Wczoraj przed spotkaniem z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem premier Wielkiej Brytanii powiedział dziennikarzom zgromadzonym przed Pałacem Elizejskim, że „oczywiście, że chce umowy i myśli, że możemy osiągnąć umowę i to dobrą umowę” – pisze Financial Times.
Entuzjazm po wyjątkowo miłym pobycie w Berlinie został zgaszony kubłem zimnej, francuskiej wody. Macron nie był już taki pewien, czy uda nam się podpisać nową umowę z Londynem w ciągu 30 dni.
Powiedział też, że nowa umowa ws. brexitu nie będzie się wiele różnić od obecnej, a przynajmniej nie w newralgicznej kwestii irlandzkiej granicy i jednolitego, wspólnego rynku.
Macron w ogóle był niemiły. Zaczął Johnsonowi wytykać, że jeśli nie godzą się na podstawowe warunki Unii dotyczące Irlandii, to znaczy, że mają w kraju głęboki problem polityczny i nikt poza nimi nie może go rozwiązać.
Brytyjski dziennik Financial Times pisze, że rząd w Paryżu uważa Borisa Johnsona za regionalny odpowiednik prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa – wprowadzającego swoją szkodliwą politykę bez względu na jej konsekwencje.
W kontrze do poprzedniczki Johnsona Theresy May, która rzeczywiście próbowała konstruktywnie znaleźć rozwiązanie.
Teraz wszystkim tęskno do May, a przypomnijmy, że podczas jej rządów zarówno media, jak i inni politycy doprowadzali ją do rozpaczy.
Owa tęsknota nie świadczy więc o świetności May, a o rozczarowaniu Johnsonem.
Ta informacja pojawiła się dziś rano w skrzynkach odbiorczych subskrybentów naszego codziennego newslettera 300SEKUND. Jeśli chcesz się na niego zapisać, kliknij tutaj.
>>> Czytaj też: Boris Johnson szerzy niepewność? Nie wiadomo, co ze swobodnym przepływem osób po brexicie