W Polsce przybywać będzie odnawialnych źródeł energii, ale ubędzie elektrowni, którym operator systemu może nakazać włączenie. Dlatego potrzebne są systemowe zmiany, ocenia URE.
Urząd Regulacji Energetyki przeanalizował plany inwestycyjne firm energetycznych na najbliższe kilkanaście lat.
– Do 2036 r. badane przedsiębiorstwa energetyczne planują oddać do eksploatacji łącznie ponad 22 GW nowych mocy wytwórczych. Największe inwestycje planowane są w jednostki wytwórcze oparte o: gaz ziemny (9,8 GW), morskie farmy wiatrowe (5,2 GW) oraz fotowoltaika (5,7 GW) – czytamy w komunikacie.
Elektrownie węglowe będą kończyć pracę
Wzrost liczby niskoemisyjnych źródeł energii powinien cieszyć. Ale ten wzrost wiąże się też z pewnym problemem.
Włączanie się do pracy źródeł odnawialnych jest zależne od warunków atmosferycznych. A system energetyczny potrzebuje też mocy, które operator systemu może nakazać uruchomić w razie potrzeby.
W badanym okresie badani wytwórcy planują wycofać z eksploatacji jednostki o mocy ok. 20 GW. Chodzi głównie o elektrownie na węgiel kamienny i węgiel brunatny. Przedsiębiorcy zadeklarowali również wycofanie niewielkiej liczby farm wiatrowych, bloków opalanych biomasą i gazem.
– Jako główną przyczynę wycofania technologii węglowych wskazywano brak efektywności ekonomicznej i zużycie technologiczne – podał regulator.
Pomiędzy 2022 a 2036 rokiem najbardziej zmniejszy się udział jednostek wytwórczych wykorzystujących węgiel kamienny (z ok. 21 GW do ok. 11 GW), natomiast największy przyrost odnotują jednostki gazowe (z ok. 3,3 GW do ok 13 GW).
Ile mocy faktycznie do dyspozycji?
Z danych wynika, że w efekcie nastąpi niewielki wzrost mocy osiągalnych z poziomu 39,6 GW w 2021 roku do 41 GW w roku 2036. Ubytek mocy osiągalnej przewidywany jest w latach 2023-2025 i następnie 2031-2036. Wynika to z planowanych wycofań jednostek węglowych.
Aby dokonać realnej oceny, zastosowano tzw. korekcyjne współczynniki dyspozycyjności. W ten sposób URE ocenił, że z planowanych nominalnie dodatkowych 22 GW mocy faktycznie przybędzie ok. 12,6 GW mocy dyspozycyjnych.
Analiza URE objęła tylko część polskich wytwórców energii. Jednak wnioski z raportu potwierdzają obserwowane już wcześniej przez regulatora trendy.
Wycofanie stabilnych jednostek wytwórczych spowoduje znaczący spadek mocy wytwórczych pozostających do dyspozycji operatora systemu przesyłowego, odpowiedzialnego za bilansowanie i bezpieczeństwo pracy. Czyli Polskich Sieci Elektroenergetycznych.
– Oznacza to konieczność wprowadzania nowych rozwiązań rynkowych, które zabezpieczą stabilność pracy krajowego systemu elektroenergetycznego, takich jak usługi elastyczności i zarządzania popytem, ale również utrzymania istniejących mechanizmów mocowych – mówi prezes URE Rafał Gawin, cytowany w komunikacie.
Więcej o możliwych do zastosowania rozwiązaniach pisaliśmy w tym tekście.
Co z pieniędzmi na inwestycje?
Regulator zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. Z ankiet wynika, że firmy energetyczne mają zaplanowane środki finansowe na zaledwie połowę inwestycji. To te, które będą realizowane w latach 2024-2026.
Projekty inwestycji planowane do realizacji po 2027 roku nie mają dotychczas zapewnionego finansowania.
– Trzeba zatem mieć na uwadze, że planowane inwestycje są obecnie w zdecydowanej większości deklaracjami podmiotów, niż realnymi, zaawansowanymi projektami o uzgodnionym sposobie finansowania – podsumował Rafał Gawin.
Polecamy także:
- Gdyby nie OZE kryzys byłby silniejszy. Wojna przypomina Europie o ryzykach paliw kopalnych
- Węgiel to przeżytek. Eksperci: Polska energetyka zazieleni się za kilka lat, ale niemałym kosztem
- Za ropę i gaz już dziękujemy. Wojna przyspiesza odwrót od paliw kopalnych