To może być Black Friday inny, niż poprzednie. Kryzys energetyczny i inflacja najwyższa od ćwierćwiecza psują doroczne święto konsumpcjonizmu. A może już czas, by zamienić je na Green Friday?
Black Friday ma długą tradycję w USA, nieco krótszą w zachodniej Europie i jest stosunkowo nowym obyczajem w Polsce.
Termin miała ukuć już w latach 70-tych redakcja “The New York Times”, by opisać najlepszy dla sprzedawców dzień w ciągu roku. Amerykańskie “święto konsumpcjonizmu” zawitało do Europy za pośrednictwem Amazona w 2010 roku i przyjęło się w wielu krajach europejskich, a zakupowy szał nakręcany jest przez sprzedawców poprzez rozszerzenie jednego piątku w ciągu roku jeszcze o tzw. Cyber Monday i Black Week.
Polecamy: Ciemne strony Black Friday. Ktoś zapłaci rachunek za twoją okazję
W Polsce Czarny Piątek jest obecny od roku 2015. Z badań wynika, że działa. Według przytaczanych przez Rzeczpospolitą badań Tpay, operatora płatności internetowych, w 2021 roku obroty sklepów wzrosły w ten dzień średnio o 160 proc.
Fake Black Friday w dobie szalejącej inflacji
Jednak złote czasy Black Friday mogą dobiegać końca. Wpływa na to szalejąca inflacja, kryzys klimatyczny i humanitarny, czy nadchodzące zmiany w europejskich regulacjach ochrony konsumentów przed nieuczciwymi promocjami.
Wysokie tempo wzrostu cen może zadziałać na dwa sposoby. Z jednej strony zachęcić niektórych konsumentów do wybrania się na zakupy, gdy jest taniej. Ale z drugiej sprawić, że wzrośnie liczba osób, które mniej chętnie dadzą się porwać szałowi zakupów.
Czytaj: Black Friday w Internecie. Tak cyberprzestępcy zarzucają swoje sieci
Z badań przeprowadzonych przez PAYBACK Polska, przytaczanych przez portal Strefa Biznesu wynika, że w tym roku w akcjach promocyjnych z okazji Black Friday i Cyber Monday zamierza wziąć udział 36 proc. ankietowanych. Około 60 proc. jeszcze się nie zdecydowało. Z kolei 30 proc. badanych uważa, że inflacja dodatkowo skłania w ten dzień do pójścia na zakupy, ale dla 17 proc. jest powodem, by pozostać w domu.
Przy niemal 18 procentowej inflacji w październiku, większość kupujących ( niemal jedna trzecia) oczekiwałaby przynajmniej 30-40 proc. obniżki, niewiele mniej (co czwarty badany) chce 40-50 proc. zniżek, a 25 proc. jeszcze większych – dowiadujemy się z danych PAYBACK Polska.
I tu jest pierwszy poważny zarzut wobec święta konsumpcjonizmu: promocyjne obniżki w dużej części są pozorne. To raczej chwyt marketingowy, niż prawdziwa okazja. Wskazują na to choćby ubiegłoroczne badania firmy doradczej Deloitte i firmy Dealavo oferującej systemy do monitoringu cen.Wynika z nich, że 67 proc. cen z ubiegłorocznego Black Friday nie różniła się niczym w porównaniu do piątku tydzień wcześniej. Blisko 60 proc. sklepów internetowych w Polsce nie zmieniło w tym czasie cen. A obniżki cen sięgnęły jedynie 3,6 proc, były więc symboliczne.
Grzechy główne konsumpcjonizmu
Poza etycznie wątpliwymi praktykami sprzedawców, Black Friday staje się kontrowersyjny z jeszcze jednego powodu. Dzisiejsze zakupy to przyszłoroczne śmieci, a warto pamiętać, że z nimi nie radzimy sobie już od dawna.
Dlatego nadmierna konsumpcja coraz częściej jest postrzegana jako jeden z grzechów głównych epoki zmian klimatycznych.
Każdy zakup to więcej aut dostawczych na drogach, a więc dodatkowe zanieczyszczenie powietrza i emisje gazów cieplarnianych. To także opakowania, nadal często plastikowe, wraz z ich śladem węglowym i wieluset letnim czasem rozkładania się. W samej tylko Europie rocznie produkowanych jest około 26 milionów ton plastikowych odpadów rocznie.
Do tego elektronika: bardzo popularny towar, kupowany podczas Black Week i Cyber Monday. Według danych dla 2019 roku wszystkie kraje Unii Europejskiej produkowały łącznie ponad 10 mln ton elektrośmieci rocznie. Z czego do krajów rozwijających się wywiozły ponad 350 tys. ton.
Zobacz: Trujące mistrzostwa, czyli czy mundial w Katarze będzie neutralny klimatycznie i dlaczego nie
Nadmierne zakupy ubrań to kolejna ekologiczna plaga: każdego roku w UE wyrzuca się około 6,4 miliona ton tekstyliów, czyli niemal 11 kilogramów na osobę. Za każdym ubraniem stoi przy tym jego ślad ekologiczny, czyli wszelkie zasoby, w tym woda i ziemia zużyte do jego produkcji. A także emisje gazów cieplarnianych powstałe przy produkcji.
Nierozważne zakupy w Black Friday obarczone są więc nie tylko grzechem rozrzutności, ale też zaciągają dług ekologiczny wobec planety i przyszłych pokoleń, który już wydaje się być nie do spłacenia.
Koniec ery kompulsywnego kupowania?
Z tych wszystkich powodów Black Friday od kilku lat jest pod lupą europejskich regulatorów. Kontekst? Zmiany klimatu, a konkretnie negatywny wpływ święta handlu na te zmiany.
Zresztą już od kilku lat to jedna z przyczyn, dla których świętu towarzyszą protesty. Jak ten zorganizowany przez Greenpeace w 2021 roku, kiedy to aktywiści w Niemczech wybudowali wieżę z kartonów blokującą wejście do domu handlowego. A także kontrpropozycje, jak np. “Green Friday”. Idea zachęca firmy do oferowania promocji, które łączą zakupy ze zrównoważonymi rozwiązaniami (opakowania, transparentność cen i inne).
W Polsce w tym roku Fundacja Kupuj Odpowiedzialnie także nawoływać będzie 26 listopada do unikania nadmiernej konsumpcji, wskazując, że jest to zarazem główna przyczyna niepotrzebnych wydatków.
Ta presja zaczyna powoli wywierać skutek. Europejska dyrektywa Omnibus, która powinna być wprowadzana w życie od maja tego roku, pozwoli walczyć z nieuczciwym zawyżaniem cen. A także zmusi handlowców do informowania klientów, jaka była najniższa cena produktu w ciągu ostatnich 30 dni. To skutecznie może zatrzymać fake black friday.
Ale wiele też zależy od konsumentów. Bardziej świadoma konsumpcja to korzyści dla pojedynczych portfeli. I krok w kierunku zrównoważonej gospodarki. Ale także – co nie jest bez znaczenia – krok w kierunku poprawy społecznego dobrostanu. Choćby poprzez uwolnienie się od potrzeb, sztucznie generowanych przez sprzedawców.
Od zmian klimatu gorsza jest tylko wojna. Boimy się ich bardziej niż recesji, terroryzmu i pandemii