Są w Polsce regiony, gdzie płaca minimalna już dawno przekroczyła 60 proc. średniej lokalnej pensji. Tym samym cel, do którego chce dążyć Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, został tam już osiągnięty. Ale są też miejsca ma mapie, gdzie minimalna krajowa nie stanowi nawet połowy średnich płac w firmach.
Dyskusja o tym do jakiego poziomu powinno zmierzać minimalne wynagrodzenie rozgorzała po jednym z radiowym wywiadów ministry rodziny i pracy Agnieszki Dziemianowicz-Bąk. Stwierdziła w nim, że celem rządu jest, by najniższa płaca w Polsce wynosiła 60 proc. przeciętnej pensji. Potem ministra tłumaczyła, że to jedynie kierunkowy cel, który Polska musi określić, bo wynika to z dyrektywy o minimalnym wynagrodzeniu, którą trzeba wdrożyć. Mimo to jej deklaracja wywołała niemałe poruszenie wśród przedsiębiorców, którzy wskazują, jak szybko w ostatnich latach rosła najniższa płaca. Więcej o tym pisaliśmy w tym tekście.
Nie wszędzie płace rosną jednakowo
Dlaczego w ogóle płaca minimalna miałaby stanowić 60 proc. średniej? Dla ministry Dziemianowicz-Bąk to jedna z metod odchodzenia od modelu rozwoju, w którym Polska konkuruje tanią pracą. Szefowa resortu uważa, że podwyżki płacy minimalnej prowadzą do wzrostu płac w całej gospodarce. I że gospodarka bardzo dobrze sobie radzi z absorbowaniem kolejnych podwyżek, skoro jest niskie bezrobocie i ciągle utrzymujemy wzrost PKB.
Bądź na bieżąco z najważniejszymi informacjami subskrybując nasz codzienny newsletter 300Sekund! Obserwuj nas również w Wiadomościach Google.
Rzecz w tym, że tempo wzrostu płac w polskich firmach nie wszędzie jest identyczne. I, co więcej, poziom wynagrodzeń jest bardzo zróżnicowany regionalnie. Co opisujemy regularnie w naszych comiesięcznych zestawieniach w województwach i ich stolicach. Ostatni taki ranking znajdziecie tutaj.
Zróżnicowanie jest bardzo duże, za to krajowa minimalna pensja jest jedna dla całego kraju. Co to oznacza? Że są regiony, w których już dawno przekroczyliśmy pułap określany przez ministrę pracy jako ambitny cel. Minimalna pensja to ponad 60 proc. lokalnej średniej płacy w województwach podkarpackim, lubelskim, świętokrzyskim i podlaskim. A w warmińsko-mazurskim, czy kujawsko-pomorskim jesteśmy od niego bardzo blisko. Co więcej, w niektórych miastach wojewódzkich wskaźnik został też już osiągnięty. Mowa o Kielcach, Gorzowie Wielkopolskim i Białymstoku.
Impuls rozwojowy, czy pętla na szyję?
Oczywiście można przyjąć założenie, że coraz mocniejsze dociskanie wzrostem pensji minimalnej w takich regionach, jak województwa ściany wschodniej, tylko im wyjdzie na zdrowie. Bo przecież zmusi przedsiębiorców do większych inwestycji w kapitał, by ich pracownicy byli bardziej produktywni i na siebie (i na nich) zarabiali.
Jednak sęk w tym, że mówimy o regionach najmniej zamożnych w kraju. Wiemy to z danych GUS choćby o PKB per capita. W 2022 roku (ostatnie dostępne dane) najmniejszy PKB per capita był na Podkarpaciu, wyniósł 55,1 tys. zł. Tylko nieznacznie lepiej było na Lubelszczyźnie, gdzie PKB na mieszkańca to prawie 55,2 tys. zł. Trzecie od końca na tej liście jest województwo warmińsko-mazurskie z wynikiem 56,4 tys. zł na osobę.
A to może oznaczać, że potencjał do inwestowania w innowacyjność, która poprawi produktywność i tym samym konkurencyjność, może być ograniczony.
Oczywiście są miejsca w Polsce (i to widać wyraźnie na naszej mapie), w których minimalna krajowe płaca bardzo mocno odstaje in minus względem lokalnej średniej. To z reguły duże miasta, jak Kraków, Gdańsk czy Warszawa – liderzy naszych zestawień płac. I gospodarcza czołówka Polski. Zwłaszcza Warszawa i jej okolice, która jako jedyna w kraju osiąga ze swoim PKB per capita przekracza unijną średnią. Pozostałe polskie regiony wypadają na tle Unii Europejskiej słabo. A regiony wschodnie – bardzo słabo.
A może zróżnicować pensję minimalną?
Bardzo duże regionalne różnice w wynagrodzeniach to najmocniejszy argument regionalnego zróżnicowania płacy minimalnej. Taki postulat co jakiś czas zgłaszają niektóre organizacji pracodawców. Ale Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej nie chce słyszeć o regionalizacji. A przynajmniej można tak sądzić po wypowiedziach ministry Agnieszki Dziemianowicz-Bąk.
– W tej chwili jesteśmy w momencie, gdzie z jednej strony jest określana płaca minimalna na 2025 rok, a z drugiej jesteśmy na kilka miesięcy przed wdrożeniem ustawy wynikającej z unijnej dyrektywy. Dlatego myślę, że w imię odpowiedzialności i pewności, którą chcemy dawać zarówno pracownikom, jak i pracodawcom, nie jest to najlepszy czas, żeby choćby teoretycznie dywagować na takie tematy. Zamkniemy kwestie, które przed nami i wówczas będzie czas na analizy ewentualnych kolejnych propozycji – powiedziała ministra w rozmowie z money.pl.
Zwolennicy regionalizacji mówią tak: gdyby zróżnicować płacę minimalną w zależności od regionu, to lepiej odpowiadałaby ona specyfice lokalnego rynku pracy. I najlepiej wypełniałaby swoją rolę, a nie byłaby w przypadku mniej zamożnych regionów kamieniem młyńskim wciągającym przedsiębiorców w szarą strefę.
Tyle, że w Unii Europejskiej właściwie nikt nie stosuje regionalizacji stawek płacy minimalnej. Takie rozwiązanie ma Portugalia, która ma krajowe minimum dla Portugalii kontynentalnej, a Azory i Madera ustalają własne stawki. Jeśli już, to płaca minimalna jest zróżnicowana według branż. Najmocniejszy argument oponentów: wprowadzenie różnych płac minimalnych w poszczególnych województwach to zaproszenie do nadużyć.
Może jednak warto wrócić do tej wymiany argumentów? Ostatnia większa debata odbyła się w 2021 roku.
Polecamy także:
- Gniazdownicy po polsku, czyli ilu młodych ludzi mieszka z rodzicami. Jesteśmy w unijnej czołówce
- Gospodarka w Polsce na wznoszącej. A jak wypada na tle innych krajów w Europie? [MAPA]
- Czterodniowy tydzień pracy? Nie tak prędko. Polska w ogonie zestawień produktywności
- Awantura o płacę minimalną. Propozycja ministerstwa pracy skłóciła pracodawców i związkowców