Polska musi przejść przez transformację energetyczną i chce unowocześnić armię. Dla Korei to szansa, aby na naszym rynku zdobyć zdobyć europejskie przyczółki – ocenia dr Joanna Beczkowska z Ośrodka Spraw Azjatyckich Uniwersytetu Łódzkiego.
Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: Po kilku latach ciszy znów się stało głośno o planach współpracy Polski i Korei Południowej. I to od razu w dwóch dużych i istotnych sektorach – w zbrojeniówce i energetyce. Co Korea ma takiego, czego nie mają inne kraje, a co nas powinno zainteresować? Ale także co ma Polska istotnego dla Korei, co powoduje, że ten azjatycki tygrys szuka tu sobie znów miejsca?
Dr Joanna Beczkowska: Ogromną zaletą całego Europy Środkowej, która jest podkreślana we wszystkich różnych koreańskich raportach biznesowych i analitycznych, jest to, że wiele krajów z regionu jest już częścią Unii Europejskiej. Polska, ale także inne kraje Grupy Wyszehradzkiej, mają być furtką do działalności w Europie. Format Grupy bardzo im pasuje do nawiązywania relacji regionalnych. Liczą na to, że współpraca z jednym państwem może przynieść współpracę z kolejnymi państwami.
Prezesi firm koreańskich podkreślają jak bardzo ważny jest europejski rynek, zaistnienie w Europie. Już udało im się zbudować pozycję w Azji, coraz więcej kontraktów jest podpisywanych z Bliskim Wschodem no i oczywiście rozwija się współpraca ze Stanami Zjednoczonymi, a Europa przeszła obok. Więc teraz Korea się bardzo mocno skupia na Europie.
Polska ma zaś swoje przewagi wśród innych krajów. Jesteśmy największym państwem, a więc mamy największy rynek pracy, mamy dostęp do morza, mamy duże potrzeby w obszarach, w których Korea ma ambicje stawać się liderem rynku i konkurować z zachodnimi dostawcami technologii – Polska musi przejść przez transformację energetyczną i chce unowocześnić armię. Dla Korei to szansa, aby na naszym rynku zdobyć europejskie doświadczenie, wykazać się, zaistnieć z koreańską marką w świadomości Europejczyków, przejść przez unijne procedury a później zaistnieć także w Europie Zachodniej. Na początek łatwiej jest wejść tam, gdzie jeszcze nie ma dużej konkurencji.
To podobny model do tego, który przez ostatnie lata w Europie Środkowej próbowały promować Chiny, czyli formuła 16+1. Wszystko wskazuje na to, że ta formuła jest bliska rozsypania się. Już wypisały się z niej kraje bałtyckie, następne to zapowiadają. Czym się zatem różni pomysł Korei od chińskiego?
Można powiedzieć, że Korea chce zająć chińskie miejsce w Europie. Korea korzysta z Grupy Wyszehradzkiej, by przedstawić swoje możliwości, swoja ofertę, liczy na to, że uda się w przyszłości między Polską, Czechami, Węgrami stworzyć system do współpracy przy projektach w konkretnych branżach. Ale jednak stawia na relacje bilateralne. Z każdym państwem współpracuje oddzielnie.
Najważniejszym atutem koreańskim jest marka. Korea stawia na wizerunek państwa wysoko rozwiniętego, z rozwiniętym przemysłem high-tech, promuje kraj-markę, która ma być nowoczesna, bezpieczna, niezawodna i dostępna. Japońska jest dobra, ale droga, chińska technologia jest tania, ale zawodna. Koreańska ma być w Europie wszystkim tym czego nie dają dwa pozostałe azjatyckie tygrysy.
Oni by chcieli żeby przeciętny Europejczyk myśląc o technologiach z Azji automatycznie myślał: Korea. Dlatego tak im zależy żeby wygrać kilka przetargów. To będzie komunikat dla całego świata: mamy już nie tylko Azję Południową czy Bliski Wschód, ale mamy także nowoczesną Europę, Zachód.
Dlaczego teraz?
