Naukowcy z PAN opracowali procedury przeprowadzania testów grupowych przy użyciu dostępnych na rynku testów PCR. Dzięki temu jeden test na koronawirusa pozwoli sprawdzić nawet kilkanaście osób, oszczędzając czas i pieniądze.
Badacze z Instytutu Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego Polskiej Akademii Nauk w Warszawie w ramach projektu SONAR Anty-CoronaVirus opracowali procedury i rekomendacje związane z wielkością testowanych grup osób oraz wyboru testów. O wynikach badań poinformowali przedstawiciele instytutu w przesłanym PAP w poniedziałek komunikacie.
„Jesteśmy gotowi do implementacji testowania grupowego. Nasze ustalenia działają, sprawdziliśmy je na 701 próbkach uzyskanych od pacjentów pozytywnie zdiagnozowanych na obecność wirusa SARS-CoV-2. Wyniki są jednoznaczne: testowanie zbiorowe jest odpowiedzią na zapotrzebowanie na powszechne testowanie” – mówi kierownik projektu prof. Agnieszka Dobrzyń.
Czytaj również: Uniwersytet Hopkinsa: Pandemia na całym świecie zdecydowanie przyspiesza. Dotąd zaraziło się 18 mln ludzi
Przystępując do pracy polscy naukowcy zakładali, że jednym testem można sprawdzić pod kątem infekcji nawet kilkudziesięciu pacjentów. Badania potwierdziły, że przy nawet bardzo małym stężeniu wirusa w próbie jest on wykrywalny testem zbiorowym w puli uzyskanej z połączenia 30 osób. Jednak po uwzględnieniu czasu niezbędnego do wykrycia zakażonego – oraz kosztów – okazało się, że największa grupa, jaką warto badać jednym testem, liczy 12 osób.
Wielkość takiej grupy zmienia się jednak w zależności od odsetka osób zakażonych, jaki notuje się w danej populacji. Dlatego naukowcy proponują trzy różne sposoby grupowania.
Jeśli odsetek zakażonych w populacji wynosi poniżej 2 proc., pojedynczy test wystarczy na 12 próbek. Jeśli jest to więcej niż 2 proc., ale mniej niż 8 proc. – wykorzystuje się test kratkowy 8 x 12 próbek. Jeśli jest to od 8 do mniej niż 15 proc. – jeden test wystarczy na 4 osoby. Jeśli jednak istnieje ryzyko, że w danej populacji zakażonych może być powyżej 15 proc. – wówczas testy grupowe stają się nieopłacalne, a badania indywidualne są lepsze – relacjonuje prof. Dobrzyń.
Badacze z Nenckiego oceniają, że testy zbiorowe spiszą się w badaniach przesiewowych, pozwalających ustalić, na ile wirus jest rozpowszechniony w danej populacji.
„Zdecydowanie powinniśmy włączyć testowanie grupowe do podstawowej diagnostyki COVID-19, na pewno w takich populacjach, gdzie spodziewamy się niskich odsetków zakażonych, w poszczególnych firmach, fabrykach, uczelniach, szkołach i wszędzie tam, gdzie jest duża populacja ludzi, która musi przebywać w jednym pomieszczeniu” – mówi prof. Dobrzyń.
Badacze z Instytutu Nenckiego uważają, że idealną grupą testową są np. studenci Uniwersytetów Medycznych, którzy zapewne będą musieli wrócić do zajęć praktycznych. „Zanim wpuścimy ich do klinik, muszą przejść badania, żeby wyłapać zakażonych, potencjalnie niebezpiecznych dla innych” – mówi prof. Dobrzyń.
Czytaj też: Koronawirus nie zatrzymał turbin. Polska wybudowała 20x więcej farm wiatrowych niż rok temu
W ramach projektu SONAR Anty-CoronaVirus naukowcy przebadali pod kątem skuteczności sześć dostępnych w Polsce testów PCR, wykrywających wirusa SARS-CoV-2. Na tej podstawie rekomendują dwa: opracowany w Poznaniu MediPAN i koreański DiaPlexQ. Mają one bardzo wysoką czułość.
„Próbki, które nie dawały się jednoznacznie określić przy użyciu testowania zbiorowego, zawierały mniej niż dwie kopie wirusa. Mogły pochodzić np. od osób znajdujących się na samym początku infekcji albo kończących infekcję bezobjawową. Z moich obserwacji wynika jednak, że najbardziej rozcieńczone próbki stanowił nieumiejętnie pobrany materiał. Ten etap procedury można jednak łatwo usprawnić” – mówi prof. Dobrzyń.
Zespół badaczy z Instytutu Nenckiego PAN w najbliższym czasie rozpocznie badania pilotażowe na wybranych populacjach pracowników i studentów, które potwierdzą skuteczność opracowanych przez nich protokołów. Liczą, że w kolejnym etapie, testowanie grupowe będzie mogło być implementowane w całej Polsce.
Prof. Dobrzyń zgadza się z opinią dyrektora generalnego Światowej Organizacji Zdrowia(WHO) Tedrosa Adhanoma Ghebreyesusa, że brak powszechnego testowania jest jak walka z ogniem z zawiązanymi oczami.
„Teraz gasimy ogień tam, gdzie już wybuchł. A z powszechnym testowaniem ten pożar moglibyśmy gasić bardziej skutecznie, w zarodku, zanim się rozprzestrzeni” – podsumowuje prof. Dobrzyń.
5 kluczowych konsekwencji epidemii dla gospodarki wg globalnej firmy inwestycyjnej