Niedawno upłynął czas wprowadzenia w Polsce w życie dyrektywy unijnej dotyczących rozszerzonej odpowiedzialności producenta za odpady. Nowego prawa dalej nie ma, jest za to dyskusja o jego szczegółach.
Co to jest rozszerzona odpowiedzialność producenta (ROP)?
Zgodnie z unijną definicją kryje się za tym zestaw środków, które mają przenieść odpowiedzialność za odpady na producentów produktów.
Chodzi to, by to producent współdzielił koszty selekcji, recyklingu i utylizacji odpadów, które powstały z jego produktu.
Nowe przepisy powinny też tworzyć zachęty dla producentów, by już na etapie produkcji dążyli do tego, aby odpadów było mniej oraz aby dało się je naprawić i przetworzyć.
„Celem zmian w ROP jest zapewnienie realizacji zasady zanieczyszczający płaci”, tłumaczy Agnieszka Boniewicz z WWF Polska.
„Dotychczas wprowadzający opakowania na rynek ponosili bardzo niewielka opłatę, która nie pokrywała kosztów zagospodarowania powstałych z opakowań odpadów. Tym samym główne koszty zagospodarowania ponosili bezpośrednio konsumenci, a pośrednio gminy, które zobowiązane są do realizacji celów związanych z uzyskaniem określonego poziomu recyklingu”, mówi.
Zgodnie z nowym prawem UE producent powinien współdzielić koszty gospodarowania odpadów, które powstały w wyniku wprowadzenia jego produktu na rynek. Udział producentów w kosztach gospodarowania odpadami z produktów powinien wynieść co najmniej 80 proc.
Przeczytaj też: Dlaczego eko Duńczycy produkują najwięcej śmieci w Europie, a Polacy prawie najmniej?
Czemu Polska pracuje nad takim prawem?
Wymaga tego prawo europejskie. Dyrektywa z 2018 roku to krok do stworzenia we wspólnocie gospodarki obiegu zamkniętego (GOZ).
Zgodnie z tym modelem produkowane odpady należy traktować jako surowiec i wykorzystywać ponownie. Ma to doprowadzić do zminimalizowania produkcji odpadów, a wraz z nimi zużycia energii i emisji gazów cieplarnianych oraz innych zanieczyszczeń środowiska.
„Wprowadzone przepisy powinny w większym stopniu wskazywać na odpowiedzialność podmiotów, a także umożliwiać egzekwowanie tej odpowiedzialności. Finalnie zaś celem jest zapewnienie, że opakowania są poddawane recyklingowi, pochodzą z recyklingu, nie trafiają do środowiska zaś surowce, z których są wytwarzane, są utrzymywane w obiegu gospodarczym”, tłumaczy Boniewicz.
Preferowany sposób traktowania odpadów w gospodarce o zamkniętym obiegu ilustruje ta grafika z raportu na temat ROP Instytutu Jagiellońskiego.
Na jakim etapie są prace nad wdrożeniem dyrektywy?
Dyrektywa z 2018 roku miała zostać wprowadzona w życie w prawie polskim w ciągu dwóch lat. Termin ten minął 5 lipca 2020 roku. Nowy system rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP) musi zacząć działać od 2023 roku.
W styczniu Ministerstwo Klimatu przedstawiło wstępne propozycje wdrożenia dyrektywy unijnej i zaprosiło zainteresowanych do udziału w prekonsultacjach projektu. Nie doprowadziły one do rozstrzygnięć.
Wiceminister klimatu Jacek Ozdoba poinformował niedawno, że dla nowelizacji przepisów w tej sprawie, nad którymi trwają prace w ministerstwie, “przewidziane będzie odpowiednio długie vacatio legis, a same przepisy wejdą w życie 1 stycznia 2022 roku”.
Co na to producenci, których dotyczą nowe przepisy?
Już po upływie terminu implementacji dyrektywy Związek Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) przedstawił swoje propozycje. Ich zdaniem system musi być przede wszystkim prosty i efektywny kosztowo, czyli za odpadami powinny iść pieniądze.
Podkreślają też, że skoro ich odpowiedzialność za odpady ma wzrosnąć, to powinni także mieć możliwość wywierania wpływu w obszarze objętym tą odpowiedzialnością.
Czytaj też: UE chce podatku od plastikowych opakowań, które nie przejdą recyklingu. Polska branża jest załamana
“Oczywistą mapą drogową do konstrukcji efektywnego systemu ROP są wymagania minimalne określone w art. 8a dyrektywy, a które są niestety konsekwentnie ignorowane w pojawiających się rządowych propozycjach modeli” – uważa Małgorzata Wadzińska, prezeska Polskiego Stowarzyszenia Producentów Kosmetyków i Detergentów oraz ekspertka firmy Procter and Gamble.
Reprezentantka producentów uważa, że znane projekty implementacji dyrektywy w Polsce nie przyniosą korzyści systemowi gospodarki odpadami i środowisku. Sprawią za to, że producenci będą zmuszeni obciążyć konsumentów nowymi kosztami.
“Odnosi się wrażenie, że autorzy skupili się głównie na aspekcie przeniesienia obowiązku finansowania zbiórki selektywnej i przetwarzania odpadów opakowaniowych z gmin na wprowadzających [odpady na rynek – red.], ignorując potrzebę efektywnej realizacji celów środowiskowych i kosztów dla konsumenta. Tymczasem wymuszenie takiego przeniesienia powinno być tylko narzędziem do osiągnięcia celu ROP, jakim jest zwiększanie efektywności zarządzania gospodarką odpadami opakowaniowymi” – powiedziała.
