Kalifornijskie władze przyjęły prawo nakładające na Ubera i firmy podobne obowiązki w stosunku do niezależnych pracowników kontraktowych, co do osób zatrudnionych na etacie, pisze Ars Technica.
W efekcie, ci pierwsi będą mogli korzystać z takich przywilejów, jak płaca minimalna czy ubezpieczenie na wypadek bezrobocia – do tej pory zarezerwowanych dla pracowników etatowych.
W ciągu ostatnich lat, nie tylko w Kalifornii, coraz większa liczba pracodawców decydowała się na zaklasyfikowanie swoich pracowników jako osób wykonujących usługi w oparciu o kontrakty z tymi pracodawcami, co czyniło te osoby de facto zewnętrznymi kontrahentami, do których nie odnosiły się prawa wynikające z zatrudnienia na etacie w firmie.
Kim jest pracownik etatowy?
Jak opowiada autor artykułu w Ars Technica, Timothy B. Lee, przełomowy okazał się casus oferującej usługi kurierskie firmy Dynamex .
Przedsiębiorstwo to do 2004 roku zatrudniało swoich kierowców na etacie, lecz później przekwalifikowało ich na pracowników kontraktowych. Część kierowców zdecydowała się na wejście na drogę sądową twierdząc, że zgodnie z prawem stanu Kalifornia wciąż powinni być traktowani jako zatrudnieni na umowę o pracę.
Kalifornijski Sąd Najwyższy przyznał im rację i przy okazji ustanowił trzy nowe, szersze kryteria, bez spełnienia których pracownik musi być traktowany jako podlegający zapisom prawa pracy:
– pracownik jest wolny od kontroli i nadzoru podczas wykonywania pracy,
– wykonywana praca nie mieści się w zakresie zwykłej działalności gospodarczej jednostki, na zlecenie której jest ona wykonywana,
– pracownik jest na stałe zaangażowany w wykonywanie niezależnie swojego zawodu lub prowadzenie działalności gospodarczej.
W oparciu o ten wyrok, po wprowadzeniu stosownych ograniczeń i wyjątków, władze stanu Kalifornia stworzyły nowe regulacje.
Co z Uberem i Lyftem?
Nowe prawo w największym stopniu dotknie przedsiębiorstwa umożliwiające zamawianie usług transportowych takie jak Uber czy Lyft – obie zresztą mające swoje siedziby w San Francisco w stanie Kalifornia – które właśnie na współpracy z niezależnymi osobami w oparciu o kontrakty oparły swoje modele biznesowe.
„Wprowadzenie nowych regulacji zaprzepaszcza szanse Kalifornii na objęcie roli narodowego pioniera w dziedzinie podnoszenia jakości, bezpieczeństwa i godności pracy niezależnej” – powiedział w swoim komentarzu Tony West, dyrektor ds. prawnych w Uberze.
Z kolei Lyft w swoim oświadczeniu wyraził opinię, że „ogromna większość kierowców udostępniających usługi przewozowe oczekuje przemyślanego rozwiązania, które zrównoważy elastyczność z odpowiednim standardem wynagrodzeń i korzyściami”. Zdaniem firmy nowe prawo tego standardu nie wprowadza.
Zdaniem Lee, negatywnym efektem nowych przepisów może być ograniczenie liczby kierowców oferujących usługi w obszarach lub w porach o niewielkiej liczbie zamówień.
Dotknięci mogą także poczuć się ci kierowcy, dla których świadczenie usług transportowych za pośrednictwem aplikacji jest jedynie dodatkowym zajęciem i dla których kluczową rolę odgrywają bardzo elastyczne godziny pracy, a nie wysokie zarobki – mogą oni bowiem nigdy nie zapracować na minimalną stawkę godzinową wynoszącą w Kalifornii 17,22 dol.
Polskie „lex Uber”
W tym roku również w Polsce doszło do częściowego uregulowania na rynku usług transportowych oferowanych za pośrednictwem aplikacji.
Zgodnie z nowelizacją przepisów ustawy o transporcie drogowym, która wejdzie w życiem z początkiem 2020 roku, działające w Polsce firmy Uber i Bolt (dawne „Taxify”) mają zostać objęte nowymi obowiązkami.
Przewóz osób będzie mógł być prowadzony jedynie przez kierowców z licencją taksówkarską i w oznakowanych samochodach.
Przepisy mają jednak ułatwić dostęp do zawodu i umożliwić zniesienie obowiązku egzaminów z topografii.
O tym, czy taki egzamin będzie konieczny, czy wystarczy nawigacja zadecydują samorządy. Projekt daje też możliwość używania aplikacji mobilnej jako alternatywy wobec stosowanego obecnie taksometru i kasy fiskalnej.
>>> Czytaj też: Kraków zostanie centrum inżynieryjnym Ubera, a Warszawa hubem firmy na region