób, aby kwota „na rękę” zleceniobiorcy pozostała taka sama – musi ponieść koszt o prawie 40 proc. wyższy – ocenia Grant Thornton.
Eksperci przygotowali wyliczenia z uwzględnieniem wysokości składek obowiązujących aktualnie dla pierwszej umowy zlecenia oraz przy założeniu składki wypadkowej na poziomie 1,67 proc.
Masowe podwyżki cen
Według Grant Thornton przedsiębiorcy już teraz są pod silną presją kosztową i dla utrzymania rentowności chcą te wysokie koszty działalności przerzucać na klientów. Aktualnie, jak ustalili analitycy, już 65 proc. średnich i dużych firm w Polsce zapowiada podwyżki cen w 2024 roku.
Dlaczego? Z kilku powodów. Trwająca od ponad dwóch lat wojna w Ukrainie i kryzys energetyczny podnoszą ceny energii oraz transportu, a to oznacza, że koszty produkcji dóbr oraz realizacji usług znacząco rosną. Poza tym w warunkach wysokiej inflacji i niskiego bezrobocia rośnie presja ze strony pracowników na podwyżki płac.
Czy zatem należałoby całkowicie zrezygnować ze skracania tygodnia pracy? Niekoniecznie.
– Ze względu na to, że w Polsce panuje obecnie „rynek pracownika”, co umożliwia zwiększenie nacisków na pracodawców na wprowadzenie krótszego czasu pracy – lepszym rozwiązaniem niż ustawowy nakaz byłoby stopniowe skracanie tygodniowego czasu pracy w zależności od negocjowanych porozumień pomiędzy pracodawcami i reprezentacją pracowniczą w firmach lub na skutek porozumień branżowych – proponuje Witold Michałek, wiceprezes BCC.
To też może Cię zaintersować:
- Dobra praca szczęścia nie daje. Satysfakcja z tego co robimy nie musi oznaczać zadowolenia z życia
- Młodzi chcą łączyć naukę z pracą. Ale jeszcze częściej marzą o własnym biznesie
- Praca w biurze? Tak, ale najpierw duża podwyżka. Polacy nie chcą już pracować stacjonarnie
- Praca w zawodzie nie zdarza się często. Brak ofert to tylko jeden z powodów
To oznacza wyższe emerytury…
To powinno być już dawno zrobione
O potrzebie rozwiązania problemu tzw. śmieciówek mówi się już od lat. Szkoda, że od 1992 roku (ponad 30 lat!!!) kolejne rządy nie zauważają tego co dzieje się w mediach. Większość dziennikarzy „zatrudniana” jest na umowy cywilno-prawne (głównie umowa o dzieło). Jestem tego żywym przykładem. Przez 28 lat byłem „współpracownikiem” TVP Katowice na umowach o dzieło a wykonywałem codziennie swoją pracę w redakcji informacyjnej „Aktualności”, tak jak pracownik etatowy. Z tego emerytury nie będzie.