W cyklu wideo rozmów, które nasza redakcja nagrała podczas konferencji Impact’23, pytaliśmy gości konferencji o najważniejsze wydarzenia i zjawiska gospodarcze w Polsce i na świecie. W tym odcinku rozmówcą Emilii Derewienko jest Mateusz Mrozek, dyrektor Pionu Ochrony Informacyjnej Cyberprzestrzeni NASK PB.
Emilia Derewienko rozmawiała z Mateuszem Mrozkiem o formach dezinformacji w roku wyborczym.
– Proces wyborczy i przygotowanie pod kątem działań informacyjnych naszym zdaniem już trwa. Te wszystkie decyzje podsycane ze skrajnych pozycji, czyli skrajnie prawicowych i skrajnie lewicowych ruchów, np. antysystemowych, można już w pewnym sensie traktować jako przygrywkę pod to, co się będzie działo pod koniec roku. Pewnie z biegiem czasu będzie się tych materiałów pojawiało coraz więcej. Natomiast nie spodziewałbym się czegoś niesamowicie spektakularnego, wybuchu bomby informacyjnej. Z reguły to są raczej wpisy, zdjęcia, materiały wideo, które z pozoru nie czynią wielkich szkód, ale konsekwentnie idą w jakimś kierunku, np. przedstawiając którąś z partii politycznych w jakimś świetle – mówił Mateusz Mrozek.
Jak podkreślił, działania dezinformacyjne mogą być zlecane mniejszym, nieznanym podmiotom, lepiej realizującym swoje zadanie. Potrzebne jest wyczulenie na sposób pojawiania się i konsekwencje materiałów informacyjnych w trakcie działań wyborczych. Kt i, dlaczego do nas mówi? W najbliższym czasie kluczowe będzie myślenie krytyczne i docieranie do źródeł.
Jak odróżnić dezinformację od faktów?
– Celem informacji jest: dzielić. Wzbogacanie dyskusji po obu stronach, nastawianie jednej strony na drugą, podsycanie, wręcz szczucie to bardzo często spotykane instrumenty. A tam, gdzie są silnie spolaryzowane emocje, często ciężko jest nie opowiedzieć się po żadnej ze stron. Jesteśmy zmuszani do wyboru, a wtedy nasze emocje dużo bardziej się radykalizują. Dlatego skupiłbym się na tym, że te treści będą próbowały wzbudzić w nas poczucie zaniepokojenia, braku ufności wobec głównego nurtu informacji i mediów – zaznaczył Mrozek.
Czytaj także: Przybywa antyukraińskich trolli. Ofiarami dezinformacji padamy wszyscy
Wojna i napór na granicy z Białorusią mogą odegrać tu swoją rolę. Tuż przed wyborami może np. zdarzyć się incydent w stylu rakiety w Przewodowie. Coś takiego, ograne działaniami dezinformacyjnymi, może wywołać bardzo duży chaos. Ważne jest więc docieranie do prawdy i weryfikacja źródeł.
– To, że ktoś zaufany w naszej bańce informacyjnej będzie podawał jakąś informację, nie oznacza, że ta informacja jest prawdziwa – zauważa Mrozek. Dodaje również, że badania pokazują, że nawet 30 proc. działań dezinformacyjnych może być kolportowanych w realnym życiu. W najbliższym czasie powinniśmy weryfikować źródła informacji także od zaufanych przyjaciół i bliskich, zwłaszcza, jeśli są one emocjogenne. Warto sprawdzić w przeglądarce, czy dany temat już gdzieś się pojawiał i jeśli tak, kto go rozpowszechniał. Czy zdjęcia są prawdziwe, czy były użyte po raz pierwszy – dodał.
Rozwiązanie?
Przywołując sztuczną inteligencję, Mrozek podkreśla, że powinniśmy wyostrzyć podstawowy zmysł i „nie bawić się w nadmierne szczegóły”. – Jeżeli będziemy szukali wspólnego mianownika, który byłby złotym kluczem, panaceum na dezinformacje, wtedy możemy polec, bo jest to zbyt zniuansowane zjawisko.
Chcesz być na bieżąco? Subskrybuj 300Sekund, nasz codzienny newsletter!
Według Mrozka szczególnie niebezpieczne jest to, że treści pojawiają się nie tylko w Internecie, ale również w realnym życiu. Jeśli jakiejś informacji jest dużo, nie musi być nawet potwierdzona, by zacząć znacząco wpływać na nasze działania. Bardzo ważne jest więc, by nie dać się ponieść emocjom i – zwłaszcza w przypadku mediów – komentować informacje w sposób odpowiedzialny. Dobrym modus operandi jest utrzymywanie przez media i instytucje nastrojów uspokajających.
Dezinformacja a fake news
– Fake newsy to składowa dezinformacji, bo za ich pomocą można ją szerzyć, ale to nie jest cały repertuar dezinformacji. Fake news jest paradoksalnie bardzo prosty do weryfikacji. Opiera się na danych, na faktach, które w jakiś sposób można sprawdzić – zauważa Mrozek. – To tak naprawdę nie jest aż tak szkodliwe zjawisko, jak nieumyślna dezinformacja, która często pojawia się w formie plotki, dowodu anegdotycznego, wycięcia z kontekstu pewnych danych i ich dowolnej interpretacji czy opowiadania historii typu „moja koleżanka Kasia nie dostała się do szpitala, bo Ukraińcy zabrali jej wszystkie miejsca”.
Jak podsumowuje, boty, fake newsy i trolle są ważne, ale to tylko składowe czegoś, co dopiero na koniec daje nam pełen obraz szkody dezinformacyjnej.
Polecamy:
- Dlaczego ulegamy dezinformacji?
- ZIelony Ład w wykonaniu NCBR. Rozmowa z Wojciechem Racięckim [WIDEO]
- Fake news – dezinformacja w świecie nowych mediów