Dzięki temu, że Alberto Fernández został wygrał wybory prezydenckie w Argentynie populistyczni peroniści powracają do władzy, pisze Financial Times.
W niedzielnych wyborach prezydenckich były szef gabinetu Alberto Fernández odniósł wyraźne zwycięstwo nad dotychczasowym prezydentem Mauricio Macrim w obliczu głębokiego kryzysu gospodarczego.
Fernández jest politycznie powiązany z Cristiną Fernández de Kirchner, która była prezydentem kraju od 2007 do 2015 roku (a w nowym rozdaniu zostanie wiceprezydentem) i na której ciążą poważne zarzuty łapówkarskie.
Zresztą sam Alberto Fernández przyznaje, że nie będzie wesoło.
„Nadchodzące czasy nie będą łatwe” – powiedział Fernández, który wymachiwał argentyńskimi flagami i skandował „wracamy”.
60-letni Fernández dostał 48 proc. głosów, trzy punkty procentowe powyżej marginesu potrzebnego do zwycięstwa w pierwszej turze, podczas gdy centroprawicowy Marci otrzymał 40,4 proc.
Partia Peronistów, która generalnie popiera politykę interwencyjną i propracowniczą, rządziła Argentyną przez wszystkie z wyjątkiem sześciu z ostatnich 30 lat. W tym czas kraj kilka razy zbankrutował.
Zwycięstwo peronistów jest kolejnym dowodem na to, że lewica Ameryki Łacińskiej odzyskuje siłę po kilku latach rządów konserwatywnych.
W zeszłym tygodniu populistyczny lewicowiec Evo Morales odniósł zwycięstwo i będzie rządził czwartą już kadencję w Boliwii, pomimo oskarżeń o oszustwa wyborcze.
Masowe protesty mieszkańców Chile, domagających się wyższych płac i emerytur, wymusiły rezygnację całego centroprawicowego gabinetu, o czym pisaliśmy wczoraj.
>>> Czytaj też: Argentyna wysłała pierwszy eksport ze złoża łupkowego Vaca Muerta