Niedawno odkryliśmy, że podczas pandemii jedna trzecia populacji Wielkiej Brytanii stwierdziła, że ich zaufanie do nauki wzrosło. Ale siedem procent przyznało, że spadło. Skąd taka rozbieżność odpowiedzi?
Przez wiele lat uważano, że głównym powodem, dla którego niektórzy ludzie odrzucają naukę, jest zwykły deficyt wiedzy i lęk przed nieznanym. Zgodnie z tym, wiele badań wykazało, że postawy wobec nauki są bardziej pozytywne wśród osób, które przeczytało więcej tekstów naukowych.
Gdyby jednak rzeczywiście był to główny problem, lekarstwo byłoby proste: informować ludzi o faktach. Ta strategia, która dominowała w komunikacji naukowej przez większą część XX wieku, zawiodła jednak na wielu poziomach.
Czytaj także: Liczba naukowców w UE rośnie. W Polsce również, ale daleko nam do unijnej średniej
W kontrolowanych eksperymentach stwierdzono, że przekazywanie ludziom informacji naukowych nie zmienia ich nastawienia. A w Wielkiej Brytanii przekaz naukowy dotyczący technologii modyfikowanych genetycznie przyniósł nawet odwrotny skutek.
Niepowodzenie strategii opartej na informacjach może wynikać z tego, że ludzie dyskontują lub unikają informacji, jeśli są one sprzeczne z ich przekonaniami – zjawisko to znane jest również jako tendencja do utwierdzania. Jednak drugim problemem jest to, że niektórzy nie ufają ani wiadomościom, ani posłańcowi, który je przynosi. Oznacza to, że nieufność do nauki niekoniecznie wynika tylko z deficytu wiedzy, ale także z braku zaufania.
Mając to na uwadze, wiele zespołów badawczych, w tym nasz, postanowiło dowiedzieć się, dlaczego niektórzy ludzie ufają, a inni nie ufają nauce. Podczas pandemii wyróżnił się jeden silny czynnik predykcyjny dla osób nieufnych wobec nauki: przede wszystkim brak zaufania do nauki jako takiej.
Zrozumieć nieufność
Najnowsze badania wykazały, że ludzie, którzy odrzucają lub nie ufają nauce, nie są szczególnie dobrze poinformowani na jej temat, ale co ważniejsze, zazwyczaj wierzą, że rozumieją naukę.
W ciągu ostatnich pięciu lat wynik ten był wielokrotnie potwierdzany w badaniach nad postawami wobec wielu kwestii naukowych, w tym szczepionek i żywności modyfikowanej genetycznie. Odkryliśmy również, że utrzymuje się on nawet wtedy, gdy nie pyta się o żadną konkretną technologię. Mogą one jednak nie mieć zastosowania do niektórych upolitycznionych dziedzin nauki, takich jak zmiany klimatyczne.
Ostatnie badania wykazały również, że ludzie mający o sobie zbyt wysokie mniemanie, którzy nie ufają nauce, mają tendencję do błędnego przekonania, że ich punkt widzenia jest powszechny, a zatem, że wiele innych osób się z nimi zgadza.
Inne dowody sugerują, że niektórzy z tych, którzy odrzucają naukę, czerpią również emocjonalną satysfakcję z samego faktu formułowania alternatywnych wyjaśnień w sposób, którego nie można obalić. Taka jest często natura teorii spiskowych – czy to mikrochipy w szczepionkach, czy COVID spowodowany promieniowaniem 5G.
W nauce chodzi jednak o to, by badać i sprawdzać teorie, których błędność można udowodnić – teorie, które naukowcy nazywają falsyfikowalnymi. Z drugiej strony, zwolennicy teorii spiskowych często odrzucają informacje, które nie są zgodne z preferowanym przez nich wyjaśnieniem, w ostateczności kwestionując motywy posłańca.
Kiedy osoba, która ufa metodzie naukowej, debatuje z kimś, kto jej nie ufa, zasadniczo grają oni w dwie różne gry. Oznacza to, że trudno jest przekonać sceptyków, że mogą się mylić.
Szukanie rozwiązań
Co więc możemy zrobić z tym nowym zrozumieniem postaw wobec nauki?
