Darmowe autostrady to jedna z najgłośniejszych propozycji przedwyborczych Prawa i Sprawiedliwości. Podczas gdy kierowcy mogą ocenić przejazd bezpłatną drogą atrakcyjnie, ekspert transportowy nie ma wątpliwości: dla budżetu Polski będzie to finansowa klęska.
W ubiegłą sobotę na konwencji Prawa i Sprawiedliwości prezes partii rządzącej, Jarosław Kaczyński, zapowiedział wprowadzenie korzystanie z darmowych autostrad. W przypadku dróg publicznych, miałoby to nastąpić już w najbliższym czasie.
– Jeżeli chodzi o opłaty państwowe to, jeśli tylko uda się uchwalić w odpowiednim czasie ustawy, to w najkrótszym możliwie okresie my to zniesiemy – mówił Kaczyński. Jak dodał, w przypadku dróg prywatnych lub dzierżawionych, partia „załatwi to” w kolejnym roku.
Czytaj także: Tylko kilkadziesiąt kilometrów nowych autostrad. Które odcinki dróg będą ukończone w 2023 r.? [MAPA]
Jeszcze w tym tygodniu władze mają opublikować harmonogram, z jakim będą wychodzić z opłat za dróg. Potwierdził to minister rozwoju i technologii, Waldemar Buda.
– Musimy to przenegocjować, musimy dojść do porozumienia, jakie stawki, w jakim mechanizmie prawnym to zrobimy. I w ciągu roku uporamy się z tym. W następne wakacje będzie to rozwiązane – mówił Waldemar Buda, odnosząc się do autostrady A2 do granicy polsko-niemieckiej.
Jeszcze rok temu było inaczej
Tymczasem zupełnie inną narrację prowadził niespełna półtora roku temu minister infrastruktury Andrzej Adamczyk, któremu podlegają autostrady i drogie szybkiego ruchu. Mówił on wówczas, że wprowadzenie darmowych dróg nie jest dobrym pomysłem, a Polski zwyczajnie na to nie stać.
– Nie stać nas na utrzymywanie bez końca darmowych autostrad, opłaty za przejazd będą sukcesywnie wprowadzane na kolejnych odcinkach – komentował w grudniu 2021 roku, podczas otwarcia jednego z odcinków autostrady A1.
To diametralna zmiana podejścia ministra, reprezentującego rząd PiS. Zapytaliśmy o to resort infrastruktury, ten jednak odesłał do opublikowanej już wypowiedzi.
– Spodziewamy się, że zniesienie opłat za przejazd autostradami od pojazdów osobowych spowoduje przeniesienie części ruchu z dróg alternatywnych, wybieranych obecnie przez kierowców z uwagi na opłaty na autostradach. Zwiększy się zatem poziom bezpieczeństwa na drogach krajowych i samorządowych w okolicy autostrad. Zaoszczędzone zostaną dzięki temu też środki na ich utrzymanie – komentował Adamczyk w tym tygodniu dla PAP.
To strata dla budżetu
Obecnie na terenie Polski są trzy odcinki koncesyjne: ok. 150 km autostrady A1 na odcinku Rusocin – Nowa Wieś, 250 km A2 Konin – Świecko, z czego 17 km obwodnicy Poznania jest bezpłatna oraz ok. 60 km autostrady A4 z Katowic do Krakowa.
W rozmowie z 300Gospodarką obietnice wyborcze Prawa i Sprawiedliwości skomentował Piotr Malepszak, ceniony manager i ekspert transportowy, były p.o. prezesa spółki Centralny Port Komunikacyjny. Jak mówi, tylko na podstawie autostrady A2 widać skalę „dziwnej polityki transportowej Polski”.
Pierwszy odcinek, z Warszawy do Strykowa (Łódź), który jest zarazem najbardziej obciążony ruchem, od 11 lat jest bezpłatny. Na kolejnym, mniej uczęszczanym odc. Stryków – Konin trzeba zapłacić 10 gr za przejechany kilometr. Następny odcinek, koncesyjny, z Konina do Nowego Tomyśla to z kolei jedna z najdroższych dróg w Europie. Za przejechanie kilometra drogi zapłacimy na niej aż 56 gr. Ostatni odcinek, z Nowego Tomyśla do granicy kosztuje 17 gr/ km.
– To tylko jedna droga, a pokazuje skalę niespójnych decyzji podejmowanych w ostatnich 30 latach i dziwnej polityki transportowej prowadzonej w naszym kraju. To należy bezwzględnie uporządkować, ale nie na takiej zasadzie, aby korzystanie ze wszystkich dróg było w Polsce darmowe, skoro mamy nawet ustawę o drogach płatnych, do których należą autostrady – komentuje.
I podkreśla, że pomysł ten przyniesie tylko straty finansowe.
– Darmowe drogi wysokiej przepustowości to strata w budżecie. Już przez to, że bezpłatny jest odcinek A2 z Warszawy do Strykowa, budżet Polski stracił ponad 1 mld zł od 2012 roku. A to tylko jeden odcinek o długości 90 km – mówi Piotr Malepszak.
Zwłaszcza, że od sześciu lat sieć płatnych dróg nie powiększyła się o ani jeden odcinek drogowy. Jednocześnie Polska wkłada bardzo duże środki w rozwój kolei.
– Drogi wysokiej przepustowości muszą być drogami, które będą zarabiać na swoje utrzymanie i te 10 groszy za kilometr dla osobówek to jest poziom do dalszego utrzymania. Nie można dalej pogłębiać dysproporcji pomiędzy środkami transportu. Polska wkłada też dziesiątki miliardów złotych w modernizację kolei i zamiast lepiej wykorzystywać linie kolejowe to po wielu ruch jest niewielki, a przecież kolej najlepiej się sprawdza w masowym transporcie – komentuje Malepszak.
Chcesz być na bieżąco? Subskrybuj 300Sekund, nasz codzienny newsletter!
Stawiając na jeden środek transportu, zapewniamy niskie przewozy innemu środkowi transportu, czyli kolei. Który dodatkowo preferowany jest przez Unię Europejską jako znacznie bardziej ekologiczny.
– Rozumiem, że transport drogowy przynosi ogromne pieniądze do budżetu, ale generuje też ogromne koszty zewnętrzne – samych wypadków, już teraz szacowanych na 40 mld zł rocznie – zanieczyszczeniem środowiska czy hałasem. Populistyczne hasła wyborcze najwyższy czas zastąpić uporządkowanym działaniem i porządną, wieloletnią polityką państwa w celu jak najlepszego wykorzystania różnych środków transportu – podsumowuje Piotr Malepszak.
Więcej o drogach i kolei piszemy tutaj:
- W UE gęsto od autostrad. Przodują Niemcy i Holandia, regiony Polski na końcu rankingu [MAPA]
- Miliardy złotych na remont – i rozczarowanie. Na tych liniach pociąg szybciej nie pojedzie
- Budujemy drogi na potęgę, nie dbamy o kolej. Ekspert: To niespotykana w Europie dysproporcja