Podróże lotnicze typu citi break to coś, co ostatnio szybko zyskuje na popularności. W Polsce zainteresowanie nimi wzrosło o niemal 40 proc. w stosunku do roku ubiegłego.
Podróżowanie jest najlepsze jesienią. Zwłaszcza wyjazdy na weekend. Tak przynajmniej wskazują badania przeprowadzone przez firmę GfK. Według danych, aż 41 proc. Polaków chciałoby wyjechać w tym roku na city break do jednego z europejskich miast.
Czym jest citi break? To właśnie specyficzny sposób podróżowania samolotem. To nic innego, jak weekendowy wypad do innego miasta, tyle, że z użyciem linii lotniczej. Zainteresowanie podróżami typu city break, wyrażone liczbą wyszukiwań wzrosło o 39 proc. rok do roku.
Z badania GfL wynika również, że obecnie chętniej planujemy podróż krótszą niż dłuższy wyjazd.
Ceny biletów jesienią spadają
Na ten trend na pewno wpływ mają niższe niż zazwyczaj ceny biletów lotniczych. Jesteśmy tuż po sezonie wakacyjnym, dlatego koszty, jakie podróżny poniesie kupując bilet lotniczy maleją praktycznie z tygodnia na tydzień.
W przeciwieństwie do sezonu wakacyjnego, kiedy to nie dość, że ceny biletów lotniczych rosły systematycznie, osiągały niespotykane od wielu lat poziomy.
Czytaj także: Ceny biletów lotniczych rosną, jak szalone. Czy to już koniec tanich lotów?
Szczyt cen był w połowie lipca – podaje serwis eSky.pl.
Dokąd polecieć na weekend?
Jeśli chodzi o kierunek city breaków, faworytem w tym roku jest Rzym. Na drugim miejscu za stolicą Włoch uplasowały się Barcelona i Paryż. W Top 10 znajdziemy najwięcej miast włoskich – oprócz Rzymu w rankingu znalazły się Mediolan, Neapol, Bari oraz Wenecja.
Inne miasta, które cieszą się dużą popularnością to m.in. Ateny, Bruksela, czy Madryt.
Ale chociaż obecne ceny biletów lotniczych wyglądają kusząco, nie ma co się łudzić, że zostaną z nami na stałe w najbardziej oblegane miesiące letnie. W ostatnich latach sposób podróżowania drastycznie się zmienił.
Era tanich biletów się kończy?
Zahamowanie dotychczas mocno rozwijającego się rynku lotniczego nastąpiło w pierwszej fazie pandemii, w roku 2020. Wiele państw, w tym Polska, zamknęło wówczas całkowicie możliwość ruchu międzynarodowego i krajowego. Straty ponieśli wszyscy – linie lotnicze, lotniska, ale również pasażerowie, którzy na pierwsze połączenia lotnicze po lockdownie musieli poczekać wiele miesięcy. W całym roku 2020 obsłużono globalnie 70 proc. mniej podróżnych niż w roku poprzedzającym.
I chociaż podróże krajowe powróciły znacznie szybciej do swojego poziomu sprzed pandemii, nadal latamy mniej na trasach zagranicznych, a zwłaszcza – długodystansowych. Obecnie krajowy ruch lotniczy na całym świecie odbudował się do poziomu 87 proc. tego, co w roku 2019. Z kolei ruch międzynarodowy wrócił do poziomu 70 proc. ilości sprzed pandemii.
Jak szacował niedawno wiceprezes Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA), Sebastian Mikosz, do poziomu latania sprzed pandemii powrócimy najpewniej dopiero w połowie 2024 roku.
W momencie, gdy lotnictwo zaczęło podnosić się po pandemii, nastąpił kolejny krach – atak Rosji na Ukrainę, i co za tym idzie – wzrost cen ropy naftowej. To z kolei znacząco wpłynęło na wysokie ceny biletów lotniczych. W lipcu 2022 roku cena za baryłkę ropy naftowej była średnio o 107 proc. droższa niż w lutym 2020 roku. To nie pozostaje bez wpływu na koszty, jakie ponoszą pasażerowie.
A może podróż pociągiem?
Można by było więc przypuszczać, że część z nas chętniej przesiądzie się na podróże koleją. W minione wakacje furorę zrobiła oferta niemieckich przewoźników – bilet na podróże regionalne za 7 euro.
Niestety, takie promocje nie zdarzają się w Europie tak często, jak byśmy tego chcieli.
Co więcej, w tym tekście udowadniamy, że podróże koleją po Europie wciąż nie należą do najtańszych, a najbardziej opłacalną opcją pozostaje nam samolot. Choć – nie najbardziej ekologiczną.
Więcej o podróżowaniu piszemy tutaj:
- Pociągiem z Warszawy do Lizbony. Subiektywny kolejowy przewodnik po Europie
- Darmowe przejazdy koleją w Hiszpanii. To sposób na walkę z inflacją
- Wspólny system biletowy dla transportu publicznego. Na Zachodzie norma, u nas tylko plan
- Na wakacje pociągiem zamiast autem? „To nie UE, a Putin i ceny ropy przekonają ludzi do kolei”