Posłaniec jest tak samo ważny jak wiadomość, którą przynosi. Nasza praca potwierdza wiele wcześniejszych badań pokazujących, że na przykład politykom nie ufa się w zakresie przekazywania wiedzy naukowej, podczas gdy profesorom uniwersyteckim już tak. Należy o tym pamiętać.
Fakt, że niektórzy ludzie negatywnie odnosi się do nauki, trwając w błędnym przekonaniu, że wielu innych się z nimi zgadza, sugeruje kolejną potencjalną strategię: powiedz ludziom, jaki jest konsensus w danej sprawie. Branża reklamowa wpadła na to już dawno. Stwierdzenia takie jak „ośmiu na dziesięciu właścicieli kotów twierdzi, że ich pupil preferuje tę markę karmy” są bardzo popularne.
Niedawna metaanaliza 43 badań dotyczących tej strategii (były to „randomizowane badania kontrolne” – podstawowy standard w testach naukowych) wykazała poparcie dla tego podejścia w celu zmiany wiary w fakty naukowe. Określając konsensus, strategia ta pośrednio wyjaśnia, co jest dezinformacją lub niepopartymi dowodami ideami, co oznacza, że rozwiązuje ona również problem polegający na tym, że połowa ludzi nie wie, co jest prawdą z powodu krążących w przestrzeni społecznej sprzecznych komunikatów.
Bądź na bieżąco z najważniejszymi informacjami subskrybując nasz codzienny newsletter 300Sekund! Obserwuj nas również w Wiadomościach Google.
Podejściem uzupełniającym jest przygotowanie ludzi na możliwość wystąpienia dezinformacji. Dezinformacja rozprzestrzenia się szybko i niestety każda próba jej obalenia powoduje, że staje się ona jeszcze bardziej widoczna. Naukowcy nazywają to „efektem ciągłego wpływu”. Dżinów nigdy nie da się zapędzić z powrotem do butelek. Lepszym rozwiązaniem jest przewidywanie sprzeciwów lub zaszczepianie ludzi przeciwko strategiom wykorzystywanym do promowania dezinformacji. Nazywamy to „obalaniem wyprzedzającym” (prebunking), w przeciwieństwie do obalania post-factum (debunking).
Różne strategie mogą być jednak potrzebne w różnych kontekstach. Znaczenie ma to, czy dana nauka opiera się na konsensusie między ekspertami, jak w przypadku zmian klimatu, czy też na nowych, przełomowych badaniach nad nieznanym wcześniej zjawiskiem, tak jak w przypadku zupełnie nowego wirusa. W tym drugim scenariuszu dobrym rozwiązaniem jest wyjaśnienie tego, co wiemy, czego nie wiemy i co robimy – oraz podkreślenie, że wyniki są niepewne.
Podkreślając niepewność w szybko zmieniających się dziedzinach, możemy obalić zarzut, że nadawcy wiadomości nie można ufać, ponieważ jednego dnia powiedział jedno, a drugiego coś innego.
Żadna strategia nie będzie jednak w 100 proc. skuteczna. Odkryliśmy, że nawet w przypadku szeroko dyskutowanych testów PCR na COVID, 30 proc. ankietowanych stwierdziło, że nie słyszało o PCR.
Powszechnym problemem komunikacji naukowej może być to, że przemawia ona do osób już zaangażowanych w naukę. Być może dlatego czytasz ten tekst.
Niemniej jednak, nowa nauka o komunikacji sugeruje, że z pewnością warto spróbować dotrzeć do osób nieprzekonanych.
Tłumaczył: Tomasz Krzyżanowski
Tekst został opublikowany wcześniej w The Conversation i zamieszczony tutaj na podstawie otwartej licencji (Creative Commons license). Przeczytaj oryginalny artykuł.
Czytaj także:
- Była zabawa, jest kac. Jeden rodzaj alkoholu wywołuje bóle głowy częściej, niż inne
- Praca imigrantów: największe źródło bogactwa i wstydu europejskiego rolnictwa
- Odpuściłeś sobie w święta i teraz się wstydzisz. Niepotrzebnie: to nie zawsze jest niezdrowe
- Uboczny skutek pandemii Covid-19. Lockdown spowolnił rozwój umiejętności językowych u dzieci