Kto dziś płaci za zagospodarowanie odpadów?
Dziś jednak rosnące koszty recyklingu i zbiórki odpadów również nie leżą po stronie producentów. Ponoszą je samorządy, a w konsekwencji sami mieszkańcy. System działa w taki sposób, że to odzyskiwanie surowców z odpadów, a nie ich składowanie, jest coraz bardziej kosztowne.
Na przykład w Łodzi opłata za odpady segregowane wzrosła z poziomu ok. 7 złotych miesięcznie za osobę w roku 2018 do około 13 złotych w roku 2019 (wzrost o ok. 86 proc.). Rok później opłata wzrosła o kolejne 85 proc. do około 24 złotych.
Niedawno Ministerstwo Klimatu, chcąc odciążyć samorządy z rosnących kosztów gospodarki odpadami, postanowiło uelastycznić selektywną zbiórkę odpadami. W uzasadnionych przypadkach gminy mają mieć możliwość segregowania odpadów inaczej niż w systemie pięciofrakcyjnym.
Zdaniem niektórych to rozwiązanie tylko oddala Polskę od realizacji celów gospodarki obiegu zamkniętego.
“Podczas, gdy dobrym rozwiązaniem jest podniesienie kar za nieodpowiednie postępowanie z odpadami, to cofnięcie się ze zbierania selektywnego z 5 do 3 frakcji to populistyczny wobec samorządów gminnych i nierozsądny, ogromny krok w tył. Zbiórka selektywna to najważniejszy etap determinujący jakość recyklingu” – powiedziała Małgorzata Wadzińska.
Jakie problemy ma obecnie gospodarka odpadami w Polsce?
Jak zauważa Instytut Jagielloński, „w Polsce od 2001 roku funkcjonują systemy wpisujące się w pewnym stopniu w model ROP.” Systemy te to np. odpady z pojazdów wycofanych z eksploatacji, zużyty sprzęt elektryczny i elektroniczny (ZSEE), opony, oleje oraz baterie i akumulatory.
Jednak generalnie system „cechuje się fundamentalnymi nieprawidłowościami i patologiami, z których kluczową jest tzw. ‚handel kwitami'”. Chodzi o nieuczciwy obrót dokumentami potwierdzającymi recykling (DPR) lub ich odzysk (DPO).
“Skalę procederu szacuje się nawet na 30 proc. wolumenu odpadów” – powiedział nam Kamil Moskwik z Instytutu Jagiellońskiego.
Proceder ten zakłamuje rzeczywisty poziom recyklingu odpadów, na co pozwala obecne prawo. Tylko w przypadku opakowań ze szkła, papieru i tektury oraz tworzyw sztucznych koszt nieprawidłowości wyceniono na ok. 252,7 mln złotych.
“Przyczyn tego stanu rzeczy należy dopatrywać się w aktualnym stanie prawnym oraz modelu organizacji systemu, charakteryzującym się brakiem mechanizmów instytucjonalnych umożliwiających uspójnienie procesów dokumentowania przed podmioty sektora: 1) czynności z zakresu gospodarki odpadami oraz recyklingu i innych niż recykling procesów odzysku i 2) obrotu gospodarczego. Otwiera to pole do nieuczciwych praktyk (…), co finalnie prowadzi do wytworzenia rynkowej szarej strefy” – wyjaśnia Moskwik.
Zdaniem Instytutu Baza Danych Odpadowych mogłaby zostać wprowadzona jako narzędzie mające pomóc w monitoringu oraz kontroli szarej strefy.
Przeczytaj: Coca-Cola, Pepsi, Nestle i 7 innych firm pozwane za zanieczyszczanie mórz plastikiem
Czemu wzbogacenie polskich przepisów o ROP jest ważne?
Globalnie – nie radzimy sobie z zalewem śmieci. Według szacunków, już w 2050 roku w oceanach łączna masa śmieci przewyższy masę ryb. Samego plastiku wyprodukowaliśmy już 8,3 miliardów ton, z czego 6,3 miliardy ton stały się już plastikowymi śmieciami.
Do tego rocznie produkujemy już 359 ton plastiku. Nie mówiąc o innych odpadach i elektrośmieciach. W dodatku przetwarzamy i wykorzystujemy ponownie niewiele, choć technicznie nie jest to niemożliwe.
Lokalnie – dobrze przygotowane, transparentne prawo regulujące gospodarkę odpadami mogłoby rozwiązać wszystkie zasygnalizowane problemy:
- zredukować liczbę odpadów zanieczyszczających lądy i wody,
- skłonić producentów do bardziej przyjaznych środowisku praktyk i do współdzielenia kosztów tworzenia infrastruktury do selekcji i recyklingu odpadów,
- odciążyć samorządy, a więc i mieszkańców w ponoszeniu opłat za śmieci,
- zlikwidować “handel kwitami”
Artykuł powstał w ramach Tygodnika Klimatycznego 300KLIMAT. Na nasz nowy cotygodniowy newsletter, któremu partneruje IMPACT, możesz zapisać się tutaj.
Jednorazowe maseczki chronią przed koronawirusem, ale mogą zaszkodzić środowisku na długie lata