Na to wpływ miały głównie czynniki globalne. Zmiany klimatyczne wymusiły konieczność zmian źródeł energii. Politykę unijną, która dąży do eliminacji paliw kopalnych i zminimalizowania emisji, wszystkie te unijne dyrektywy, które do tego dążą są dla Korei czynnikiem zachęcającym, a nawet prowokującym działania.
Kolejnym czynnikiem, który znacznie zintensyfikował działania Korei, jest oczywiście wojna w Ukrainie. Wojna, problemy z ropą, gazem, węglem i uzbrojeniem przyspieszyły zapadanie decyzji w energetyce i obronności, także w Polsce. Koreańczycy też dostrzegli, że to jest ten moment – moment, kiedy trzeba podwoić albo potroić swoje działania dyplomatyczne, przede wszystkim w Polsce i Czechach, żeby wygrać organizowane przetargi czy zaangażować się w planowanie projektów energetycznych. Z punktu widzenia inwestorów z Korei wojna nie tylko odcięła tradycyjne zasoby energetyczne z Rosji, ale też w tym samym czasie wyeliminowała z terenu Europy jej konkurentów – Rosję w dziedzinie energetyki i Chiny – na przykład w sektorze baterii do aut elektrycznych, bo już nie patrzymy na ten kraj tak przychylnie, jak kiedyś.
W grze o energetykę atomową w Polsce pozostają Francja i Stany Zjednoczone, przy czym opcja wyboru Stanów Zjednoczonych do inwestycji w Polsce dla Korei też nie jest taka zła, bo daje możliwość współpracy trójstronnej.
A w przypadku, gdyby głównym inwestorem została Francja już nie?
Gdyby to Stany Zjednoczone miały budować reaktor w Polsce jest bardzo prawdopodobne, że w jakiejś części podwykonawcą byłyby właśnie firmy z Korei, na przykład dostarczałyby podzespoły albo paliwo jądrowe. Reaktory AP1000, które budują USA są zgodne z koreańską technologią. A ponieważ Stany Zjednoczone są najważniejszym sojusznikiem Korei i są najważniejszym sojusznikiem Polski to logiczna wydaje się taka właśnie współpraca trójstronna.
Korea w ogóle patrzy na współpracę biznesową przez pryzmat współpracy dyplomatycznej. Każda inwestycja jest dla nich etapem zacieśniania strategicznego partnerstwa. Nie ma między nami współpracy politycznej, Korea leży daleko od Polski, daleko od naszego regionu i jego spraw, więc wspólne biznesy traktuje jak budowanie relacji.
Jakie osiągnięcia ma Korea w energetyce jądrowej? To są doświadczenia głównie z własnego kraju czy ich technologie trafiły też na eksport?
Korea jest dość popularnym dostawcą w Azji, jest bardzo zadowolona z kontraktów na Bliskim Wschodzie – firmy z Korei wybudowały elektrownię jądrową w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Oczywiście, na własnym rynku Korea ma ogromne doświadczenia w dziedzinie energetyki atomowej. Aż 26 proc. całkowitej produkcji energii elektrycznej w kraju pokrywają reaktory. Korea ma największe na świecie zagęszczenie reaktorów jądrowych, już w 2015 roku była jednym z największych na świecie producentów energii jądrowej.
Zresztą, Korea także rozpoczyna nowy etap w tej branży. Politycznie ten sektor przez kilka lat nie był wspierany, prezydent Moon Jae-in urzędujący od 2017 roku do maja tego roku promował politykę wycofania się z atomu – nie budowano nowych reaktorów, wyciszano niektóre, stopniowo zamykano starsze elektrownie.
Ta decyzja była związana z katastrofą nuklearną w Fukushimie w Japonii, która oczywiście ze względu na bliskość obu krajów bardzo mocno odbiła się na Korei. Ale miały na nią wpływ także sygnały płynące z Europy – tak jak mówiłam, Korea na Europę patrzy bardzo uważnie, a Niemcy podjęły przecież kilka lat temu decyzję o rezygnacji z atomu.
Taka polityka nie spodobała się jednak Koreańczykom. Nowy prezydent, Yoon Suk-yeol, urzędujący od maja 2022 r., zarządził więc od razu powrót do rozwijania atomu. Zapowiedział wzmożenie rozwoju tej dziedziny w kraju i za granicą.
