Wejście w życie zmian w dyrektywie budynkowej będzie wyzwaniem dla całej Unii Europejskiej, nie tylko dla Polski. Właściciele domów mogą spodziewać się raczej zachęt niż nakazów i zakazów, uważa dr Szymon Kardaś z European Council on Foreign Relations. Muszą się natomiast przygotować na nadchodzące opłaty emisyjne w cenach węgla i gazu.
Dyrektywa Unii Europejskiej w sprawie charakterystyki energetycznej budynków (EPBP), nazywana dyrektywą budynkową to część Europejskiego Zielonego Ładu. W kwietniu 2024 roku przyjęto jej rewizję, której celem jest zmniejszenie zużycia energii przez budynki w całej Unii Europejskiej, a w efekcie także zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych.
Nowelizacja dyrektywy wywołuje w Polsce liczne obawy związane z tym, że wiele domów ogrzewanych jest wciąż węglem i gazem. Nadal wiele budynków to tak zwane „wampiry energetyczne”, które wymagają termomodernizacji, Nie jest to jednak jedynie problem Polski.
Problematyczny sektor budynków
– Zacznijmy od statystyk ogólnounijnych. Generalnie dla całej Unii wdrożenie rozwiązań wynikających z tej dyrektywy, ale też innych aktów prawnych, które dotyczą poprawy efektywności energetycznej, będzie wyzwaniem z punktu widzenia sektora budownictwa – mówi 300Gospodarce Szymon Kardaś.
Będzie tak przede wszystkim dlatego, że budynki to sektor który się najbardziej dokłada do poziomu emisji. Szacuje się, że od 36 proc. do 40 proc. udziału w emisjach UE to są budynki.
– Po drugie: dlaczego to nie jest tylko problem Polski a całej Unii? Bo cała UE jest niewesołej sytuacji, dlatego że według statystyk około 70-75 proc. budynków w UE jest nieefektywnych energetycznie. To pokazuje skalę wyzwania. Jak patrzymy na polskie podwórko, to dla nas oczywiście też krajowo to jest wyzwanie – tłumaczy ekspert.
Wyzwania dla Polski
Budynki, które mają najgorszą taką klasę energetyczną, w tej chwili stanowią niewiele ponad 40 proc. całości zasobów mieszkaniowych Polski. Ale budynków, które będą wymagały termomodernizacji, jest oczywiście więcej
– U nas poziom wyzwania związanego z dyrektywą budynkową wiąże się też z wciąż wysokim poziomem zależności naszego sektora z elektroenergetycznego i ciepłownictwa od paliw kopalnych. Kluczowym komponentem jest nadal wysoka zależność od węgla – mówi Szymon Kardaś.
Czytaj też: Kontrowersyjna dyrektywa budynkowa. To trzeba wiedzieć o nowych przepisach UE [EXPLAINER]
– Ale to nie jest tak, że jest jakaś czarna plama pod tytułem Polska w kontekście efektywności energetycznej w budownictwie, a cała Europa jest gdzieś daleko do przodu – dodaje.
Podkreśla, że dyrektywa budynkowa w ostatecznym kształcie zawiera dość miękkie sformułowania, jeśli chodzi o to, do czego będą zobowiązane osoby, które zamieszkują budynki o niskiej efektywności energetycznej.
– W dyrektywie nie ma żadnych zobowiązań dotyczących na przykład ocieplania domu, postanowień dotyczących sankcji na osoby które nie będą wykonywać termomodernizacji. W przestrzeni medialnej krążą informacje o tym, że dyrektywa budynkowa do dyrektywa wywłaszczeniowa, To są wszystko nieprawdy, dlatego że tam twardych zobowiązań w tym zakresie nie ma – wyjaśnia.
Odpowiedzialność państw, nie mieszkańców
Unijne przepisy nakładają obowiązki bardziej na państwa członkowskie niż na indywidualnych właścicieli domów, tłumaczy ekspert.
– To jest po pierwsze nakaz renowacji budynków o najniższej efektywności energetycznej. Jeśli idzie o budynki, które nie są wykorzystywane na cele mieszkalne, to jest twardy pułap renowacji 16 proc. z nich do roku 2030 i 26 proc. do roku 2033 – mówi.
W przypadku budynków mieszkalnych nowe budownictwo powinno być zeroemisyjne od roku 2030. Drugie zobowiązanie państw to obniżenie przeciętnego poziomu zużycia energii pierwotnej w budynkach mieszkalnych o 16 proc. do 2030 roku i o przedział między 20 a 22 proc. do roku 2035 w porównaniu do roku 2020.
