We wczorajszej pierwszej debacie kandydatów na prezydenta Stanów Zjednoczonych kryzys klimatyczny stał się przedmiotem starcia reprezentanta Demokratów Joe Bidena oraz obecnego prezydenta USA Donalda Trumpa.
Stanowiska kandydatów w odniesieniu do klimatu znacząco się różnią. Podczas gdy Biden nazywa kryzys klimatycznym “zagrożeniem egzystencjalnym”, Trump wielokrotnie określał mianem oszustwa tezy o antropogenicznym pochodzeniu globalnego ocieplenia.
We wtorkowej debacie, pierwszej w tej kampanii, temat zmian klimatu wypływał kilkakrotnie i rozpalał silne emocje. Moderator wtorkowej dyskusji Chris Wallace zapytał obecnego prezydenta Donalda Trumpa, czy jego zdaniem emitowane przez ludzi gazy cieplarniane przyczyniają się do ogrzewania planety.
Donald Trump zasłynął wypowiedziami negującymi antropogeniczne źródła globalnego ocieplenia. Na przykład w Davos nazwał naukowców klimatycznych “naiwnymi wróżbitami”, a innym razem stwierdził, że wkrótce planeta może zacząć się ochładzać i nauka nic o tym nie wie. Przy tej okazji Biden nazwał prezydenta USA „klimatycznym podpalaczem”.
Teraz, gdy w tle kampanii Kalifornię trawią ogromne pożary, które świat nauki wiąże z kryzysem klimatycznym, opinia prezydenta zbliżyła się odrobinę do naukowego konsensusu na temat źródeł zmian klimatu.
“Myślę, że wiele rzeczy się do tego przyczynia, ale do pewnego stopnia także to” – odpowiedział Trump.
Klimatyczny plan Bidena
Tymczasem kandydat Demokratów Joe Biden potwierdzonym naukowo faktom na temat kryzysu klimatycznego nie tylko nie zaprzecza. Chce także, by “każda polityka była zarazem polityką klimatyczną” – jak stwierdza The Wall Street Journal.
Jego plany dla Ameryki mają wpłynąć zarówno na biznes, jak i konsumentów. Chodzi nie tylko o popularyzację samochodów elektrycznych i zielonego transportu publicznego. W jego projektach jest polityka klimatyczna w centrum polityki wewnętrznej i dyplomacji czy elektrownie nieemitujące gazów cieplarnianych.
Kandydat na prezydenta chce, by USA korzystały w 100 procentach z czystej energii do 2035 roku. Pragnie także, by gospodarka Stanów osiągnęła zeroemisyjność do 2050 roku. Podkreśla, że nowe polityki energetyczne stworzą wiele nowych miejsc pracy.
Za ramę dla polityki USA chce uznać Green New Deal, zestaw polityk proponowanych przez progresywnych polityków, by walczyć ze zmianami klimatu. Koszty wg Bidena? Około dwóch bilionów dolarów.
„To nie są 2 miliardy lub 20 miliardów dolarów… to 100 bilionów dolarów” – powiedział podczas wczorajszej debaty Trump, nazywając ten pomysł „najgłupszym” – informuje The Hill. Istnieją szacunki American Action Forum, prowadzonego przez byłego dyrektora Biura Budżetowego Kongresu, wskazujące, że koszty Nowego Zielonego Ładu będą wyższe.
“Będzie kosztował od 51 bilionów do 93 bilionów dolarów w ciągu 10 lat” – informuje The HIll.
Trump po stronie gospodarki, nie klimatu
Administracja Trumpa jak dotąd zdecydowanie stawiała na coś przeciwnego niż transformacja ekologiczna Stanów Zjednoczonych. Celem jego polityki miało być przede wszystkim nadawanie rozpędu gospodarce i wsparcie dla biznesu.
W związku z tym prezydent nie tylko zasłynął odwracaniem prośrodowiskowych regulacji stworzonych za czasów Obamy czy planem wycofania USA z Porozumienia paryskiego, ale też na przykład decyzją o wierceniu w Arktyce w poszukiwaniu kopalin.
Do tych działań Trumpa nawiązał w debacie Biden. Krytykował posunięcia administracji prezydenta, które cofają przepisy dotyczące emisji metanu i osłabiają standardy zużycia paliwa. Według Trumpa cofnięcie tych regulacji sprawiło, że samochody są tańsze i bezpieczniejsze.
Biden odniósł się też do proponowanej przez obecnego prezydenta strategii walki z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi, takimi jak huragany. Prezydent miał powiedzieć, że będzie z nimi walczył przy pomocy broni atomowej. Trump jednak zaprzeczył, że kiedykolwiek zaproponował coś takiego.
Wybory w USA odbędą się 3 listopada, a ich wynik w istotny sposób wpłynie na przyszłą politykę klimatyczną w Stanach Zjednoczonych. Zdaniem niektórych wynik tych wyborów będzie decydujący nie tylko dla Amerykanów, ale całej ludzkości mającej stawić czoła kryzysowi klimatycznemu.
Czemu? Jeśli Stany Zjednoczone – drugi największy emitent gazów cieplarnianych na świecie – pozostaną pod przywództwem Trumpa, to dzień po wyborach zamierzają wystąpić z Porozumienia paryskiego, umowy zobowiązującej państwa do redukcji emisji gazów cieplarnianych.