6 lat przerwy w rozwoju technologii to szmat czasu. Jaki produkt otrzymalibyśmy więc dziś w Polsce decydując się na ofertę jądrową Korei?
Paradoksalnie, nawet w czasie obowiązywania polityki odchodzenia od energetyki atomowej, Korea nie przestała rozwijać tej technologii. Firmy, które wcześniej skupiały się na krajowym rynku przeniosły uwagę na rynki zagraniczne. Wówczas również stworzono Koreański Instytut Badań Energii Atomowej, który jest placówką testową, gdzie testuje się reaktory na dużą skalę. Jednocześnie ten ośrodek służy demonstrowaniu światu możliwości koreańskich rozwiązań. Zapraszani są tam przedstawiciele różnych państw, mogą na własne oczy zobaczyć, co Korea ma do zaoferowania i udowodnić, że jest to światowy standard. Dzięki temu, że prace nad tymi technologiami cały czas postępowały, Korea obecnie jest bardzo pewna siebie. Ich technologia cieszy się bardzo dużą niezawodnością. Wygranie przetargu w Europie byłoby dla nich ostatecznym potwierdzeniem koreańskiej marki.
Ważne jest, myślę, także to, że Korea naprawdę chce budować długoterminowe relacje, a więc nie zależy jej tylko na tym, żeby sprzedać towar – reaktor, czołgi czy cokolwiek innego. Razem z produktem sprzedaje też technologię, dostarcza wsparcie, ludzi, którzy będą przy tym pracować. W Korei Południowej przy największych elektrowniach od razu powstają uniwersytety, które kształcą kadrę do obsługi danego obiektu i prowadzą badania nad technologią. Tak chcieliby to też realizować w Polsce.
Nową dziedziną, w której wszyscy stawiają dopiero pierwsze kroki, a którą już bardzo aktywnie promuje Korea są technologie wodorowe. Czy oni mają więcej niż reszta, czy po prostu z wyprzedzeniem próbują dotrzeć do świadomości europejskich decydentów?
Koreańczycy wiedzą, że wodór to przyszłość, to technologia, która może wygrać i dlatego chcą zająć w tym wyścigu jak najlepszą pozycję. Tak by być przed swoimi największymi konkurentami czyli przed Chinami i Japonią. Na technologiach opartych o wodór skupia się dziś wiele koreańskich ośrodków badawczych, a równolegle rząd już szuka dla nich potencjalnych nabywców.
Dokładnie tak samo było w sektorze elektromobilności, gdy Korea starała się spopularyzować koreańskie baterie na europejskim rynku zanim zostałby zdominowany przez rozwiązania japońskie lub chińskie.
Stale mówimy „Korea”, a przecież to jakieś konkretne firmy zajmują się wyprodukowaniem i dostarczeniem danych towarów, czy to będzie reaktor, czołg czy baterie do aut. Czy to zrównanie biznesu z państwem oznacza, że inwestycjami koreańskich czempionów ręcznie steruje władza?
To dobre pytanie, nie wiem czy odpowiedź będzie zrozumiała dla Europejczyka. Korea, jak już wspomniałam, skupia się na budowie marki. Najpierw przez lata tworzono ekosystem w danym sektorze. Powstawały kolejne podmioty, które zajmowały kolejne nisze specjalizując się w jakimś wycinku rynku. Rzeczywiście, wiele z tych koreańskich czempionów to firmy państwowe, ale ważniejsze jest to, że w Korea każdy wygrany zagraniczny przetarg to nie tylko zysk dla firmy, to punkt dla kraju w ogólnoświatowej konkurencji, zwłaszcza między tygrysami z Azji. Nie promuje się więc jednej firmy, promuje się technologie z Korei. Ale w ten sposób buduje się system naczyń połączonych, na czym zyskują kolejni i kolejni dostawcy, bo każda inwestycja jednej koreańskiej firmy pociąga za sobą następną innej firmy. Instytut badawczy Korea Atomic Energy Research będzie się zajmował badaniami, DOOSAN zajmuje się produkcją podzespołów, KEPCO dostarcza paliwo jądrowe, a jeszcze ktoś inny wyspecjalizował się w utylizacji odpadów jądrowych. Wybranie jednej firmy często powoduje, że kolejne też są brane pod uwagę, bo stanowią niezbędny element łańcucha obsługi.