– To jest zobowiązanie, które spoczywa na państwach i w związku z tym to do władz konkretnych krajów będzie należało przygotowanie odpowiednich programów, poprzez które mają być podejmowane działania stymulujące do wprowadzania zmian w budownictwie mieszkaniowym, które pozwoliłyby osiągnąć te cele. Bardzo dużo będzie zależało od władz krajowych – wskazuje Szymon Kardaś.
– Na 2040 rok pojawia się miękki zapis, by państwa członkowskie podejmowały działania, by kotły na paliwa kopalne były całkowicie do tego czasu wyeliminowane z obrotu. Nie ma tutaj żadnego zakazu, tylko to jest raczej miękko sformułowany cel, nie przez pryzmat zakazu – podkreśla.
Potrzeba kolejnych zachęt
Na realizację tego celu państwa członkowskie mają ponad 15 lat. Od ich decyzji będzie zależało, jakimi środkami go osiągną.
Szymon Kardaś zwraca uwagę, że w Polsce już działają programy nakierowane na podobne cele.
– Myślę, że trzeba po pierwsze budować na tym, co już jest, czyli programach wsparcia jak chociażby “Czyste Powietrze”. Należy rozszerzać ich zakres przedmiotowy, ale też oczywiście w odniesieniu do środków finansowych, które by zasilały tego rodzaju programy. Do tego ewentualnie kreować programy, które będą działały na podobnych na podobnych zasadach. Czyli wspierać osoby zamieszkujące w szczególności domy jednorodzinne, bo to będzie prawdopodobnie największe wyzwanie – mówi.
Interesuje cię energetyka i ochrona klimatu? Zapisz się na 300Klimat, nasz cotygodniowy newsletter
– Raczej szedłbym w kierunku systemu zachęt niż systemu jakichś sankcji, Dyrektywa budynkowa daje pewną swobodę w zakresie projektowania tego instrumentarium. Pierwsze sygnały, które wpłyną od osób związanych z Ministerstwem Klimatu i Środowiska są takie, że raczej będzie to kierunek rozbudowy systemu zachęt – wskazuje ekspert.
Dodaje, że Polska będzie miała do dyspozycji dodatkowe środki finansowe na realizację celów z dyrektywy EPBD. Jednym z nich będą środki ze sprzedaży uprawnień do emisji w ramach systemu ETS2. Drugim – Społeczny Fundusz Klimatyczny. Instytut Reform wyliczył, że w latach 2026 – 2032 będzie to łącznie 150 mld złotych. Te środki mogą poprzez programy dotacyjne trafić do właścicieli domów.
Nowa opłata zwiększy koszt paliw
System ETS2 ma wejść w życie od początku 2027 roku. Przy czym może zostać opóźniony o rok, jeśli ceny ropy i gazy będą szczególnie wysokie. Jego wprowadzenie w pewnym stopniu może także dotknąć właścicieli domów.
– Teoretycznie koszty ETS2 będą spoczywać na dostawcach emisyjnych paliw: węgla czy gazu ziemnego. To oni będą zobowiązani do nabywania uprawnień do emisji. W praktyce jest oczywiste, że dostawcy węgla czy gazu będą przerzucać koszty na odbiorców końcowych – zauważa Szymon Kardaś.
Ostatecznie będzie to oznaczało, że koszty funkcjonowania domów opalanych węglem i gazem w ramach systemu ETS2 będą ponosić odbiorcy indywidualni. W tej chwili bardzo trudno jest oszacować, jaki to może być koszt.
– To zależy od wielu czynników – jak bardzo sprzedawcy będą chcieli zrekompensować koszt, czy i jaka będzie cena uprawnień. Przy czym w ETS2 będzie mechanizm ograniczający wzrost tej ceny – mówi ekspert.
– To wszystko tworzy pewien system, który jest wyzwaniem, ale ma służyć temu, żeby było zasadniczo lepiej, zarówno pod względem celów klimatycznym – obniżanie poziomu emisji, ale także finansowym – tańsza i bezpieczniejsza energia. Im szybciej odbiorcy indywidualni zaopatrzą się w czyste źródła energii, tym szybciej będą zyskiwać. Przechodzenie na czyste źródła energii będzie miało długofalowo pozytywny wpływ z punktu widzenia budżetów odbiorców – podsumowuje.
Polecamy także:
- Minister funduszy za opóźnieniem dyrektywy budynkowej. „Musimy się do tego dobrze przygotować”
- Czyste Powietrze do naprawy. Eksperci radzą rządowi, jak poprawić działanie programu
- Możemy poprawić jakość powietrza do końca dekady. Wystarczy egzekwować obecne przepisy
- Boom na pompy ciepła się skończył. Sprzedaż może znów wzrosnąć, ale są warunki
- Kotły, piece na węgiel i gaz. Tak ogrzewana jest większość budynków w Polsce
- Etykiety energetyczne dla budynków. Mają pomóc pozbyć się energetycznych wampirów