To działanie koreańskich firm bardzo dobrze widać w branży samochodów elektrycznych i baterii do samochodów elektrycznych, szczególnie na Węgrzech – najpierw duży producent otwiera swoją fabrykę, a po nim pojawiają się coraz mniejsi producenci, którzy wytwarzają konkretne podzespoły, które kupują te większe firmy produkcyjne z Korei, bo wolą korzystać z koreańskich technologii.
To na Węgrzech koreańskie firmy zbudowały zagłębie produkcji baterii do elektrycznych aut? Dlaczego nie w Polsce?
Węgry były bardzo aktywne, zależało im na pozyskaniu tych inwestycji i wygrały ten wyścig. Wszystkie spotkania dyplomatyczne dotyczące współpracy gospodarczej były prowadzone na najwyższym szczeblu MSZ. Inwestycji nie zatrzymała nawet pandemia – bardzo wcześnie zostały tam zniesione obostrzenia wjazdu dla Koreańczyków związanych z biznesem i to w czasie pandemii mogliśmy zaobserwować wzrost tych inwestycji.
Węgry prowadzą też bardzo aktywną dyplomację gospodarczą w Korei, ich ambasador zna koreański, co jest tam bardzo doceniane. Obecne już firmy na Węgrzech przyciągały kolejne, w efekcie Korea stała się największym zagranicznym inwestorem w tym kraju, wyprzedzając największe wcześniej Niemcy.
Polska kupuje też koreański sprzęt wojskowy, m.in. czołgi i samoloty – ta umowa została zawarta w miniony piątek. To w Europie gracz mało chyba znany w tej branży?
Generalnie, jeśli chodzi o to zbrojeniówkę to kraj dopiero buduje swoją rozpoznawalność w tej branży poza Azją. Nawiązanie współpracy z Polską zostało przez Koreę odebrane jako ogromny sukces, otwierający nie tylko możliwości podpisania kolejnych kontraktów z państwami europejskimi, ale szerzej – innymi członkami NATO. To dodało Seulowi pewności siebie i już teraz patrzy na programy zbrojeniowe chociażby w Norwegii czy Australii, by tam złożyć oferty.
Jeśli mówimy o kupowanych teraz czołgach K2, to jest to oferta koreańska sprzed prawie 2 lat, kiedy w Polsce pojawił się program Wilk i plany modernizacji naszego wojska. Wówczas Korea zadeklarowała dostosowanie do polskich potrzeb i dostawę czołgów K2 a także chęć otwarcia w Polsce fabryki, do której przetransferuje technologię i ludzi do produkcji czołgów. Wtedy wydawało się, że koreańska oferta w ogóle przepadła. To wojna w Ukrainie otworzyła nowy rozdział do współpracy, polski rząd wrócił do zawieszonych rozmów.
Producent czołgów, Hyundai Rotem, poinformował na swojej stronie, że 180 czołgów K2 ma zostać sprowadzonych do Polski z Korei, a pozostałe sztuki objęte kontraktem będą produkowane w Polsce od 2026 roku. Polski lokalny model będzie nosić nazwę K2PL. Także samobieżne haubice K9 mają być produkowane w Polsce. Samoloty nie – te będą produkowane w Korei.
Polecamy również:
- MON chce szybko pozyskać koreańską wyrzutnię rakiet systemu MLRS – K239 Chunmoo
- Korea Płd. zniosła embargo na mięso z UE. Polska może zyskać na tej decyzji
- Ogromna fabryka SK Nexilis w Stalowej Woli oficjalnie w budowie. Za 3 mld zł
- Korea pomoże w finansowaniu budowy polskiej elektrowni jądrowej. Ale jest warunek
- Koreańska firma KHNP chce uczestniczyć w polskim programie energetyki jądrowej